Rozdział 15

70 8 0
                                    

Minęło zaledwie pięć minut od rozpoczęcia pierwszej lekcji, a ja już mam dość. Jest poniedziałek, wiec powinnam dzisiaj wrócić do domu wcześniej, ale przesunęli nam lekcje i kończę dwie godziny później, co dodatkowo mnie dobija, ponieważ zobaczę się z Cami dopiero o szesnastej.

Z moich smutnych myśli wyrywa mnie pukanie do klasy.

– Dzień dobry. – mówi znajomy mi głos, lecz go nie rozpoznaję.

– Matt Wilson, mam rację? – pyta nauczyciel, a ja momentalnie się spinam.

W jednej chwili zaczynam trząść się z przerażenia. Matt Wilson. Chłopak, przez którego płakałam dobre kilka miesięcy, a zarazem chłopak, którego ośmieszyła Cami, aby się zemścić za to, jak mnie potraktował.

– Zgadza się.

Może to zwykły zbieg okoliczności. Jest wiele mężczyzn o takim imieniu i nazwisku i wiele osób może mieć podobny głos.

– W takim razie zapraszam.

Wchodzi do klasy i dopiero wtedy mogę go zobaczyć. 

Moje oczy rozszerzają się z niedowierzaniem i mimo rosnącego we mnie gniewu nie mogę oderwać wzroku od chłopaka stojącego na środku. Te same rysy twarzy, te same włosy. Spoglądam w jego oczy i dostrzegam tak dobrze znane mi ciemne tęczówki, które tak mocno kiedyś kochałam, a teraz sprawiają, że mam ochotę uciec z klasy, nie patrząc przed siebie. Przełykam głośno ślinę, a dłonie zaciskam w pięść, wbijając paznokcie w swoją skórę, by powstrzymać przemianę. Ból sprawia, że mogę nad tym zapanować. Myśli przebiegają mi po głowie, nie dając wytchnienia. Coraz ciężej jest mi panować nad sobą, jednak nie daję tego po sobie poznać. Moje oczy są spokojne, wbite w jeden punkt.

– Zajmij miejsce obok Harper. – rozkazuje nauczyciel.

To są chyba jakieś żarty, mówię w myślach. Spośród ośmiu wolnych miejsc musiał wybrać właśnie te obok mnie. Zwykle siedzę ze Scottem, którego na moje nieszczęście dzisiaj nie ma, więc muszę wytrzymać tylko jedną lekcję.

– Znowu się widzimy. – mówi blondyn, siadając na krześle obok. – Nie przywitasz się? – pyta, a ja dalej go ignoruje i zamierzam to robić do końca tej lekcji.

Przez kolejne dwadzieścia minut nie odzywa się, z czego jestem zadowolona. Zastanawia mnie tylko, co on tutaj do cholery robi. Kiedy się spotykaliśmy, wielokrotnie mi powtarzał, że nigdy nie wyprowadzi się z Mystic Falls.

– Będziesz mnie ignorować do końca tej lekcji?

Tak, dokładnie to będę robić, odpowiadam w myślach.

– Nie możemy po prostu zapomnieć o tym, co wydarzyło się w Mystic Falls i no nie wiem, zacząć od nowa? – pyta, na co jedynie prycham.

Słyszę jego bicie serce i przyspieszony puls. Czyżby się stresował? Ledwo powstrzymuję się od kolejnego prychnięcia.

Przez resztę lekcji nie odezwał się słowem, na co oczywiście nie narzekam. Kiedy tylko dzwoni dzwonek, niemalże wybiegam z klasy, przez co wpadam na jakiegoś chłopaka. Od razu podnoszę wzrok i okazuje się, że wpadłam na Scotta.

– Tak ci się spieszy na kolejną lekcję? – pyta, poprawiając plecak.

– Tak, już nie mogę się doczekać. – odpowiadam sarkastycznie. – Dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji? – pytam po chwili.

– Zaspałem. – Wzrusza ramionami obojętnie.

Cały Scott. Niczym się nie przejmuje z wyjątkiem spraw związanych z wilkołakami.

New lifeWhere stories live. Discover now