Rozdział 5 - Lew, kłótnia i zaskoczenie

118 8 15
                                    

Już od kilku dni tropiliśmy potwora. Dwa dni temu wyszliśmy z lasu i teraz podróżujemy w otoczeniu wzgórz. Podobno potwór na którego polujemy jest groźny, tak przynajmniej mówi Artemida a ja nie mam powodów by jej nie wierzyć.

-Też to czujesz? Chyba jesteśmy już blisko- spytała Thalia. Faktycznie, w powietrzu wyczuć można było dziwną atmosferę. Minęliśmy kolejne wzgórza i zobaczyliśmy lwa Nemejskiego "Co on tu robi?" pomyślałem "Później będę się nad tym zastanawiał, teraz pora działać".

Łowczynie zaatakowały potwora lecz ich strzały nie robiły na nim żadnego wrażenia, po prostu odbijały się od jego skóry nie czyniąc mu krzywdy . Kiedy to zobaczyłem postanowiłem wkroczyć do akcji i pomimo protestów zaatakowałem potwora.

Widać było że zaskoczył go mój atak ale nie na długo. Ciąłem go mieczem, mój atak wskórał dokładnie tyle ile się spodziewałem czyli nic. Uchyliłem się, przed pazurami lwa, i odtoczyłem na bok "Muszę szybko coś wymyślić inaczej będzie po mnie, powinienem zacząć najpierw wymyślać plany a potem rzucać się na potwory". Stanąłem na nogi, byłem oddalony od lwa zaledwie kilka metrów -Poznajesz mnie?!- spytałem. Chyba poznał bo zawarczał  i rzucił się do przodu. "Okej, to będzie jedna z najgłupszych rzeczy jakie zrobiłem w życiu" Wyciągnąłem przed siebie rękę z Orkanem i wbiłem go w rozwarty pysk potwora.

Kiedy lew rozsypał się w proch spojrzałem na moją ręką w której ciągle miałem zakrwawiony miecz "Kurde, znowu jestem ranny".

~

-Co ty sobie myślałeś!- krzyknęła Artemida. Siedziałem w jej namiocie i wysłuchiwałem pouczeń, moja ręka owinięta była opatrunkiem.

-Mogłeś umrzeć!-

-Mogłem umrzeć wiele razy w życiu, a tak poza tym to czemu tak się o mnie martwisz? przecież jestem mężczyzną- Wyraz jej twarzy natychmiastowo się zmienił.

-Masz rację- powiedziała i wyszła z namiotu. "Chyba trochę źle to rozegrałem, musze przeprosić" . Wyszedłem z namiotu i napotkałem wzrok mojej kuzynki.

-Jesteś niemożliwy! znalazłyśmy cię prawie martwego a teraz rzucasz się sam na groźnego potwora w dodatku ciągle mając niezagojone do końca rany. A teraz kłócisz się z Artemidą!-

-Tak wiem, źle zrobiłem, przepraszam. Ale teraz musisz mnie przepuścić, idę szukać twojej szefowej-

-Dobrze. Poszła do lasu, zapewne ćwiczyć- Podziękowałem Thalii i poszedłem w las nasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Nagle usłyszałem odgłosy strzał wbijających atakujących biedne manekiny treningowe. Poszedłem w stronę tych dźwięków i stanąłem twarzą w twarz z Artemidą.

-Przepraszam, nie miałem tego na myśli- powiedziałem

-Ja też przepraszam, nie powinnam tak na ciebie krzyczeć, w sumie to powinnam ci podziękować, chciałeś tylko ochronić nas przed lwem. Po prostu martwiłam się że znowu stanie ci się coś poważnego i tym razem nie będę umiała ci pomóc- powiedziała i usiadła smutna na pobliskim pniu a aj pomyślałem że mówi do mnie nadzwyczaj łagodnie. Usiadłem obok niej.

-Nie musisz się o mnie martwić- powiedziałem i zrobiłem następną najgłupszą rzecz w życiu... przytuliłem dziewiczą boginię która może mnie wyparować w ułamku sekundy. Ku mojemu zaskoczeniu nie odsunęła się, co więcej również mnie przytuliła.

-Nie martw się o mnie- szepnąłem -Dam sobie radę, zawsze daje-


A/N

Sam nie spodziewałem się tak szybkiej aktualizacji ale naszła mnie ochota na napisanie kolejnego rozdziału (przy okazji jednego z najdłuższych). To w sumie tyle. Możecie skomentować jak wam się podobało. Następny rozdział powinien być niedługo.

Pozdrawiam (:

Percy Jackson i Tajemnica nowego życia [Pertemis]Where stories live. Discover now