Rozdział 7

276 13 4
                                    

Pierwszy raz od kiedy Elizabeth powróciła do miasta miała cały dzień wolny, która mogła zagospodarować jak tylko chciała. Nie licząc w to spotkania z Carbonarą, ale tym się kompletnie nie przejmowała. Od samego rana humor jej dopisywał. Jak tylko wstała okazało się że nikogo nie ma w domu, co właściwie ją ucieszyło, postanowiła zrobić sobie eleganckie śniadanko i spędzić dzisiejszy cały dzień w domu. Przez kilka godzin to tak wyglądało, na nieszczęście ten spokój przerwał telefon od Spadino.

- Gdzie jesteś?

- W domu. - Odpowiedziała Elizabeth.

- Przyjedź szybko pod restaurację, najlepiej jako Sophie bo nie wiem kto tu przyjedzie.

- Okey, za chwilę będę.

Elizabeth szybko się przebrała i od razu wyruszyła pod restaurację. Jednak zaparkowała jakąś ulicę dalej aby nikt czasami nie ogarnął jakim autem jeździ. Gdy już przyszła na miejsce zauważyła roztrzaskane szyby i ślady po kulach. Od razu weszła do środka uważając na wszędzie rozwalające się szkło. Przy ladzie stał Spadino, Pablo Rodrigez oraz trójka braci Eli i o czymś debatowali.

- Co tu się stało? - Spytała, podchodząc bliżej zbiorowiska.

- Ktoś postanowił ostrzelać restaurację, tym samym wystawił na siebie karę śmierci. - Powiedział wkurzony Spadino.

- Wiecie kto to mógł być?

- Wiemy tylko, że ta cała jego organizacja nazywa się Equilibrium... Ale nie tylko Ristorante zostało ostrzelane. Z tego co udało nam się ustalić strzelano też do hotelu Don Grande, dwóch mechaników, BurgerShota, Zakonu, wypożyczalni aut, siłowni, Tawerny i jeszcze kilku interesów. Co ciekawe wszystkie z tych interesów są przykrywką do tych prawdziwych. - Oznajmił Lorenzo. - Ale mamy pewne podejrzenia, chodź coś Ci pokażemy.

Po tych słowach pokierowali się do biura. Lorenzo wpisał coś na laptopie po czym obrócił ekran w stronę w którą wszyscy stali. Filmik się zaczął. Była na nim jedna osoba w masce A'la gazowej na tle jakiś monitorów, która zaczęła coś mówić...

- Równowaga została zaburzona. Słowa kieruje do mieszkańców Los Santos, szczególnie do organizacji przestępczych, gangów motocyklowych, gangów ulicznych, baronów narkotykowych i innych dziwnych nazewnictw jakimi nazywacie swoje śmieszne zbiorowiska... Z dnia na dzień obserwuje wasze działania w tym mieście i jestem zawiedziony postawą każdego kto stąpa po ulicach tego miasta. Każdy z was całuje drugich w buty, aby tylko nie doprowadzić do wojny między sobą. Niestety tak to nie działa... Każdy w życiu ma wroga i przyjaciela, jest to naturalny balans ludzki. Liczycie, że będziecie żyć w pokoju przez całe życie. Nikt nie stara się tego zmienić. Więc daje wam ostatnią szansę. Pokażcie mi, że jesteście w ogóle godni nazywać się, jakkolwiek się nazywacie... Zamieszki, napady, rozboje i zabójstwa... Nie ma tego. Zaburza to całą równowagę którą od zarania dziejów staram się naprawić. Przestańcie lizać się po dupach i pokażcie swoją potęgę. Jeżeli się to nie zmieni, jeżeli nie przestaniecie bać się konsekwencji. Będę zmuszony do użycia środków których wolałbym nie ruszać. - Widać w tle C4. -  Do środków, które poczuje cały stan San Andreas. Los wszystkich leży w waszych rękach. Myślicie sobie, jakiś klaun Wam grozi, Bejrut tak samo myślał. Byli w takiej samej sytuacji co wy, ale nie posłuchali, więc zapłacili za to. Pokażcie swoją potęgę, zadrżyjcie tym miastem, pokażcie, że to Wy jesteście godni szacunku od mieszkańców miasta... Ten świat potrzebuje równowagi, którą tylko ja mogę zapewnić... Momento mori... ( https://www.youtube.com/watch?v=AUmDNHfZyxc )

- Macie jakieś podejrzenia kto to może być? - Zapytała po skończeniu filmu Elizabeth.

- Nie, ale już zajmują się tym nasi ludzie - Westchnął Spadino.

Hide In The DarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz