8. Pojedynek

1.2K 69 8
                                    

   - Strasznie tu.

   Snape prychnął.

   - Przyzwyczajaj się. Na pewno nie raz będziesz tu sama.

   - Nic z tego. Mówiłam ci, że siedzimy w tym razem.

   - Chyba się nie spodziewasz, że będę tu z tobą przesiadywał. Żadne drzewo nie jest warte tego, by marnować czas patrząc jak rośnie.

   - Mylisz się, Severusie. Nie ma nic piękniejszego niż obserwowanie rośliny, która zakwita raz - powtarzam – raz w życiu. Kiedyś spędziłam dwanaście godzin czekając, aż moja echmea otworzy pąki. Miałam osiem lat.

   - Jesteś szalona - stwierdził kwaśno Snape

   Vittoria zacmokała.

   – Doprawdy uroczy komplement. Aż dziw, że nie ciągnie się za tobą sznur wielbicielek. Och nie, zaczekaj. To w sumie wcale nie jest dziwne.

   Szli ciemnym wąskim korytarzem, przedzierając się przez gąszcz pajęczyn i dogryzając sobie przez większość drogi. Tumany drażniącego gardło kurzu wzbijały się z podłogi za każdym razem, kiedy stawiali kroki. Drogę oświetlali sobie jedynie za pomocą różdżek, było to więc bardzo mizerne światło. Vittoria nie odstępowała Severusa na krok, bo bała się zgubić. Snape natomiast sprawiał wrażenie, jakby doskonale wiedział, dokąd ich prowadzi. W końcu stanęli przed żelaznymi solidnymi drzwiami.

   - To tutaj - mruknął Snape i chwycił wielką, lekko pordzewiałą klamkę. Wrota otworzyły się z okropnym zgrzytnięciem.

   Pomieszczenie okazało się być ogromne, zaś w środku - zgodnie z tym, co twierdził Severus - było bardzo wilgotno. Na tyle wilgotno, że kamienne ściany sprawiały wrażenie dopiero co oblanych wodą, zaś w jednym kącie stała sporych rozmiarów kałuża. Znajdowały się tu również pokryte pajęczynami stosy starych beczek, drewnianych skrzyń i starych, rozpadających się mebli. Powietrze było zatęchłe i ciężkie. Słabe, zielonkawe światło wpadało przez malutkie okienko z szybami w tym samym kolorze, nadając wnętrzu upiornego charakteru.

   - Idealny - westchnęła Vittoria.

***

   Niedzielę spędzili na wspólnym sprzątaniu lochu i przygotowaniu go do funkcji, jaką wkrótce miał zacząć pełnić. Pracę rozpoczęli zaraz po śniadaniu. Postanowili urządzić w nim niewielkie stanowisko do warzenia eliksirów, żeby zawsze mieć możliwość szybkiego wytworzenia Wywaru Żywej Śmierci potrzebnego do podlewania rośliny. W pomieszczeniu stanął między innymi duży stół, kilka małych regałów i dwa krzesła. Pomieszczenie doświetlili dodatkowo za pomocą świec. W czasie, kiedy Snape poszedł do swojego magazynu, by przynieść składniki potrzebne do zrobienia wywaru, Vittoria udała się do kuchni, by zorganizować dla nich jakieś zapasy na resztę dnia. Skrzaty domowe okazały się bardzo hojne i kobieta wracała do lochu z torbą pełną kanapek, ciastek i owoców. Pożyczyła również dzbanek i dwa kubki. Kiedy wróciła, Severus właśnie rozpoczynał pracę nad eliksirem.

   - Co to? - spytał, widząc obładowaną Vittorię.

   - Prowiant. Pomyślałam, że lepiej będzie nie pokazywać się dzisiaj na obiedzie. Oboje wyglądamy, jakbyśmy od tygodnia pracowali w kopalni - rzekła, rzucając na stół torbę z jedzeniem i stawiając naczynia. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i wycelowała w dzbanek.

   - Aguamenti - wypowiedziała zaklęcie i naczynie w jednej chwili napełniło się czystą wodą.

   - Widzę, że zaczęłaś w końcu używać różdżki – skomentował Snape z ironią w głosie, odmierzając idealną ilość nalewki piołunowej.

Jabłko śmierci || Severus Snape x OCWhere stories live. Discover now