Rozdział 3 - Piżmowe akordy

109 5 1
                                    



        Ostry zapach whisky wypełnił pomieszczenie, a powietrze stało się gęste od dymu papierosowego. Dochodziła pierwsza w nocy. Sky siedziała w motelowym barze z pustą szklanką w dłoni i gapiła się nostalgicznie w okno, jakby żałowała, że nie może go otworzyć i wyfrunąć. W środku było ciemno, a jedyne światło pochodziło z migoczącego szyldu motelu na końcu ulicy.

— Za chwilę zamykamy — odparł jakiś chudy chłopaczyna z twarzą ukrytą w mroku.

Rozejrzała się dookoła. Była zupełnie sama. Tylko ona i wydobywająca się z magnetofonu muzyka w stylu retro.

— Dobrze być znów w Chicago — westchnęła, zostawiając na ladzie mały podarunek.

Szła teraz długim korytarzem o lśniącej podłodze, otwierającym się po obu stronach na liczne puste pomieszczenia. Kręciło się jej delikatnie w głowie, ale nie na tyle by zgubić się w motelowym labiryncie. Wzdrygnęła się lekko, gdy drzwi z niektórych pokoi delikatnie się uchyliły.

Ostrożnie przekręciła klamkę. Wiedziała, że jest już w środku, gdy poczuła zapach winylowej tapicerki. Wystrój motelu przyprawiał ją o mdłości. Był zaniedbany i urządzony w babcinym stylu, ale jako jedyny znajdował się w korzystnej dla niej lokalizacji i jako jedyny nie kosztował krocie. Rzuciła się na łóżko, które głośno zaskrzypiało pod jej ciężarem. Przez moment gapiła się w błękitny sufit, przywołując w pamięci swój własny pokój, w którym to kiedyś mieszkała. Chciałaby się teraz tam znaleźć.

Powiadomienie z telefonu rozświetliło ściany. Sięgnęła leniwie po komórkę. Na wyświetlaczu widniała wiadomość od matki. W ciągu jednego dnia od przybycia do Chicago, Margaret wysłała jej jakieś dwadzieścia wiadomości.

— Odpisze rano — mruknęła, mlaskając głośno. Od whisky zaschło jej w ustach.

Ciężka kołdra, ozdobiona ręcznie szytymi kwiatkami przykryła jej zmarznięte nogi. Nie potrafiła zasnąć, choć wiedziała, że jej ciało rozpaczliwie potrzebowało snu. W głowie układała plan na jutrzejszy dzień. Powinna zacząć rozglądać się za jakąś sezonową pracą, a co najważniejsze zebrać jakiekolwiek informacje o ojcu. Wiedziała, że pierwszym miejscem jakie z rana odwiedzi będzie jej stary dom. Na samą myśl o tym poczuła mocne ukłucie w klatce piersiowej.

— Ta podróż powinna być zatytułowana „Moja ucieczka przed błędami z przeszłości."

Zamknęła mocno drżące powieki i wtuliła twarz w poduszkę. Naprawdę chciała zasnąć, ale jej myśli wypełniła teraz Abby. Wczoraj wykonała do dawnej przyjaciółki telefon, a ona odparła tylko krótkie „Aha". Co prawda nie spodziewała się od niej żadnego specjalnego powitania, ale myślała, że bardziej ucieszy ją wiadomość o jej powrocie. Tymczasem Abby milczała, wydając do telefonu ciche dźwięki westchnienia. Tylko Matt pofatygował się i zaproponował spotkanie. Wystarczył jej jeden dzień w Chicago, by znów mogła poczuć, co to prawdziwa samotność.

Alarm telefonu wybudził ją z głębokiego snu. Spojrzała na ekran, dochodziła dziesiąta, a ona dalej leżała nieogarnięta w łóżku. Wybiegła z niego jak poparzona, szybko biorąc prysznic i delikatnie się malując. Musiała zakryć te ciemne krążki pod oczami. W końcu była gotowa do wyjścia, ale w brzuchu głośno jej zaburczało.

— Trudno, zjem na mieście — powiedziała na głos, jakby chcąc przekazać swojemu własnemu żołądkowi, aby się nie martwił.

— Dzień dobry! — rzucił recepcjonista, widząc biegnącą ją w stronę wyjścia.

— Dzień dobry — odparła po cichu, mając wrażenie, że to ten sam chłopak, który obsługiwał bar.

Złapała busa w stronę centrum i już po chwili siedziała w knajpie z naleśnikami i kawą. Rozłożyła szeroko gazetę i za jej osłoną spojrzała przez okno na zatłoczoną ulicę. Chicago w porównaniu do niej, w ogóle się nie zmieniło. Te same budynki, śmierdzące restauracje i turyści zaczepiający i pytający przechodniów o drogę. Przez moment poczuła się dziwnie. Jeszcze dwa lata temu pragnęła stąd uciec, a teraz czuła się tu jak w domu. Naprawdę brakowało jej tego miejsca, mimo iż splamione były ono dramatycznymi wydarzeniami.

Zanim zacznie się koniec [ZAWIESZONE]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن