Część IIb. 4.

202 10 17
                                    


Ostatnio sypiała odrobinę lepiej. Może to dzięki świadomości, że są już bardzo blisko celu, a może po prostu odnalezienie przyjaciół i Newta wpływało na nią kojąco? Zapewne obie sytuacje miały dobroczynny wpływ na jej stan psychiczny.

Czując jednak pod plecami nierówną powierzchnię ziemi ocknęła się, mrugając wciąż śpiąco oczami. Jednak słysząc głosy kłótni zwróciła głowę w stronę, z której zdawały się dobiegać podniesione tony.

Jorge stał naprzeciwko Newta, powstrzymywany przez Parkera. Ale nie to zaskoczyło jasnooką. Bardziej zdziwiona była widokiem jej blondyna przytrzymywanego przez Toma i Patelniaka. Wspomniana główna dwójka rzucała pomiędzy sobą słowa, których nie rozumiała, ale sądząc z ich reakcji, musieli być bardzo czymś zaaferowani.

Podniosła się z ziemi, odrzucając zmechacony koc i podeszła bliżej, pozostając niezauważoną praktycznie do samego końca. Po drodze posłała Teresie zaskoczone spojrzenie; ona wzruszyła jedynie ramionami, wracając do wylizywania opakowania po konserwie. Stosunki pomiędzy nimi nie uległy zmianie- dalej były napięte, a Hope niekoniecznie miała ochotę to zmieniać. Wolała udawać, że dziewczyna nie istnieje.

Zanim doszła do zbiegowiska chłopacy przestali się do siebie rzucać, oddychając jedynie ciężko i sapiąc pod nosami. Atmosfera była gęsta i przepełniona testosteronem. Cała ta podróż trwała już zdecydowanie zbyt długo.

- Co się tutaj dzieje? - zapytała, zwracając na siebie uwagę części zgromadzenia. Nikt nie był skory do odpowiedzi. W końcu to jej najstarszy brat postanowił się odezwać. Dalej jednak przemawiały przez niego emocje, a z twarzy nie zdążył zejść czerwony kolor, który pojawiał się tam za każdym razem, gdy się denerwował.

- Nie wiem, zapytaj swojego chłoptasia.

- Jorge! - Zwróciła mu uwagę, nie chcąc, by wyrażał się w taki sposób o blondynie. Co to miało w ogóle znaczyć? Zerknęła na Thomasa i Patelniaka, którzy posłali sobie nawzajem spojrzenie, którego nie potrafiła rozszyfrować, ale oni również nic nie powiedzieli. Stojący kilka kroków dalej Minho wpatrywał się w całe zgromadzenie równie zaskoczony co ona. Wyglądał na zaspanego, więc też musiał dopiero co się przebudzić.

Nie zastanawiała się dłużej, co mogło mieć tutaj miejsce, gdyż jedna ze stron konfliktu zaczęła się właśnie bez słowa oddalać.

- Newt? - Zignorował ją, wsadzając dłonie w kieszenie kurtki i odchodząc w bok ze spuszczoną nisko głową. Zdezorientowana jego zachowaniem, jak i tym, że był jakąkolwiek czynną stroną w kłótni, postanowiła za nim ruszyć. Powinna mieć go na oku - tym bardziej po tym, czego wczoraj, a właściwie dzisiaj w nocy, się dowiedziała. Wymieniła z Azjatą zaniepokojone spojrzenie, lecz na chwilę zatrzymał ją głos brata:

- Niedługo wyruszamy! Pospieszcie się z tym miziankiem!

- Przestań zachowywać się jak cholerny krótas, ogay? - Obróciła się na pięcie, ciskając w niego gromy. Nie powaliły go na ziemię, ale oburzony odwrócił się, sięgając do swojego pakunku. Pozostali również rozeszli się bez słowa.

Nie miała pojęcia, o co poszło, ale gdy ktoś zaczynał atakować osobę, którą kochała, włączał jej się tryb obronny. A musiała z bólem serca przyznać, że gdyby miała wybierać pomiędzy Jorge a Newtem, to decyzja wydawała się być oczywistą.

Ignorując dobrze znane jej ssanie w brzuchu i zaschnięte gardło podążyła za blondynem, który usadowił się w tym samym miejscu co w nocy. Oddaleni od grupy mogli pozwolić sobie na namiastkę prywatności, wciąż pozostając pod ich okiem i w zasięgu głosu. Zanim dołączą do zbierającej się grupki muszą wyjaśnić sobie, co właśnie miało miejsce. A właściwie to Hope chciała wiedzieć, co się wydarzyło, że Newt zachował się w tak niecodzienny sposób.

Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz