12. How to survive trip to France?

Start from the beginning
                                    

Przeciągnęłam się, prawie oślepiając jedno oko Petera swoim palcem, który nie fortunnie zaatakował jego twarz.

Ledwo co przebudzona wyczołgałam się z autobusu, kierując się w stronę bagażów. Parker pomógł mi wyjąc z autobusu walizkę, a następnie udaliśmy się w stronę drzwi budynkowych.

Ze względu na moje szczęście, szliśmy centralnie obok Brada i jego paru kolegów. Niby mnie to nie obchodziło, ale w środku odczuwałam strach i niepokój przed kolejną akcją z jego strony.

Peter złapał moją rękę, a po ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Za każdym razem gdy dotykał mnie w „ten inny" sposób, czułam przypływ podniecenia, który sprawiał, że odnosiłam wrażenie młodziaka, przechodzącego swój pierwszy romans.

Grupka patrzyła się na nas, a następnie prześmiewczo rzucała głupimi tekstami do Brada, który zaczerwieniony cała sytuacją, wlepiał we mnie puste spojrzenie.

Zwinnie ich minęliśmy, podchodząc do głównego miejsca przekazania walizek.

Stanęliśmy w kolejce do oddania bagaży jako jedni z pierwszych. Zmęczona zbyt małą ilością snu, opierałam się o Petera całym ciężarem ciała.

W końcu jest Spidermanem, poradzi sobie z dodatkowymi kilogramami na sobie.

— Nie wziąłeś ze sobą stroju, prawda?

— Chciałbym powiedzieć, że nie ale..

— Peter — przerwałam mu poważnym głosem. — To miały być wakacje, a nie wyjazd na misje bojową.

Nie byłam na niego zła, po prostu się martwiłam. Nie wyobrażałam nawet sobie, żeby historia z Homecoming'u mogła się powtórzyć.

— No właśnie! To wakacje, dlatego strój nie będzie mi w ogóle potrzebny.

— To po co go bierzesz?

— Na wszelki wypadek.

— Na wszelki wypadek to ja ci go mogę skonfiskować. Jeśli myślisz, że pozwolę ci na jakąkolwiek misje ratunkową, czy jak ty to sobie tam nazywasz to się grubo mylisz. Jesteś świeżo po wypadku. To niedorzeczne!

Chłopak pocałował mnie w kącik ust, a następnie zabrał moją walizkę i udał się do przodu.

— O nie nie, mój drogi. Nie zakończyliśmy jeszcze naszej rozmowy — odparłam, podążając w jego kierunku.

Przez duże szklane okna przebijały się jaskrawe promienie słońca. Wielką szkolną grupą poddaliśmy się odprawie lotniskowej. Wszystko przeszło sprawnie i bezproblemowo.

No może z wyjątkiem Flasha, który próbował przemycić wódkę do samolotu.

10 minut przed planowaną godziną naszego odlotu, zajęliśmy miejsce w ogromnej maszynie.
Siedziałam obok Petera, zestresowana lotem.
Nie miałam lęku wysokości, ale przebywanie w tak dużym pojeździe wysoko nad wodami mórz i oceanów przyprawiało mnie o zimny dreszcz.

— Wszystko okej? — zapytał rozbawiony moją paniką brunet.

— Jeśli przeżyjemy ten lot to będzie okej.

— Katastrofy lotnicze, zdarzają się tak rzadko, że szansa padnięcia na nas jest prawie zerowa.

— Cieszę się, że masz świadomość, tego iż jest prawie zerowa, a nie zerowa.

— Emily, jesteśmy bezpieczni.

— Czy to ci wygląda na bezpieczną dla nas sytuacje?

— A czy będziesz spokojniejsza, jeśli powiem ci, że w razie katastrofy, wyjmę mój strój i jakoś nas uratuje? Oczywiście za twoją zgodą jego użycia — dodał ironicznie, patrząc na mnie szeroko otwartymi ciemnymi oczami.

Zaśmiałam się, a następnie pocałowałam chłopaka w policzek i zapięłam pasy.

— Gotowa? — zapytał, a następnie złapał mnie za rękę i mocno ścisnął.

— Gotowa.

Moment startu był dla mnie naprawdę emocjonujący. Czułam napięcie każdego mięśnia i stresowy ścisk w żołądku. W chwili oderwania samolotu od pasu zacisnęłam powieki, a po chwili było już perfekcyjnie.

Siedziałam odprężona, trzymając za rękę mojego ulubionego ciemnowłosego chłopaka. Za oknem było widać piękne miasto, które z każdą sekundą zamieniało się w coraz mniejsze budyneczki, przypominające klocki lego.

— Witamy państwa na pokładzie naszej linii lotniczej, czeka nas kilku godzinna trasa do Europy. Prosimy o niezmienianie miejsc i pozostanie na swojej pozycji, w razie problemów prosimy o kontakt. Życzymy wspaniałego lotu.

— Skoro czeka nas kilku godzinna droga — powiedział, podając mi słuchawkę. — To nie marnujmy czasu i zabierzmy się za oglądanie.

— Tylko jeśli to ja coś wybiorę.

— Nie będę dyskutował.

Przez resztę podróży oglądaliśmy filmy i seriale. Uśmiech jaki wywołał u mnie Peter, sprawił że lot stał się dla mnie całkiem przyjemny, a nim się obejrzałam lądowaliśmy już na ziemie.

Autobus z lotniska zabrał nas do motelu, postawionego w centrum Paryża. Placówka była oświetlona nowoczesnymi ledami, zmieniającymi kolory co pare sekund. W blasku księżyca wyglądały naprawdę fenomenalnie.

Wysiedliśmy z busa, kierując się w stronę wejścia do naszego pensjonatu. Staliśmy ściśnięci w licznej grupie osób, wchodząc jeden na drugiego.

— Rozdam wam teraz klucze do pokoi! — starał się przekrzyknąć, rozmawiających nastolatków swoim silnym akcentem Pan Smith. — Przypominam, że pokoje są dwu, trzy oraz pięcioosobowe oraz dzielone są na płcie, ze względu na wasze bezpieczeństwo. Może od razu umówmy się tak, zero alkoholu, zero nikotyny, zero seksu, zero waszego młodzieżowego „zioła" czy innej substancji.

— Oczywiście!

Nigdy w życiu. Przyjechałam tu się bawić, a nie podporządkowywać się pod regulamin zasad zachowania.

— Barb! — krzyknęłam zdziwiona. — Jednak jesteś, myślałam że już nie przyjdziesz.

— Ciężko było wstać, ale się udało — odpowiedziała, zaciągając sobie kaptur na głowę. — Bierz klucz do jakiejś dwójki i idziemy spać. Jestem padnięta.

Tak też zrobiłam. Odebrałam klucz do dwuosobowego pokoju, a następnie wparowała do niego rzucając się na łóżko. Nie miałam nawet siły na rozpakowanie się, ale uznałam, iż nie jest to priorytetem, a odpoczynek da mi zdecydowanie więcej korzyści.

Przed położeniem się do łóżka, sprawdziłam jeszcze telefon. Dostałam SMS od Petera.

— Już niedługo.

Nie potrafiłam zrozumieć nagłej wiadomości od chłopaka. Jego często zdarzające się teksty, wydawały się czasem niczym odklejone od rzeczywistości.

Polubiłam wysłaną przez niego wiadomość, a następnie położyłam się do łóżka.

Co najciekawsze ciagle w tej samej szarej bluzie od niego.

You were the reason • Peter Parker (18+) ✔Where stories live. Discover now