1. Nadzieja to rzecz z piórami

397 19 2
                                    

Tego poranka Emily wstała równo ze świtem, obudzona przez niewielkiego ptaszka, który zaglądał do jej okna, nucąc wspaniałą melodię. Z pomocą swojej młodszej siostry Vinnie, ubrała na siebie ciasny gorset oraz czarną suknię. Atmosfera przy śniadaniu była, mogę rzec grobowa, a to wszystko za sprawą niedawnej śmierci siostry pani Dickinson, cioci Lavini, po której nadano imię najmłodszemu dziecku państwa Dickinson.

Po śniadaniu wszyscy zebrali się do powozu i ruszyli w drogę do Bostonu na pogrzeb ciotki. Czekała ich przynajmniej godzinna podróż karocą. Emily z utęsknieniem patrzyłam za okno z nadzieją wypatrując drugiego powozu, którym miała jechać Sue i jej brat Austin. Jednak po dojechaniu na miejsce ze smutkiem odkryła, że żadne z nich nie stawiło się na cmentarzu. Emily zachodziła w głowę, co mogło być przyczyną tej nieobecności.

Co jeśli zaczął się poród albo Sue źle się poczuła? - tego typu myśli snuły się po głowie Emily, dopóki przed jej oczami nie przeleciał mały żółty ptaszek, który przykuł jej uwagę.

- Mamy nadzieję i żarliwie się modlimy, że ta plaga wojny szybko przeminie - ksiądz tymi słowami zaczął swoją przemowę. - Ale Wszechmogący ma swoje własne plany, a sądy pańskie są zawsze prawdziwe i sprawiedliwe...

Pani Dickinson słuchała tych słów z ogromnym przejęciem, co jakiś czas ocierając łzy spod swojej czarnej woalki podczas, gdy Emily była bardziej zajęta przyglądaniem się żółtemu ptaszkowi, który właśnie usiadł na gałęzi nieopodal, ćwierkając radośnie, jakby nieświadom wszechogarniającego amerykański naród nieszczęścia, jakim była tocząca się właśnie wojna secesyjna.

- Starajmy się dalej. Zaleczmy rany tego narodu. I opłakujmy tego odważnego młodzieńca, który oddał życie za swój kraj - kontynuował wielmożny.

Cała rodzina popatrzyła po sobie skonsternowana, nie rozumiejąc, co się dzieje.

- Przepraszam - weszła mu w słowo pani Dickinson, marszcząc posępnie brwi. - Odważnego młodzieńca?

- Tak właśnie powiedziałem - odrzekł ksiądz zupełnie zbity z tropu.

- Ale to nie żaden żołnierz. To moja siostra - odpowiedziała pani Dickinson łamiącym się głosem.

- Przepraszam bardzo? - zdziwił się siwy mężczyzna.

- Jesteśmy na pogrzebie mojej ukochanej siostry Lavinii Norcross Norcross. Poślubiła naszego kuzyna - wyjaśniła kobieta.

Wielmożny pochylił się nad swoim dzienniczkiem skonsternowany.

- To musi być jakaś pomyłka - odpowiedział, rozglądając się na boki.

- Och, pomyłka jest pańska, wielmożny - odezwał się pan Dickinson. - Czy teraz możemy kontynuować nabożeństwo i pochować zmarłą z należytym szacunkiem?

- Okropnie przepraszam - odrzekł duchowny. Gdy już każdy miał nadzieję, że kontynuuje nabożeństwo, dodał jednak: - Nie mam czasu na pogrzeb jakiejś staruszki.

W tłumie dało się usłyszeć oburzenie, jednak duchowny kontynuował swój wywód.

- Mam dzisiaj do pochowania piętnastu żołnierzy Unii, mężczyzn którzy zginęli w obronie Konstytucji i mam już spore opóźnienie...

Wtedy pani Dickinson wybuchnęła płaczem, a jej mąż bezskutecznie próbował podnieść ją na duchu. Duchowny widząc tą scenę westchnął z niezadowoleniem, po czym zaczął odmawiać modlitwę z prędkością światła. Nim wszyscy się spostrzegli było już po nabożeństwie, a ksiądz udał się w stronę kolejnej trumny.

- To najkrótszy pogrzeb na jakim byłam - stwierdziła Lavinia.

- Był okropny - oburzyła się pani Dickinson. - A specjalnie przyjechaliśmy do Bostonu, po coś takiego.

Forevermore - Emisue ff [ZAWIESZONE]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum