bottom of the river

305 39 104
                                    

Trzymaj moją rękę
Oh, kochanie, na dno rzeki wiedzie długa droga w dół.

===

Ciało leżało na stole pośrodku sali tronowej, zimne i nieruchome, owinięte płaszczem. Blada za życia skóra w obliczu śmierci przybrała biały kolor, usta zsiniały. Zamknięto mu oczy, włosy odgarnięto do tyłu.

Lucyfer stał, oparty o stół rękoma- patrzył na ciało w milczeniu, trwali w tej ciszy od wielu minut. Strażnicy ich otaczali, gotowi do wykonania każdego rozkazu.

Była późna noc, parę godzin do świtu. Dean stał, przenosząc niemal cały ciężar ciała na jedną nogę. Wyjęto grot, ale medycy Lucyfera nie zaleczyli jego rany, otoczyli ją tylko bandażem. Krwawił, obficie krwawił, Castiel patrzył na niego, stojąc metr dalej. Rozdzielał ich strażnik.

Znów mieli związane ręce, Dean z tyłu, Castiel z przodu, blondyn bardziej walczył. Stali w półmroku, a Lucyfer milczał.

Uniósł dłoń, pogładził policzek mężczyzny wierzchem palców.

-Proponowałem.

Castiel uniósł wzrok, milcząc. Po jego lewej stronie, pod ścianą, leżały dwa, zawinięte w biały materiał, ciała.

-Mówiłem, że możecie żyć godnie.-król niemal szeptał, odgarniając ciemne włosy znad czoła mężczyzny.-Że dam wam komnatę i regularne posiłki, jeśli się zgodzicie. Chciałem być wspaniałomyślny.

Dean przymknął oczy, zmęczony, obolały. Krew kapała na bruk, zemdleje, jeśli materiał jej nie zatrzyma.

-Trzymałeś nas w klatkach jak zwierzęta.

-WIĘC MOŻE NIMI JESTEŚCIE!-Lucyfer uderzył w stół dłońmi, patrząc na niego ze złością.-Może trzeba was było zakuć jak bydło do wozu, może powinienem cię trzymać razem z psami!

Castiel zacisnął pięści, patrząc na króla. Perdere przetarł twarz dłonią, znów patrząc na ciało.

-Był młodszy od was.-powiedział, na granicy płaczu. Wskazał na bruneta.-Dekadę młodszy od ciebie, znałem...znałem go odkąd był nastolatkiem...

Zadrżał, opuszczając głowę. Jego głos niósł się echem po wielkim pomieszczeniu, sufit był wiele metrów nad nimi, ciemny, dębowy tron stał na końcu, na podwyższeniu.

-Był jedynym bliskim mi człowiekiem.-zacisnął palce na dłoniach Deraja, złączonych na jego brzuchu.-Chciałem być litościwy, dać wam szansę, a wy zabiliście jedynego człowieka, który był mi przyjacielem.

-Litościwy?-Castiel powtórzył unosząc brwi.-Mieliśmy odrzucić honor, by przeżyć w zamku wroga?

-Mogłeś spać codziennie w komnacie z widokiem na miasto, kretynie.-Lucyfer wyprostował się, patrząc na nich z irytacją.-Ale nie, woleliście trzy miesiące zdychać we własnym gównie, niż poprosić! Unieśliście się dumą, by gnić w ciemności, czekając, aż ktoś po was przyjdzie!

-Nie wiedziałem.-Castiel pokręcił głową.-Nie wiedziałem, że kogoś wyślą, ja...

-Okłamałeś mnie.-Lucyfer zaśmiał się, niezbyt radośnie, z niedowierzaniem. Wskazał lekko na Deana.-Mogłem go po prostu zabić.

-Castiel nie wiedział.-Dean potwierdził słowa męża, ledwo stojąc.-Ja też nie wiedziałem, myślałem, że wszyscy zginęli w Rzezi. On przyszedł po mnie.

Lucyfer uniósł brwi, powoli kiwając głową. Obszedł stół, ostatni raz ściskając ramię Deraja.

-A ty nie mogłeś się powstrzymać, prawda? Ważny był?-zapytał, przechylając głowę, wskazując nią na ciała pod ścianą.-Przyszedł cię odbić, wciąż masz łzy na twarzy. Kolejny kochaś? Przyjaciel z dzieciństwa?

Ziemia ObiecanaWhere stories live. Discover now