Część IIb. 10.

168 9 30
                                    


Po gifie chyba można domyśleć się treści rozdziału ;P

Newt śmiejący się z kolejnego żartu Patelniaka odgryzł kawałek chleba, popijając go ciepłym napojem. Przyjemnie rozpływał się w jego wnętrzu, podnosząc temperaturę ciała i sprawiając, że siedzenie na dworze, również dzięki rozpalonemu ognisku, nie było aż tak złe. Thomas rzucił czymś w rechoczącego Minho, który nie pozostał mu dłużny. Sprzeczali się o głupoty, siedząc bezpiecznie w grupie z pełnymi brzuchami.

Uczucie radości i braku trosk było niewyobrażalnym luksusem, na jaki mogli sobie w końcu pozwolić. Tak długo na to czekali, że zapomnieli, jak w ogóle smakuje. A może nigdy go tak naprawdę nie czuli? Zaczął zastanawiać się nad tym, jednak po chwili stwierdził, że nie ma ochoty na zajmowanie sobie tym głowy. Wolał skupić się na teraźniejszości i odrobinę na przyszłości, która w końcu rysowała się w kolorowych barwach.

Zgarnął wywiane mu w twarz włosy i zaczepiając o srebro na szyi przypomniał sobie o Hope. Jak mógł nie zauważyć, że tak długo jej z nimi nie ma? Słońce zaczynało kierować się powoli ku zachodowi, a ona już dosyć dawno odeszła zamienić kilka słów z Mary i Robertem. Cieszył się, że ich miała; małą namiastkę rodziny. Sam również nie mógł doczekać się, aż ich pozna. Opowieści to jedno, a spotkanie twarzą w twarz to zupełnie co innego. Nie przyznawał się przed sobą, że odczuwał delikatną tremę. Chciał dobrze się przed nimi zaprezentować.

Bardziej jednak chciał mieć ją już przy sobie, dlatego zostawił towarzyszy, rozpoczynając wędrówkę po niemałym obozowisku. Dalej średnio umiał się tu połapać, jednak ta wiedza nie była mu aż tak dotąd potrzebna. Jutro miało ich już tutaj nie być. Po drodze trafił na Parkera, który wskazał mu miejsce pobytu dziewczyny. Zamienił z nim kilka słów, po czym dziarskim krokiem skierował się do wspomnianego przez blondyna namiotu, wkładając lekko zmarznięte dłonie w kieszenie kurtki. W końcu będą mogli po prostu cieszyć się swoim towarzystwem bez poparzeńców i DRESZCZu depczących im po piętach.

Po krótkiej tułaczce znalazł odpowiedni namiot i wszedł do środka, zatrzymując się po sekundzie. Oparł się o stojącą obok szafę i patrzył. Patrzył na najpiękniejszą w świecie kobietę, która skradła jego serce już dawno temu, której serce należało do niego. Patrzył na osobę, która przeszła w życiu tak wiele, ale wciąż potrafiła mieć nadzieję na lepsze jutro. Nawet jeśli czasem trzeba jej było o tym przypomnieć.

W tym momencie, widząc ją czystą tak, jak już dawno jej nie pamiętał, zapragnął wciąć ją w ramiona i nie wypuszczać, dopóki nie uznają tego za stosowne. Albo nie przeszkodzi im Minho. Dziewczyna kończyła właśnie wciągać bluzkę i złapała za ręcznik, podchodząc do niedużego lustra, by wytrzeć włosy. Zaczęła je delikatnie osuszać, będąc nieco zamyśloną, gdy nagle dostrzegła jego sylwetkę w zabrudzonej tafli. Chłopak uśmiechnął się, wywołując automatycznie uśmiech również i na jej twarzy.

Nie mogła się doczekać aż go zobaczy, mimo że sama poprosiła Roberta o rozmowę. Marzyła tylko o tym, aby zatopić się w ramionach blondyna, które jako jedyne potrafiły zapewnić jej poczucie prawdziwego bezpieczeństwa. Nie ważne gdzie byli; czy była to Strefa, czy pogorzelisko. To właśnie tam chciała przebywać przez resztę swoich dni.

Newt odbił się od szafy i powolnym krokiem podszedł do Hope, nie przerywając ich kontaktu wzrokowego. Stanął centralnie przed nią, przez co musiała zadrzeć głowę nieco do góry i przenosząc wzrok nieco w bok, złapał pasmo mokrych włosów. Zakręcił je sobie kilka razy na placu, delektując się jego fakturą, po czym założył je za ucho właścicielki. Niczym urzeczona wpatrywała się w jego drobne lecz śmiałe gesty, chłonąc je całą sobą. Powoli zaczynało ją ogarniać uczucie, które znała z klubu Marcusa. Jednak tym razem nie było muzyki i osób trzecich. Był tylko on. Jej ukochany. I ona.

Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن