Część IIb. 11.

198 8 95
                                    

Przedostatni

Ciągnięta za rękę biegła tuż za Newtem, dzieląc uwagę na patrzenie pod nogi i otaczające ich obrazy. Zaczynała dostrzegać strażników DRESZCZu. Nim się spostrzegła dobiegła z chłopakiem do furgonetki, będącej głównym punktem obrony. Nie dostała broni do ręki; miała dostarczać amunicję i chronić własną dupę. Nie oponowała. Strach przygniatał jej serce, ale dzielnie wykonywała powierzone jej zadanie.

Miała wrażenie, jakby strażników non stop przybywało. Mimo całkiem niezłej celności ich obrona kulała, a linia wroga przesuwała się coraz bliżej z każdą sekundą. Prawdę mówiąc nie mieli szans, ale nie chciała się do tego przyznać. Nikt nie chciał. To oznaczałoby, że już się poddali.

W tłumie dostrzegła Parkera, który chowając się za jednym z wozów odpierał w samotności nadciągających snajperów. W pewnym momencie ją zauważył. Zaskoczenie i strach jedynie na chwilę pojawiły się na jego twarzy. Pokręcił głową, zakazując jej bezgłośnie jakichkolwiek głupich ruchów, po czym wrócił do ostrzeliwania. Niestety nie była w stanie mu pomóc, musiał liczyć sam na siebie.

Ze złością cofnęła się po kolejna skrzynkę i wzięła ją w dłonie w momencie, gdy usłyszała bliżej niezidentyfikowany krzyk Vinca. Obejrzała się za siebie, chwilę później zauważając wybuch jasnych wiązek elektrycznych. Znała zadawany przez nie ból. Przypominał jej o dniu, w którym została przyłapana w DRESZCZu. Im też nie mogła pomóc. Strażnicy podeszli bliżej, wciąż mierząc w wijących się na ziemi ludzi. Wiedziona instynktem złapała za nieduży pistolet i czym prędzej ukryła się za jedną ze skałek.

Obserwowała z bólem serca jak przestają się miotać, a żołnierze podchodzą, by zabrać ich do formowanego szeregu. Strzały ustały. Obrona padła. DRESZCZ odniósł zwycięstwo. Musiała szybko myśleć. Niestety wyglądało na to, że zdolność do analizy zostawiła gdzieś przy samochodzie, spod którego się ewakuowała. Pozostało jej więc obserwować jak zbierają ich wszystkich w jedno miejsce, sprawdzając oznakowania i odnotowując informacje na tabletach.

Nagle do Jansona, przechadzającego się pomiędzy pojmanymi, jeden z żołnierzy przyprowadził znajomą osobę. Parker. Uderzyła głową, klnąc pod nosem. Liczyła na to, że nie złapią go i uda jej się do niego niepostrzeżenie czmychnąć. Ta droga też została odcięta.

– Znaleźliśmy jeszcze jego. Nie ma oznaczenia. – Mężczyzna nie cackał się z chłopakiem. Rzucił nim o ziemię, po chwili ciągnąc za burzę jasnych loków i pokazując twarz dowódcy. Zainteresowany przyglądał się znajomej twarzy, na której nagle wykwitł pełen pogardy uśmiech.

– Cześć, tato – rzucił z przekąsem, skracając czas zastanawiania się Szczurowatego. Ten zaciekawiony pochylił się, łapiąc go za kark.

– Nie spodziewałem się, że cię jeszcze ujrzę. Witaj, synu. – Chwilę po wypowiedzeniu tych słów zaserwował swojemu pierworodnemu porządnego prawego sierpowego w sam splot słoneczny. Jeśli kiedyś myślał, że mu wybaczył, to ponowne spojrzenie w oczy identyczne jak u jego matki przypomniało mu o realiach. Nie było tęsknoty i radości. Była złość i zdeterminowanie. – Gdzie jest Hope?

– Chyba sobie kpisz, jeśli myślisz, że ci powiem – odparł wywołany do odpowiedzi Newt. Janson stanął przed nim wyprostowany, ze złośliwym uśmieszkiem i wyższością spoglądając na blondyna.

– Doprawdy? Wiem, że gdzieś tutaj jest. I wiem też, jak ją ściągnąć – wyszeptał, schylając się na wysokość jego twarzy. Mierzyli się spojrzeniami do momentu, gdy Szczurowaty wyciągnął broń, przykładając ją do skroni chłopaka.

Reakcja, tak jak przypuszczał, była niemal natychmiastowa.

– Puść go. – Dobiegł do niego głos oddalony o kilkanaście metrów. Wciąż nie odsuwając lufy broni spojrzał w jej kierunku, tak jak pozostali. Dzierżyła wycelowany w jego kierunku pistolet z zaciętym wyrazem twarzy. Newt sapnął pod nosem, klnąc w duchu. Czemu nie mogła się po prostu schować?

Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now