Część IIb. 12. (ostatnia)

213 8 24
                                    


Hope siedziała oparta o skałę z pustym wyrazem twarzy. Nie miała już sił na łzy ani odczuwanie żadnych innych większych emocji. Mentalnie utknęła w miejscu, z którego nikt jej nie wyciągał. Wpatrywała się w ogromny zasypany dół; miejsce spoczynku zabitych wczorajszej nocy pobratymców. Ludzi, którzy dziś wieczorem mieli świętować początek nowego życia. A nie ujrzeli nawet wschodu słońca.

Noc spędziła przy ciele przyjaciela, ciotki i wuja. Robert również poległ w walce. Podcięte gardło okryła znalezioną małą apaszką. Mimo zbiorowej mogiły dopilnowała, by wszyscy troje zostali pochowani obok siebie. Dzięki temu mogła przy nich czuwać. Pożegnać się na swój własny sposób.

Nie zważała uwagi na zgliszcza i krzątających się ludzi. Przyjaciele też postanowili dać jej spokój. Jedynie Tom co jakiś czas podchodził sprawdzić jak się trzyma. I czy nic głupiego nie przychodzi jej do głowy.

Miała się nijak, ale nikt się jej nie dziwił. DRESZCZ znowu odebrał jej rodzinę, podeptał nadzieję, napluł w twarz. Informacja o własnej nieodporności przestała jej przeszkadzać. W obliczu obecnej sytuacji była jej nawet na rękę. Skoro była już zainfekowana, to jej dni były policzone.

Ale z drugiej strony chciała osiągnąć jeszcze jeden cel – zagwarantować Newtowi wolność, normalne życie. Odnaleźć sposób, by przeżył. A skoro on miał z niego skorzystać, to również mogłaby się załapać. Potrzebowała tylko do niego dotrzeć.

– Co teraz będzie? – Dobiegło do niej nagle pytanie zadane przez Patelniaka. Rozejrzała się po najbliżej zgromadzonych, zauważając, że w końcu pozwolili sobie na chwilę odpoczynku. Siedzieli w różnych odstępach, umorusani piachem i krwią. Pamiątką poprzedniej nocy.

– Zbierzemy ocalałych. – Głos zabrał Vince. Jakby nie patrzeć, wciąż był tu głównym dowodzącym. – Odstawimy was do Bezpiecznej Przystani. I zaczniemy od nowa.

– Ja z wami nie idę – usłyszała nagle słowa Thomasa. Spojrzała na niego z czymś na kształt nadziei w oczach.

– Ani ja. – Dodała, sprowadzając na siebie uwagę zebranych. Tom zerknął na nią i już chciał zacząć się kłócić, gdy zobaczył wyraz jej twarzy. Nie był zdecydowany. Wyrażał mieszankę różnorakich emocji, które krzyczały jedno; „nie dam się odciągnąć od żadnego twojego głupiego pomysłu". Dlatego jedynie przytaknął, uśmiechając się do niej smutno.

– Co? – Vince spojrzał na dwójkę przyjaciół jak na wariatów. W gruncie rzeczy nimi byli. Porywali się z przysłowiową motyką na słońce.

– Nie zostawię Newta bez pomocy.

– Rozejrzyj się, spuścili nam łomot. – Vince uniósł głos, łapiąc się od boki. – Mieliście inny cel.

– Nie proszę, żebyście ze mną poszli. – Przewrócił oczami, słysząc dobiegające z boku znaczące chrząknięcie. – Z nami.

– Hope, znam Newta, odkąd pamiętam. – Minho podszedł bliżej, szukając jej wzroku. – I gdyby istniał choć cień szansy, że możemy go uratować, to stałbym teraz obok was. Ale... chcecie dokonać niemożliwego.

– To samobójstwo. – Do rozmowy włączył się Jorge. Obejrzała się za siebie, myśląc nad tym, co powiedział.

– Może. Ale ja już jestem martwa. Zbyt wielu bliskich utraciłam, żeby i jego spisać na straty. – Pozwoliła gorzkiej prawdzie wybrzmieć, pozwolić do niej dojść i innym. Thomas popatrzył na nią ze smutkiem, poprawiając torbę przewieszoną przez ramię.

– Wiem, co muszę zrobić. Nie tylko dla Newta, ale dla nas wszystkich. Dla tych, których porwali i porwą w przyszłości.

– Nie przestaną – wyszeptała, czując narastający wewnątrz gniew. Emocje wracały. Wracała żywa chęć do wzięcia odwetu za to wszystko, co się wydarzyło.

– Nigdy nie przestaną. – Tom potaknął, zerkając na pozostałych. – Więc ich powstrzymam. Wybacz, Hope, ale zamierzam zabić Avę Paige. – Pewność, z jaką wypowiedział te słowa uderzyła w każdego. Ale w nią z jeszcze większą siłą. Dumnie podniosła się z ziemi, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Powoli podeszła, wręczając mu mały rewolwer.

– Pozdrów ją ode mnie, gdy będziesz jej pakował kulkę w łeb. – Zauważył błysk w oku. I w końcu pojawiło się na niej zdeterminowanie. Gotowość do działania za wszelką cenę.

– Niezła gadka. Jaki masz więc plan? – pytanie Vinca zawisło w powietrzu, zasiewając w ich umysłach małe ziarenko. Nie, podlewając te zasiane przez Thomasa.

Musieli się streszczać. Czas nigdy nie był ich sprzymierzeńcem.

Czekał ich ostatni przystanek, który miał zadecydować, w którą stronę pójdą.

W bajkę z happy endem czy dramat ze śmiercią w centrum.

Teraz wszystko miało się rozstrzygnąć.

Wojna dorosłych miała zostać zakończona- przez wplątane w nią, teraz już dorosłe, dzieci.

Koniec części II.

***********************************************************************************************

(data opublikowania: 27.11.2021)

Mamy to! Dotarłyśmy do finału!!!

Jestem bardzo ciekawa, czy ta część spełniła Wasze oczekiwania :D Może miałyście nadzieję, że coś potoczy się inaczej? :D

Bardzo serdecznie dziękuję za towarzyszenie mi w tej drodze! ^-^ za każdą gwiazdkę i komentarz, ale też i wszystkie wyświetlenia. To naprawdę motywuje człowieka do pracy :D Cieszę się, że moja wersja trafiła do sporej części Czytelników <3 jeszcze raz ogromne DZIĘKUJĘ!!!

Co do trzeciej części- chyba mam złą wiadomość :( w związku z tym, że studiuję na kierunku medycznym, a obecny rocznik jest moim dyplomowym, potrzebuję skupić się na nauce, praktykach w szpitalu i pisaniu pracy. Może gdzieś po drodze uda mi się coś napisać, ale nie umiem się określić i nic obiecać, a też nie chciałabym robić nic na siłę i dawać Wam czegoś, co mnie nie zadowala. 

Mam nadzieję, że zrozumiecie i zaczekacie:) na dniach, może nawet dziś, postaram się stworzyć ikonkę części trzeciej, tak żeby można ją było dodać do Biblioteki i czekać na powiadomienie:)

Jeszcze raz dzięki Miśki, że byliście tutaj ze mną! Buziaki i do zobaczenia,

Oleanderka:)


Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz