ruin

312 54 24
                                    

Budujesz nas cegła po cegle
Z ziemi, mułu i gleby
Mówisz, że możemy odpocząć w kawałkach
Tego, co zostało albo tego, co znaleźliśmy
Żałuję, że nie postąpiłem inaczej
Żałuję, że nie postąpiłem słusznie
Ale spalilibyśmy tysiąc teatrów
Gdyby to oznaczało stworzenie dobrej tapety
Odbuduję nas cegła po cegle
Z ,,jak" i ,,dlaczego", nie z ,,kiedy"
Nic nie przygotowało mnie na chwilę

W której pianino ponownie zaśpiewało
Jutro postąpię inaczej
Jutro będę odważny
Ty uczynisz mnie odważnym.

===

Gorąco. Za gorąco.

Co on pieprzył? Za zimno. Trząsł się z zimna.

Źle, bardzo źle.

Pocił się w łóżku. Castiel grzał kołdrę? Zimno.

Mruknął coś na niego. Nie słyszał co.

Odsłonięcie rąbka pościeli było trudniejsze niż machanie mieczem. Zsunął nogi na ziemię. Leshi, jak lodowato. Nie, właściwie to za ciepło.

Przewrócił się na kolana, dopadł wiadra, otoczył je ramionami. Wstrząsy przeszły jego ciało parokrotnie, wyrzucił z siebie całe paskudztwo. Nie jadł kolacji, nie dał rady. Nie miał czym wymiotować, a to było najgorsze.

Żołądek poprzewracał mu się w środku parę razy, podszedł do gardła, zjechał z powrotem na dół, wreszcie się uspokajając. Oparł rozgrzane czoło na ramieniu, przymykając oczy. Prześpi się tutaj.

Ktoś wytarł mu usta i podniósł delikatnie za ramiona.

-Chodź.

Pokręcił głową, ledwo żywy.

-Pomogę ci. Chodź.

Castiel odprowadził go z powrotem do łóżka, pomógł mu usiąść. Przyniósł wiadro, Dean wyciągnął po nie ręce, znów boleśnie wymiotując. Łzy zaszczypały go w oczy, przyjemne to nie było.

-Jeszcze trochę.-Castiel mówił cicho, siadając obok. Uniósł dłoń, potarł nią plecy męża okrężnymi ruchami, pocierał dalej, gdy zobaczył, że to pomaga. Dean nieco się zrelaksował.

-Idź.-Dean zakaszlał, przerywając na moment wywalanie z siebie połowy rezerwowych płynów.-To okropne.

Haftował tak już tydzień, Castiel dość się naoglądał.

-W zdrowiu i w chorobie, Dean. Jeszcze trochę.

Skrzywił się, kończąc-gardło go od tego bolało, wymiotował codziennie parę ładnych razy. Był wykończony.

Castiel wziął wiadro, wyszedł na chwilę za namiot, by wylać zawartość-Dean niemal zasnął na siedząco, gdy czekał, aż wróci.

-Napij się.-brunet podsunął mu wodę pod nos. Dean pokręcił głową.-Musisz.

Dean niechętnie wychylił kielich, krztusząc się płynem-nie miał nic w ustach od wielu godzin, wyschły na wiór. Castiel znów tworzył wewnętrzną stroną dłoni małe kółka na jego plecach.

-To pomaga.-mruknął, opierając głowę na ręce. Pomagało, uspokajało go trochę. Kręgosłup też go bolał.

Miał paskudną grypę żołądkową, zachorował jakiś czas po Elrie-na przemian wymiotował i prawie mdlał, nie miał siły chodzić nawet na zebrania dowódców. Castiel chodził sam, później mówił mu, co ustalili. Mary też to robiła, przez jakiś czas-przychodziła i zdawała raport, gdy bruneta nie było, aż Dean powiedział jej, że nie musi, bo Cas już wszystko mu powiedział. Była tym trochę zdziwiona, ale przestała.

Ziemia ObiecanaWhere stories live. Discover now