Co jest? Pomyślałam, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Jakim cudem on stoi jak człowiek i jak mu się do cholery udało pchnąć mnie na to drzewo.

Staram się znaleźć coś, czym mogłabym się obronić, ale niczego nie ma. Wiem, że nie mam z nim szans. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Mam siedemnaście lat i nie chce umierać, ale chyba za chwilę tak się stanie.

Dostrzegam, jak wysuwa pazury. Zamykam oczy, czekając na swój koniec, jednak nic się nie dzieje. Unoszę powoli powieki i widzę kogoś walczącego ze zwierzęciem. Przyglądam się mu i nie mogę w to uwierzyć. Aiden. Cieszę się, że tu jest, ale też boję się, że może mu się coś stać.

I się nie myliłam, oberwał dosyć mocno, a z jego ramienia spływa ciemnoczerwona krew. Chcę mu pomóc, ale nie jestem w stanie. Czuję się coraz gorzej i nie mam sił, by się podnieść.

– Już nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna. – Po kilku minutach słyszę stłumiony głos bruneta, a po chwili jest już tylko ciemność.

                                                                                      ****

Budzę się w nieznanym mi miejscu. Nie bardzo wiem, jak się tu znalazłam. Rozglądam się po pomieszczeniu, które nie jest zbyt duże. Znajduję się w nim fotel, kilka półek i kartonów, niewielkie biurko no i łóżko na, którym leżę. Wstaje powoli i czuję ból w skroniach. Delikatnie dotykam bolącego miejsca i czuję naklejony plaster. Jestem pewna, że go tam nie było. Po chwili słyszę znajomy głos chłopaka, który z kimś rozmawia. W tym momencie wspomnienia zaczęły wracać. Spacer po lesie, odgłosy wycia, ogromny wilk, Aiden, ciemność.

Wstaję, aby stąd wyjść, ale kręci mi się w głowię. Już mam upaść, kiedy czuję silne ręce trzymające mnie w szczelnym uścisku.

– Nie powinnaś wstawać, mocno oberwałaś – mówi z powagą Aiden, który przez cały czas mnie trzyma.

– Aiden? Co ja tu robię? – Wyswobadzam się z jego objęć i powoli siadam na łóżku.

– Zemdlałaś wczoraj w lesie, nie mogłem cię zostawić, więc zabrałem cię tutaj.

– Wczoraj?! – krzyczę, nie wierząc w jego słowa.

To nie mogło być wczoraj. Rodzice mnie zabiją. Pewnie już dzwonią po policję i zgłaszają zaginięcie. Czasami są zbyt opiekuńczy w stosunku do mnie, więc nie zdziwiłabym się, gdyby naprawdę poszli na komisariat.

– Tak Harper, zemdlałaś wczoraj i dopiero się obudziłaś, musiałaś naprawdę mocno uderzyć o coś głową. – Siada obok mnie, by po chwili obejrzeć moją ranę na głowię.

– Nie, ja nie mogę tu być tyle czasu – Zaczynam panikować. – moi rodzice...

– Spokojnie, pomyślałem o tym, napisałem z twojego telefonu do nich, że spotkałaś Lydię podczas spaceru i u niej zanocujesz. – mówi, przerywając mi.

Oddycham z ulgą. Gdyby tego nie zrobił zapewne po powrocie do domu, nie wyszłabym już z niego do końca roku. Spoglądam na jego ramię i przypominam sobie, że był ranny, a teraz nie ma żadnego śladu.

– Twoje ramię.

– Hm? – spogląda na mnie zdziwiony

– Byłeś ranny. – Momentalnie się spina.

– Musiało ci się przewidzieć.

Kłamie. Akurat tego, że został ranny, jestem pewna.

– Wiem, co widziałam, zostałeś ranny, a z twojego ramienia spływała krew. – Trzymam przy swoim i nie mam zamiaru odpuszczać. Najpierw ten wilk, który niezbyt przypominał zwykłego wilka, a teraz tajemnicze uleczenie Aidena, coś jest nie tak.

New lifeTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon