Część IIa. 11.

259 12 14
                                    

Trzy dni później spakowani i gotowi do podróży wyszli spod ziemi wprost w ramiona oślepiającego słońca. Piasek ponownie próbował wbić się w każdą najmniejszą szparkę, jednak materiał na głowie i twarzy zdecydowanie mu to utrudniał, a im ułatwiał funkcjonowanie na trudnej powierzchni. Jorge był przygotowany na rozmaite sytuacje. Byli w jeszcze większym szoku, gdy okazało się, że schron posiada także zabezpieczone podziemia pełne kolejnych tajemniczych skrzyń.

Niestety Jorge nie posiadał zapasowego auta- jego osobistego nie udało się naprawić mimo wielu prób i godzin pracy. Plan był taki- w dzień przejść tyle, ile dadzą radę, a na noc znaleźć bezpieczne schronienie i czuwać na zmianę. Liczyli na łut szczęścia i trafienie po drodze na kolejny samochód- może tym razem udałoby się go naprawić. Inaczej Jorge na darmo targałby ze sobą walizkę pełną przydatnego, według niego, sprzętu. Już jedno rzucenie okiem na zawartość upewniło Hope w tym, że nie ma zamiaru się mieszać i zda się na jego zdolności. A w sumie ich, bo chłopaki nawijali między sobą o naprawach, przerzucając się różnymi dziwnymi nazwami i pomysłami, o których nie miała pojęcia. Akurat na tych zajęciach w DRESZCZu nie uważała, stąd jej zerowa wiedza w zakresie chociażby mechaniki.

Czuła się już znacznie lepiej. Rana goiła się ładnie i coraz mniej bolała. A jako że nie miała zbyt wiele do roboty pod ziemią- po prostu odpoczywała. Leniuchowała całymi dniami, co niestety napędzało tabuny niekończących się myśli. Myśli o przeszłości, ale też przede wszystkim o przyszłości. Zalewały ją kaskadami, nie pozwalając odsapnąć. Miała aż momentami ochotę poprosić Parkera o ponowne szycie; może wtedy straciłaby przytomność i dałyby jej spokój. Niestety w snach też potrafiły ją odwiedzać niekoniecznie przyjemne scenariusze, więc pomysł był do kitu.

Zastanawiała się, gdzie mogą obecnie podziewać się jej przyjaciele; co stało się z nimi po zabraniu z Labiryntu i jak się teraz mają. Czy w ogóle są żywi oraz czy całkiem spisali ją na straty. Najpewniej tak, sądząc po stanie, w jakim ją opuszczali. Ależ zrobi im niespodziankę, gdy pojawi się przed nimi w jednym kawałku!

Myślała też, jak sama zareaguje, gdy spotka przyjaciół i Newta. A jeszcze więcej myślała nad tym, jak do nich dotrzeć. Nie miała żadnego punktu zaczepienia, ale z pomocą jak zwykle przyszedł Parker. Przypomniała jej się ich ostatnia wymiana zdań podczas zmiany warty. Ich ostatnia noc pod ziemią w schronie brata.

Siedziała pod ścianą. Mimo późnej pory i prawie kończącej się zmiany nie czuła zmęczenia fizycznego. Dopadła ją za to nostalgia, a wolny czas nie służył jej pod tym względem. Jorge pochrapywał po drugiej stronie pomieszczenia całkiem donośnie, aż czasem podnosiła się, żeby dać mu kopniaka czy zatkać nos. Jego dźwięki mogły sprowadzić na nich nieszczęście.

– Nad czym tak myślisz, Swędziuszku? – Głos Parkera wybił ją z rozmyślań. Zerknęła w miejsce, w którym widziała jego twarz dzięki wpadającym przez dziurki łunom księżyca. Wpatrywał się w nią z głową ułożoną na przedramieniu.

– Jak długo nie śpisz? – zapytała wymijająco, przeczyszczając wcześniej gardło. Nie potrzebowała go do tej pory do toczonych w głowie dyskusji i radosnych powitań. Czy wyobrażeń z Newtem w roli głównej. Ciemność na dodatek stanowiła idealne zamaskowanie purpurowiejących policzków.

– Wystarczająco długo, żeby zauważyć, że coś cię trapi. – Odbił piłeczkę w taki sposób, że powrócili na pierwotny tor. Nie miała już wyjścia, dlatego przyznała się do swoich prawdziwych myśli. Nie było powodu, by mylić mu oczy:

– Martwię się.

– Domyśliłem się tego. Czym dokładnie? – zapytał spokojnie, układając głowę na dłoni wspartej łokciem. Nie poganiał jej, pozwalając przetworzyć wszystko w odpowiednim tempie; tak jak ona pozwalała zrobić to jemu. Była dobrą słuchaczką, choć często gorszą rozmówczynią.

Zawsze będę [Newt] 2 [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora