Rozdział 2

350 19 2
                                    

Już na następny dzień Elizabeth wybrała się na posterunek LSPD przy Mission Row. Na portierni był wysoki ciemnowłosy mężczyzna z okularami i w mundurze. Rozmawiał z jakimś mieszkańcem. Chwilę potem skończyli rozmawiać, a Eli zrobiła krok w przód ku portierni.

- Dzień dobry. Komendant Tom Rift w czym mogę pomóc? - Zaczął mężczyzna.

- Dzień dobry. Chciałabym uzyskać informacje odnośnie przyjmowania funkcjonariuszy.

- Służyła już Pani?

- Jestem świeżo co po studiach.

- Pani godność?

- Elizabeth Panacleti.

- Chwilkę. Zapytam szefa. - Elizabeth przytakneła delikatnie głową, a on odwrócił się i odszedł za drzwi. Jedynie było widać jak mówi coś przez radio. Za pewne przywołuje szefa.

Po chwili wrócił z informacją, że szef kończy spotkanie i zaraz przyjdzie. Poprosił aby usiadła w poczekalni, więc i tam się udała. Siadając na jedno z czterech krzeseł zastanawiała się kto okaże się szefem i czy w ogóle ją przyjmie jeśli nie ma żadnego doświadczenia. Może i jej nie zależało na tej pracy, wolałaby się zajmować czymś innym, lecz nie mogła zawieść rodziny.

Po 10 minutach czekania i grania w Subway Surfers na telefonie z drzwi na skos od niej wyszedł wysoki, szatyn z ciemno brązowymi włosami i oczami w full umundurowaniu. Wyglądał na bardzo poważnego i wysokiego rangą. Przez chwilę załapali ze sobą kontakt wzrokowy, do póki ten nie zwrócił się do Rift'a z jakimś pytaniem. Gdy skończyli gadać podszedł dwa kroki do przodu i wymienił Elizabeth po nazwisku.

- Tak? - Zapytała wygramolując się z krzesła.

- Zapraszam do biura na rozmowę kwalifikacyjną w takim razie. - Powiedział pewnie i już się odwracał gdy przerwała mu tą czynność.

- Teraz?

Odwrócił z powrotem głowę w stronę dziewczyny.

- Jest z tym jakiś problem?

- Nie ma żadnego.

- To zapraszam. - Powiedział pokazując na drzwi i przepuszczając Eli przodem.

Biuro szefa znajdowało się na parterze, praktycznie w samym środku budynku. Więc nie musieli daleko iść.
Mężczyzna wyminął ją po czym otworzył drzwi kluczem i ponownie przepuścił ją pierwszą.

- Nie przedstawiłem się. Gregory Montanha szef policji. - Kończąc zdanie wyciągnął rękę do Elizabeth, ta ją uścisnęła. Po czym oboje usiedli przeciwnych stronach biurka.

- Jakie masz doświadczenie w tym zawodzie? - Zaczął spokojnie wypytywanie.

- Właściwie zerowe. Jestem tuż po akademii.

- A, rozumiem. Dlaczego więc policja?

- To jest pytanie na, które jeszcze nie potrafię odpowiedzieć. Czasami w życiu po prostu jest coś takiego że cię ciągnie do czegoś, ale kompletnie nie wiesz czemu i nie umiesz tego realnie uargumentować. Tak i jest w tym przypadku. - Pięknie wciska szefowi tą ściemę.

-Yhym... - Na jakie stanowisko aspirujesz? - Zapytał lekko się uśmiechając.

- Jak najwyższe, może nie szef czy high comand ale jakiś komendant... Kiedyś... Może...

- Jesteś karana?

- E... Nie wydaje mi się.

- To dobrze, wypiszemy Ci dokument o niekaralności i chyba... Mogę Cię przyjąć na stanowisko kadeta.

- Już? - Pyta zdziwiona tempem jakim to wszystko idzie.

- Tak. Nie mam się do czego doczepić. Jesteś po akademii, a i tak dopiero w praktyce okaże się czy zostaniesz u nas na dłużej. - Mówi miło patrząc cały czas w oczy Elizabeth.

- Okey. W takim razie kiedy mogę zaczynać?

- Przyjdź jutro to wszystko Ci wyjaśnię.

- W takim razie do jutra. - Mówiąc to wstaje z krzesła, a z nią Gregory. Odprowadza ją do wyjścia i się rozchodzą.

Elizabeth dzwoni po taksówkę, a ta zawozi ją pod jej rodzinny dom. Wchodzi do środka, rozgląda się po pomieszczeniach w poszukiwaniu kogokolwiek, ale nikogo nie odnajduje. Dzwoni do Lorenzo, a od niego się dowiaduje, ze prawie wszyscy są w restauracji więc i tam się udaje. Restauracja znajdowała się na zachodzie miasta w dużym budynku w stylu włoskiej architektury. Jechała gdzieś z 30 minut, aż dojechała na miejsce. Już z zewnątrz przez szklane drzwi było widać kilku klientów przy stolikach oraz obsługę za ladą. Eli otworzyła drzwi i podeszła do lady pytając się o właściciela, a w tym czasie z otwartej na lokal kuchni wyszedł Lorenzo.

- Dobrze, że jesteś. Zapraszam do biura. - Zaczyna Lorenzo idąc przez kuchnię, a tam przez drzwi na końcu jej. Otwiera je przodem przepuszczając siostrę, a w środku czeka Spadino wraz z jakimś mężczyzną.

- Ooo, jesteś. To jest Pablo Rodrigez, mój zaufany wspólnik i właściwie moja prawa ręka w wielu biznesach, a to moja córka Elizabeth o której Ci opowiadałem. - Mówi Spadino, a oboje nieznajomi podają sobie rękę. - Dobrze, że przyszłaś jak tam posada? Udało się?

- Zaczynam jutro.

- Świetnie! Właśnie opowiadałem Pablo o naszym planie.

- Przyznam jeśli to się uda to będziemy mieli całe miasto w garści, jedynie trzeba to dobrze rozegrać. - Zaczął swój monolog Rodrigez.

- Chyba JA muszę to dobrze rozegrać... - Przyznała Elizabeth zdecydowanie zakładając ręce na klatkę piersiową.

- Coś jest nie tak z planem? - Pyta Spadino, a wszyscy nagle kierują swój wzrok ku dziewczynie.

- ... Nie widzę tego planu. - Przyznała szczerze.

- Ahhh... Masz wątpliwości... To źle. Wszystko ustaliliśmy, masz proste zadanie, nic czemu by moja córka nie podołała.

Po tych słowach zapadła cisza. Eli cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy ze swoim ojcem i widziała, że serio na nią bardzo liczy i w nią serio wierzy. Na tej ciszy ten temat się zakończył, a cała presja pozostała na barkach Elizabeth.

Hide In The DarkWhere stories live. Discover now