Rozdział 15

300 16 21
                                    

Minął miesiąc. Elizabeth mimo usilnych starań dodzwonienia się do Nicolla nie zdołała tego zrobić. Przez pierwsze kilka dni po prostu nikt nie odbierał, jednak później po prostu rozłączano połączenie. Nie wiedziała więc co właściwie stało się po ich odjeździe, aż do teraz. W domu ani razu nie wspomniano o owej sytuacji, a jak spytała się pewnego razu o nią Lorenza to zostało jej szybko wyperswadowane myślenie o nim. Ku jej zdziwieniu nawet Spadino nie poruszył z nią tego tematu. Wydawało się już że jest normalnie, ale atmosfera, które panowała w domu w ogóle na to nie wskazywała. Nawet nie wiedziała czy może o tym porozmawiać z pozostałą dwójką braci. Nie wiedziała nawet czy po pierwsze wiedzą o tym co się stało, chociaż by było dziwne jakby nie wiedzieli. A po drugie czy może im ufać. Niby jeszcze nic się nie stało aby mogła stwierdzić, że nie może im ufać, ale od tej sytuacji odczuwała, że każdy w tej rodzinie jest kłamliwy, a cokolwiek powie to pójdzie dalej.

Natomiast w pracy nic nowego nie zaszło. Codzienny patrol na którym może kogoś zatrzymają bo przejechał na czerwonym świetle, skargi, problemy czy zgłoszenia przestępstw od obywateli, ale nic ciekawszego. Poznała natomiast w pracy kilka nowych osób przez ten czas. Między innymi: Lance'a Trench'a, Lincoln'a Theron'a, San Fou, Demi Wolf, Paul'a Snitch'a, Chuk'a Moriss'a, William'a Carrot'a czy Tommy'ego Nelson'a. Co prawda niektórych bardziej polubiła, a niektórych zdecydowanie mniej. Tak mniej, że wolałaby już z nimi nie jeździć na patrol, lecz wiadomo, nie można każdego lubić w pracy, a dopóki była tylko kadetem też nie miała za wiele do powiedzenia w kwestii z kim pojedzie. Chociaż miała nadzieję, że niedługo to się zmieni. Mimo też, że od początku tak na prawdę nie chciała pracować w policji, po tych 3 miesiącach przekonała się do niej. Mogła pilnować w jakiś sposób tego miasta, poznać przy tym masę ludzi i odetchnąć od czegokolwiek co ją czekało już w domu.

Był poniedziałkowy poranek, kiedy Eli się przebudziła. Szybko czas zszedł na jej codzienną rutynę, po czym wyruszyła na Mission Row. Oczywiście jak zawsze o tej godzinie był problem z zaparkowaniem przez co trochę czasu jej zeszło na znalezienie miejsca parkingowego. Zaparkowała na parkingu niedaleko komendy, a tak właściwie praktycznie obok, po czym ruszyła w jej kierunku. Była z czasem na styk, a nie chciała się spóźnić, aby to źle nie wyglądało, więc błyskawicznie się przebrała, przygotowała wszystkie rzeczy i na czas zgłosiła jak co dzień swój status. Chociaż tak na prawdę nikt tego nie pilnował. Zeszła na podziemny parking w nadziei, że może tam znajdzie osobę z którą będzie mogła wyruszyć na patrol, na dole stały dosłownie trzy pojazdy. Gdy tak wyglądała przez szybę wychodzącą na parking czy może nikt w nich nie siedzi, usłyszała jak ktoś schodzi metalowymi schodami w dół. Zaraz przestała je słyszeć, odwróciła się w stronę schodów, a tuż przed nią stał Gregory Montanha z którym dawno się nie widziała.

- Dzień dobry szefie. - Przywitała się, zaskoczona tym widokiem.

- Witam Elizabeth. Czekasz na kogoś?

- Nie, dopiero przyszłam i tak się rozglądałam czy nie ma nikogo z kim mogłabym się wybrać na patrol.

- To idealnie, zapraszam do wozu. - Oznajmił po czym zaczął iść do samochodu, a Eli tuż za nim. - Chcesz poprowadzić? - Spytał miło, podchodząc bliżej auta.

- Zdecydowanie nie. - Powiedziała lekko się uśmiechając, po czym oboje weszli do pojazdu i wyjechali z parkingu.

- 555 plus 1 status 5. - Przekazała na radiu Eli.

- I jak na razie idzie w pracy? - Zapytał od razu po zgłoszeniu statusu przez Elizabeth.

- Myślę, że dobrze sobie radzę. Jeszcze nie do końca przywykłam, ale jest serio w porządku.

- Co z tym prowadzeniem radiowozu?

- A co ma z nim być?

- A prowadziłaś na jakimś patrolu już radiowóz?

Hide In The DarkWhere stories live. Discover now