Rozdział 5 - Patrząc z góry

146 5 3
                                    

*William

Wyciągnął z taksówki czarną walizkę, a sportową torbę przewiesił przez ramię.

— Naprawdę musisz jechać? — zapytała Tess, chwytając go pod ramię.

— Tłumaczyłem ci to już. Rose to moja jedyna rodzina i potrzebuje pomocy.

— Czyli wszystkie nasze plany legły w gruzach — westchnęła ciężko, siadając na ławce.

— Postaram się jak najszybciej wrócić. Obiecuję — odparł, wysyłając jej łagodny uśmiech, choć sam do końca nie był tego taki pewien. — Kawy? — zapytał. — Mam dopiero za trzydzieści minut odprawę.

— Niech będzie, ale na podwójnym mleku — mruknęła, zakrywając twarz w dłoniach.

— Pilnuj walizek — rzucił, kierując się w stronę małej kawiarenki.

W oddali zauważył małego chłopca, który z całej siły starał się nie płakać. Próbował być dzielny żegnając się z prawdopodobnie ze swoją mamą na lotnisku. Gdy tylko kobieta zniknęła za bramkami, maluch ryknął donośnym płaczem. William dziwnie się poczuł. Miał wrażenie, że wcale nie będzie tęsknił za Tessą i bardzo go to niepokoiło. A co gorsza, czuł, że właśnie ucieczka od niej będzie sprawiała mu więcej radości niż samo zostanie z nią. Pokręcił z niezadowolenia głową. Miał sobie to za złe.

Jestem dla niej okropny — pomyślał, zamawiając kawę.

Minęło kilka minut zanim kelnerką wydała mu zamówienie. Za ten czas zdążył sobie już napluć w twarz za te nielojalne i kłamliwe myśli wobec Tessy.

Czy można z kimś być, nie kochając go? A może ją kocham, ale nie do końca wiem w jaki sposób? — głos w jego głowie nie chciał się uciszyć. Zamknął się dopiero wtedy, gdy zobaczył jej smutną i pobladniętą twarz. Jedno było pewne - ona na pewno go kochała.

— Proszę — wręczył jej ostrożnie kubek kawy.

Zaciągnęła się zapachem kofeiny i uśmiechnęła szeroko.

— Żałuje, że nie mogę wziąć sobie wolnego i lecieć z tobą. Tak bardzo będę za tobą tęsknić Will. Napaliłam się na te wakacje na Florydzie, a teraz...

— Jeszcze na nie pojedziemy, zobaczysz. — Sam nie wiedział, dlaczego tak powiedział. Chyba chciał po prostu zmienić temat.

— Pisz codziennie i dzwoń — zagroziła mu palcem, a on wypiął jej język.

— Dobrze mamusiu.

Kiedy musiał się z nią już rozstać, jakieś obce, nieznane dotąd uczucie ścisnęło go za żołądek.

Złapał ją za rękę jak typowa para żegnająca się na lotnisku. Dopiero gdy zawiesiła się na jego szyi, dotarło do niego, że nie zobaczy jej przez długi okres.

— Uważaj na siebie i nie pracuj za dużo — wyszeptał jej do ucha. Poczuł jak jego policzek wilgotnieje tyle, że to nie on płakał. — Tess, to tylko dwie godziny samolotem. W każdej chwili mogę złapać lot i wrócić — dodał, widząc ją zapłakaną. Sam pragnął teraz uronić łzę, aby wyjść na bardziej wiarygodnego, ale nawet zmuszenie się do tego czynu nie przyniosłoby pożądanych skutków. Po prostu nie było mu smutno.

Zanim zacznie się koniec [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now