Część IIa. 9.

209 10 4
                                    


Ugaszenie pragnienia sprawiło, że w Hope wstąpiły nowe siły. Wciąż była bardzo osłabiona, jednak uczucie rozlewające się od środka napełniało ją ulgą. Skrzywiła się, gdy Parker odebrał jej z rąk tak wspaniałą i życiodajną ciecz.

– Nie możesz wypić więcej. Za chwilę znowu zwymiotujesz. – Odebrał jej z drugiej dłoni koreczek i dokładnie zamknął, nie chcąc pozwolić na utratę choćby kilku kropelek. 

– Oddaj – powiedziała przez zęby, podnosząc się z ziemi i podążając za jego szerokimi plecami.

– Nie teraz. Chłopak ma rację. Musisz pić małymi łyczkami i w większych odstępach czasu. – Jorge poparł nieznajomego, zwracając tym uwagę siostry. Stanęła przed nim, zakładając ręce na biodra i wciąż patrząc na niego z niedowierzaniem.

Zmienił się. Poznała go, jednak tak wiele zmian pojawiło się w jego twarzy. Wydoroślała i pokryta była jasną bródką. Nawet spojrzenie było teraz jakieś inne. Niby to wciąż te same oczy, ale patrzyły na nią inaczej; nie tak jak kiedyś. A może jedynie jej się wydawało?

– Skąd ty się tutaj wziąłeś?

– Mógłbym zapytać cię o to samo, ale czy możemy omówić to potem? To nie jest najprzyjemniejsza pozycja do pogaduszek. – Pokiwała głową i dołączyła do Parkera, który widząc jej ruch spiął się, ale nic nie powiedział. Pracowali przez pewien czas w ciszy. Jednak nie trwało to zbyt długo.

– Jak uciekłaś matce?

– A jak ty to zrobiłeś? Napadła cię i zabiła horda Poparzeńców, tak? – Po jej tonie wyczuł, że trafił na minę, z której nie mógł już zejść bez szwanku. Ten temat i tak by wypłynął, więc może i lepiej, że stało się to teraz. Przynajmniej może się wyżyć na kamieniach i nie dojdzie do rękoczynów. Przez Gallego stała się w tym całkiem niezła.

– Hope... cholera, musiałem coś wymyślić – zaczął potulnym tonem, uśmiechając się do niej przepraszająco. – Newt się wygadał? Nie bądź zła.

– Nie jestem zła. Jestem wściekła. – Gdyby nie wypowiedziane słowo i ciskane za siebie gruzy można by nie wyczuć jej prawdziwego tonu. Westchnęła jednak przeciągle, nie mając sił na roztrząsanie tego tematu. Pogadają o tym innym razem. Bez świadków. – I nie uciekłam z samego DRESZCZu. Uciekłam ze Strefy.

– Wsadziła cię do cholernego Labiryntu?! – Szok w jego głosie był tak bardzo wyczuwalny, że aż zatrzymała się w miejscu, patrząc na niego smutnym wzrokiem. Gdy otrząsnął się z usłyszanej rewelacji coś jeszcze przyszło mu do głowy. – Ale w takim razie... jakim cudem mnie pamiętasz? Nie wymazała ci pamięci?

– Wymazała, ale coś się nie udało. Chyba złamałam barierę.

– Dzielna dziewczynka. Moja krew! – Uśmiechnął się szeroko i jakby z dumą, ale chwilę później skrzywił się. – A propos krwi, cholera, chyba nie powinnaś się tak przemęczać. – Kiwnął głową w stronę jej boku, na którym wykwitła żywoczerwona niewielka plama. Dziewczyna machnęła dłonią i wycierając pot z czoła złapała za kolejny kamień.

– Siadaj, Hope. Sam się tym zajmę. – Parker wyprostował się, patrząc na nią wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. Może właśnie dlatego, że nie spojrzała, nie zaprzestała swojej pracy.

– Dam sobie...

– Czy ty choć raz możesz mnie posłuchać i zrobić to, o co cię proszę? – wszedł jej w słowo, przybierając zniecierpliwioną postawę. Ona naprawdę potrafiła momentami wyprowadzić go z równowagi. – Wiecznie musisz stawiać na swoim!

Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz