Rozdział 2 - Sky tu jest

192 7 9
                                    

*William

         Krople potu spływały wzdłuż jego kręgosłupa. Starał się być skupiony i jakoś zmusić swój umysł do trzeźwego myślenia, ale czterdziestu minutowa walka o piłkę sprawiła, że był przemęczony i wyczerpany nerwowo.  Została jedna minuta do końca meczu. Jego drżące tęczówki ilustrowały odliczający się samoistnie na tablicy czas.

— I po jaką cholerę trener zdjął Alana z boiska dziesięć minut przed końcem meczu?! — ktoś krzyknął zza jego pleców. — Mamy piłkę, ale brakuje nam punktów! Anderson to nasza ostania szansa!

Zacisnął mocniej pięści i ruszył w środek boiska, wystawiając wysoko do góry ręce. Przeciwnik z drużyny uderzył go mocno łokciem w okolice żeber, ale on zignorował ból i powstrzymał się przed upadkiem.

— Seth! Tutaj! — krzyknął, zdzierając sobie gardło. Odbił się od podłogi i precyzyjnie wycelował w tablice.

Nagle wszystko raptownie umilkło. Piłka obracała się wokół własnej osi, robiąc sobie żarty z publiczności.

— No dalej... — wyszeptał, gapiąc się w obręcz.

Ciszę przerwał ogłuszający aplauz. William odetchnął z ulgą, czując jak jego ciało unoszone jest przez członków drużyny. Sam potem podniósł ręce do oklasków, aczkolwiek powoli i bez przesadnego zaangażowania.

— Koniec meczu, wygrywamy z Orłami cztery do dwóch, brawa! — zawołał komentator.

— Jest dobrze, to nasz ostatni mecz w tym sezonie. Spisaliście się. — Trener spojrzał na swoją drużynę dumnym wzrokiem.

— Myślałem, że już po nas... — mruknął Seth, oblewając swoją twarz zimną wodą.

— To co, trzeba to uczcić? Zaczynamy wakacje z przytupem! — zawołał kapitan drużyny. — Wszystko dzięki tobie, Anderson — dodał, znikając w szatni.

— William. — Trener zatrzymał go w ostatniej chwili.

Jakiś ukryty instynkt kazał mu się uśmiechnąć i poprawić włosy.

— Tak? — zapytał, udając swoje zainteresowanie.

— Wiem, że jedyne, czego teraz pragniesz to odpoczynek... przetrwaliśmy naprawdę trudny sezon i cieszę się, że zakończyliśmy go zwycięstwem.

Chłopak ze znudzenia rozejrzał dookoła. Na stojakach leżało co najmniej pięćdziesiąt piłek do koszykówki, z herbami wielu drużyn uniwersyteckich.

— Wiem także, że wakacje to czas wypoczynku... ale mam dla ciebie świetną propozycje — kontynuował, poprawiając czapkę z daszkiem na łysej już głowie. — Kampus organizuje treningi dla dzieciaków i szukają kilku młodych chłopców do prowadzenia zajęć. Jesteś energiczny, utalentowany... może zechciałbyś przekazać swoje umiejętności młodszemu pokoleniu? Na pewno byli by zachwyceni.

William westchnął ciężko, wbijając wzrok w podłogę.

— To miłe, że pan o mnie pomyślał, ale... mam już plany na wakacje.

Mężczyzna przez moment wydawał się być zawiedzony, ale po długim na myśle postanowił uszanować jego decyzje i nie protestować.

— Rozumiem. Daj znać, jeśli zmienisz zdanie. — Poklepał go po ramieniu i obojętnym krokiem ominął.

Brunet wszedł do szatni i w milczeniu przebrał się w czyste ubrania. Był tak zmęczony, że nie miał sił nawet na krótki prysznic.

— Kurwa, w końcu wakacje — mruknął jakiś chłopak, grzebiąc uporczywie w torbie. — Co planujecie chłopaki?

Zanim zacznie się koniec [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now