06. How to brutally tell the truth?

Depuis le début
                                    

— Chyba nie zapomniałaś? — dodał zdezorientowany. Musiał zauważyć moją minę, ponieważ zaczął robić się coraz bardziej chłodny w stosunku do mnie.

— No raczej, że nie! — odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając. — Po prostu na samą myśl o tym poczułam się zestresowana.

— To dobrze. Niech stres zmotywuje cię do założenia jakiejś ładnej sukienki. Pamiętaj, że na balu będzie cała drużyna sportowa. Nie chciałbym, żebyś coś zepsuła.

— Jasne — powiedziałam cichym głosem. — Będzie  perfekcyjnie.

Kończę już! Wychodzimy z chłopakami na miasto.

Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, ponieważ brunet przerwał nasze połączenie.

Byłam skazana  na siebie. Zdecydowałam na udanie się na shoping, aby chodziarz postarać się zapomnieć o przytłaczających mnie sprawach, związanych z najbliższymi.

Założyłam pierwsze lepsze czarne kolarki i basicowy biały top. Wzięłam kartę taty i niezauważalnie wymknęłam się z domu.


***

Zajęłam miejsce przy jednym ze stolików w Strarbukcs'ie z moją ukochaną karmelową frappucino, która zawsze leczyła moje wszelkie problemy.

Tym razem było jednak inaczej. Czułam się pogubiona. Życie zabrało mnie na bezlitosny trening cardio. Przytłoczenie zdarzeniami, dziejącymi się w moim życiu, zabierało mi moją pamięć i czas dla przyjaciół. Zapomniałam o wielu ważnych rzeczach, które miały mieć wkrótce miejsce.

Jednym z taki wydarzeń był homecoming lub trzydniowa wycieczka szkolna samolotem do Francji. Jeszcze miesiąc temu żyłam tym wyjazdem, natomiast teraz czułam się zbyt zabiegana i rozkojarzona, aby móc stworzyć sobie wizje tej wyprawy.

Postanowiłam dać swojej głowie pełen luz na to popołudnie. Byłam sama, mogłam skupić się wyłącznie na sobie i swoich potrzebach. Kupić ubrania podnoszące samocenę, a przede wszystkim super suknię, żeby wyglądać jutro najlepiej ze wszystkich.

Udałam się do pierwsze lepszego butiku. Na wejściu ustawiona była wystawa z długą do kostek, rozkloszowaną sukienką, która skradła moje serce. Wiedziałam, że albo ta, albo żadna. Była wykonana z materiału pokrytego błyszczącymi cekinami. Nie dało się przejść obok niej obojętnie, a przecież właśnie tego oczekiwałam. Bez przymiarki zdecydowałam się na kupno ubrania.

Po sklepach chodziłam jeszcze przez najbliższe dwie godziny, a następnie z pełnymi torbami udałam się do fastfooda na chrupiące nachosy z sosem serowym.

Odebrałam zamówienie i wzięłam się za szukanie wolnego stolika. Niestety, ale przyszłam w godzinę, w której cała restauracja była pełna po brzegi. Już miałam się podawać, jednak zauważyłam Barb. Siedziała sama, konsumując frytki z shake'iem.

— Dzień dobry — kulturalnie przywitałam się, zajmując miejsce naprzeciwko jej fotela.

— Witam, witam.

— Co sprowadza cię do galerii w ten piękny dzień?

— Lepsze to od siedzenia w domu z rodzicami.

Poczułam się głupio, nie chciałam sprawiać, żeby dziewczyna przypominała sobie o kłótni jej mamy z tatą, nawet wtedy gdy była poza domem.

— Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. We wszystkim.

— Wiem skarbie — odpowiedziała, uśmiechając się. — A ty co tu robisz?

Nie miałam siły opowiadać jej całej historii z Mysterio. A nuż wystawiłaby się za nim tak jak Peter i tata.

— Musiałam kupić sukienkę na bal.

— Pokaż!

Pokazałam dziewczynie jedynie kawałek materiału, ale to wystarczyło, aby już zachwyciła się moim strojem.

— Dla kogo się tak stroisz. Idziesz z panem Parkerem?

— Nie, z Bradem — odrzekłam cicho, na co dziewczyna też umilkła, ale po chwili wybuchła lekką złością.

— Odmówiłaś Peterowi? Szkoda chłopaka, widać że mu zależało.

— Nikomu nie odmówiłam. Zresztą
dlaczego miałabym łamać mu serce?

— Naprawdę tego nie widzisz?

— Czego? — zapytałam zdezorientowana, czując się jak ta jedna niedoinformowana osoba z grupy.

Ruda nie odpowiadała, patrząc mi prosto w oczy.

— Czego nie widzę? — powtórzyłam, podnosząc głos do góry. 

— Tego jak na ciebie patrzy, jak się o ciebie troszczy, jak się o ciebie martwi, jak jest o ciebie zazdrosny — wygarnęła dynamicznie — Jesteś ślepa czy tylko taką zgrywasz?

— Co?

— On cię kocha Emily, naprawdę tego nie widzisz?

— O kim mówisz?

— A o kim pomyślałaś? — zapytała, a między nami zapanowało milczenie.

— Mam chłopaka, Barb — zaczęłam w końcu po dłuższej przerwie ciszy.

Tak? I na czym polega wasz relacja? Na widzeniu się ze sobą co tydzień i zamienianiu trzech zdań? Ten związek to jedna wielka ustawka i nie śmieszy żart. Kreujecie się na perfekcyjną pare, żeby koledzy z drużyny sportowej twojego chłopaka myśleli, że wasze życie jest idealne. Kiedy ostatnio poczułaś się przy nim szczęśliwa? Kiedy ostatnio uprawialiście dobry seks? Kiedy ostatnio wyszliście gdzieś razem?

— To nie zmienia faktu, że to wciąż mój chłopak.

— To twój argument? Spójrz na siebie! Już nawet nie przeczysz temu, co przed chwilą powiedziałam — odpowiedziała dziewczyna coraz bardziej się unosząc.

— Może powiesz to trochę głośniej, żeby państwo z ostatniego stolika usłyszeli o czym rozmawiamy?

— Mówisz, że boisz się samotności, ale czy chodząc z nim jej nie odczuwasz?

— Ostatnio nie układam nam się jakoś bardzo źle — tłumaczyłam się, starając się załagodzić napiętą atmosferę.

— Kocham cię Mily, ale jeśli nie dasz sobie pomóc to nie będziesz szczęśliwa. Przestań wciskać mi ten kit i przejrzyj w końcu na oczy. Jesteś otoczona ludźmi, którym na tobie zależy, dla których jesteś ważna, nie zepsuj tego — powiedziała Ruda, po czym wstała i udała się w stronę wyjścia.

— Gdzie idziesz?

— Jestem umówiona. W przeciwieństwie do ciebie z chłopakiem, który ma do mnie jakikolwiek szacunek — odparła szorstko, po czym wyszła energicznym krokiem z fastfooda.

Siedziałam jeszcze chwile, po czym sama zabrałam się z powrotem do domu.


***

Weszłam do pokoju załamaną swoją obecną życiową sytuacją. Byłam pokłócona z Barb i tatą, między mną i Peterem również nie było kolorowo, a własny chłopak sprawiał iż odechciewało mi się wszystkiego. Jednym plusem na ten moment było to, że podczas powrotu do domu nie napotkałam słynnego Quentin Beck'a w salonie.

Usiadłam na fotelu, rozmyślając o słowach najlepszej przyjaciółki. Starałam się siebie oszukać, że podczas obiadu Ruda nie mówiła o Peterze.

Byliśmy tylko przyjaciółmi, nie czuliśmy do siebie niczego więcej.

Byłam tego pewna.

W 99%.

Zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę. Byłam zbyt zmęczona na wzięcie prysznica. Rzuciłam się na łóżko, a po paru minutach znajdowałam się już zatopiona w śmiesznie prostym życiu wykreowanym przez moją wyobraźnie.

You were the reason • Peter Parker (18+) ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant