Rozdział 9

90 8 0
                                    

Za chwilę ma zacząć się lekcja wf-u, której szczerze nienawidzę. Nigdy nie byłam wysportowana i zawsze starałam się unikać tego przedmiotu. Podrabiałam zwolnienia albo po prostu siadałam na ławce, nic nie mówiąc. Tak samo chciałam zrobić i tym razem, usiąść na trybunach i nie przykuwać uwagi innych.

Zajmuję więc miejsce na końcu tak, aby nie być za bardzo na widoku i obserwuję, jak reszta klasy wybiera drużynę do lacrosse. Znam zasady tej gry bardzo dobrze, ale jeśli miałabym zagrać, kompletnie nie wiedziałabym co mam robić. W poprzedniej szkole, przez to, że nie ćwiczyłam, musiałam liczyć punkty i w taki sposób nauczyłam się zasad, jednak nigdy w to nie grałam.

Po chwili widzę, jak trener idzie w moją stronę i mam ogromną nadzieję, że do mnie nie podejdzie.

– Roberts – Nadzieja matką głupich jak to mówią. – potrzebujemy jeszcze jednego zawodnika, będziesz rozgrywającym.

–Ale ja...

– Żadnych wymówek, na boisko. – Nie pozwala mi dokończyć i odchodzi do reszty.

Nie mam wyjścia i muszę zagrać. Nauczka na przyszłość – zawsze miej przy sobie zwolnienie. Zasady znam, więc to nie może być aż tak trudne.

Szybko zmieniam zdanie, kiedy znajduję się pośrodku boiska z rakietą w ręku. Widzę Scotta, który chce podać do mnie piłkę. Pokazuję mu, aby tego nie robił. Jestem pewna, że nie złapie i stracimy przeze mnie punkt, jednak mnie nie słucha. Ku mojemu zdziwieniu bez problemu ją łapię i podaję do Isaaca – wysokiego i szczupłego chłopaka z kręconymi włosami, który od razu przejmuje piłkę i biegnie w stronę bramki. Nie mija chwila i zdobywa dla nas punkt.

Gra kończy się naszą wygraną. Cieszę się, że chociaż w minimalnym stopniu się do tego przyczyniłam. Cała klasa idzie do szatni, więc i ja zmierzam w tym samym kierunku. 

Po chwili czuję dosyć mocne uderzenie w moje ramię.

– Uważaj jak chodzisz. – warczy średniej wysokości szatyn.

W jednej chwili moja radość z wygranej zamienia się w złość. Nie mogę tak po prostu tego olać.

– To ty mnie uderzyłeś.– syczę przez zęby.

– Stoisz na środku boiska i zagradzasz drogę. – odpowiada ze spokojem, co jeszcze bardziej mnie irytuje, przez co kolor moich oczu się zmienia. Staram się robić wszystko, aby się opanować jednak z marnym skutkiem. Po chwili czuję, jak ktoś łapie za moją dłoń i splata palce razem. Spoglądam w górę i widzę Aidena. W jednej chwili się uspokajam.

– Jakiś problem? – pyta Aiden.

– Nie, nie ma żadnego problemu. – Uśmiecha się sztucznie. – A ty następnym razem bardziej uważaj. – zwraca się tym razem do mnie i odchodzi, na co ja jedynie prycham.

– W porządku? – pyta brunet, dalej trzymając mnie za rękę.

– Umm tak, dzięki za pomoc.

– Musisz jeszcze trochę popracować nad kontrolowaniem swojej złości.

Kiwam głową i już mam odejść, jednak chłopak staje naprzeciwko mnie, tym samym zagradzając mi drogę. Wyciąga swoją lewą dłoń w moją stronę, a następnie kładzie ją na mojej szyi. Przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz spowodowany jego dotykiem. Momentalnie moje serce przyspiesza, kiedy nachyla się nade mną. Przymykam lekko oczy, a po chwili Aiden łączy nasze usta w krótkim, lecz czułym pocałunku.

– Spotkamy się później? – mówi z uśmiechem, odsuwając się ode mnie. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, więc tylko kiwam twierdząco głową. – Na razie Harper.

New lifeWhere stories live. Discover now