26. W imię miłości

877 48 5
                                    

   Kiedy tylko przekroczyli próg jej kwatery Vittoria uwolniła się od podtrzymujących ją ramion dyrektora i usiadła ciężko w fotelu. Chciała być teraz sama, ale czuła, że jego pojawienie się w lochu nie było jedynie zbiegiem okoliczności.

   - Czy coś się stało? - zapytała cicho, siedząc z odchyloną głową i zamkniętymi oczami.

   - To może zaczekać – odparł po chwili Dumbledore i zaczął zbierać się do wyjścia.

   - Nie może – rzuciła szorstko Vittoria, wstając. 

   - W porządku – zaczął Dumbledore. - Przyszedłem, żeby poinformować cię, że wszystkie ofiary albańskiej klątwy... zostały dziś znalezione martwe w swoich łóżkach. Ministerstwo prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Podejrzewają, że zostały otrute. Prawdopodobnie ma to związek z wykrytą niedawno siatką szpiegów Voldemorta w Ministerstwie i śmiercią Antona Larcha.

   Vittoria patrzyła przez chwilę na niego, lecz wyraz jej twarzy nie wyrażał absolutnie niczego. Po chwili odwróciła się i milcząc, wolnym krokiem udała się do salonu.

   - Obawiam się, że w obecnej sytuacji... – dyrektor mówił co raz ciszej – ...wszystkie nasze wysiłki poszły na marne. Przykro mi.

   Zamknęła oczy. Ściskała dłońmi własne ramiona tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. W tej chwili nie czuła nic, żadnej złości, gniewu, goryczy – jedynie dziwne odrętwienie. Przepadło. Wszystko przepadło. Cały wysiłek został zmarnowany. Los nawet to jej odebrał.

   Stojący w tyle Dumbledore podniósł głowę z niedowierzaniem, kiedy do jego uszu dotarł jej szaleńczy, histeryczny śmiech. Sprawiała wrażenie, jakby postradała zmysły. Śmiała się tak bardzo, że musiała wesprzeć się na komodzie, by nie upaść. Był to widok tak osobliwy, że aż przerażający, lecz dyrektor czuł, jak ogarnia go litość dla tej kobiety.

   Po kilku chwilach zaczęła się uspokajać, jednocześnie czując narastającą w niej w zawrotnym tempie dziką furię. Odepchnąwszy się od blatu, wytarła dłonią łzy z oczu i omiotła spojrzeniem rzeczy znajdujące się na komodzie. Książki, pióra, jakieś pergaminy, roślina w doniczce.

   Bzdury.

   Jednym szybkim ruchem zrzuciła wszystko na podłogę. Doniczka pękła z głuchym trzaskiem, uwalniając grudki ziemi i korzenie. Odwróciła się w stronę Dumbledore'a, który obserwował tę scenę, milcząc. Wrzasnęła, a był to przejmujący, nieartykułowany ryk pełen gniewu. W gorzkim przypływie frustracji zaczęła zrzucać na podłogę wszystko, co nawinęło się jej pod rękę. Czuła się przepełniona, emocje wręcz kipiały z niej, nie mogąc znaleźć innego ujścia, jak tylko poprzez agresję. Nie potrafiła pogodzić się z tym, co właśnie usłyszała. Rozpaczliwie wyjąc, powoli doprowadzała swoją kwaterę do ruiny. W jej głowie miotała się jedynie obłędna, rozpaczliwa wściekłość. Drzewo, które odbiera rozum... sprowadza nieszczęścia na każdego, kto podejmie się hodowli... im gorzej ci się wiedzie, tym bujniej rośnie.... - słowa ojca jak bumerang wracały do niej, potęgując jedynie jej frustrację. Słowa, z których kpiła i którym nie dowierzała, a które okazały się prorocze. Czuła się wykorzystana, oszukana i potwornie zraniona.

    Ostatni, jękliwy dźwięk ucięty przez zduszony szloch wyrwał się z piersi kobiety, po czym kompletnie wyzuta z sił opadła na kolana między rozrzucone książki, papiery i meble. Złapała się za głowę i zaczęła szlochać. Z ruchu jej ramion można było odnieść wrażenie, że płacze, lecz Vittoria nie płakała. Nie była już w stanie. Wściekłość i żal były tak wielkie, że niemal rozsadzały jej czaszkę.

   Dumbledore bezszelestnie zbliżył się do niej i uklęknął tuż obok.

   - Vittorio... - zaczął, lecz przerwała mu ruchem dłoni.

Jabłko śmierci || Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz