Część IIb. 1.

300 13 12
                                    


Cisza wwiercała jej się w głowę i mimo że nie trwała długo, to dla Hope zdawała się ciągnąć wieczność. Stała sztywna jak posąg, nie potrafiąc ponownie wydobyć z siebie głosu. A co jeśli skończył tak jak Winston? Przez umysł przeleciało jej tak wiele rzeczy, jakie mogły mu się przytrafić; jakie mogły ponownie jej go odebrać. 

Parker przeczuwając, co mogło się stać podszedł bliżej, kładąc dziewczynie swoją dłoń na ramieniu. Dotąd cieszył się jej szczęściem, ale jeśli teraz będzie jej potrzebny w ciężkiej chwili, to również był gotowy stać obok niczym skała; gotowy objąć ją i poskładać z powrotem. Chociaż dla niej zapewne nie byłoby żadnego „z powrotem", zdążył się już o tym przekonać.

– Jorge? – Głos przyjaciela wyrwał ją z dziury rozpaczy, w jaką zaczęła się pogrążać. Co miało do cholery oznaczać ich milczenie?! Czy to właśnie na jej brata Tom patrzył się zszokowany od tych kilku dłużących się chwil?!

– Pamiętasz mnie? – Chłopak zdziwił się, ale akurat to miała teraz w nosie.

– Tom, gdzie jest Newt?! – Wysunęła się z objęć Minho i strzepała z siebie rękę Donovana, podchodząc do bruneta. Widząc ciskane przez nią wściekłe spojrzenia dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak mogło wyglądać z boku ich zachowanie. Po prostu mieli z nim ciężką przeprawę. Szczególnie ostatniej nocy...

– Tak, przepraszam. Jest...

– Hope? – Słysząc pełen troski, niepewności i szoku głos poczuła, jak nagle wszystko wskakuje na swoje miejsce; jak wszelkie problemy odchodzą na bok, zastąpione miłością. Od teraz mogła stawiać czoło światu, wiedząc, że jest bezpieczna i pełna. A przede wszystkim kochana.

Stał tam, oparty o ścianę, przenosząc jak zwykle ciężar ciała na zdrową nogę i wpatrując się w nią czekoladowymi oczami przysłoniętymi przydługimi włosami. To naprawdę był on w pełnej krasie.

Nie było fajerwerków, nie było szału radości ani natychmiastowego rzucania się sobie w ramiona. Było za to wszechogarniające uczucie ulgi.

Tym razem cisza zupełnie jej nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie- wzmagała odczucia, pozwalając skupić się na tym, co najważniejsze. Podeszła do niego niespiesznie, jakby wciąż obawiając się, że to tylko cholernie realny sen, z którego za chwilę wybudzi ją chrapanie brata. Nic takiego jednak się nie wydarzyło.

Podeszła tak blisko, jak mogła i zadarła głowę, wpatrując się w zaszklone oczy. Oczy, które prześladowały ją na każdym kroku, przypominając o pustce, jaką zostawił po sobie ich właściciel.

Podniosła obie drżące dłonie, dotykając jego policzków pokrytych delikatnym zarostem. Tak bardzo do niego nie pasował, ale w pewien sposób dopełniał jego obraz. Był jego częścią, częścią kochanej całości, więc nie mógł być nie na miejscu. Zaczesała mu włosy w górę, zakładając kilka z nich za uszy. On wciąż stał, jakby przetwarzając to, że widzi ją żywą.

Dopiero wypływające z jej oczu duże łzy sprowadziły go na ziemię. Ona również tutaj była. Odmieniona, zmęczona, cała mokra i poobijana, lecz była przy nim. Wyglądała na starszą o kilka lat, mimo że minęło tak niewiele ciągnących się dni, ale tego spojrzenia nie zapomniałby nigdy. Przysunął swoją twarz do jej czoła, składając na nim najczulszy na jaki było go stać pocałunek. Broda trzęsła mu się niemiłosiernie i dopiero wtedy pozwolił sobie na wypuszczenie powietrza.

Stojąc wciąż twarzą w twarz złapała go za przeguby dłoni, przylegając bliżej.

– Cześć, Świeżyno – wyszeptał.

Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now