05. How to express your opinion?

Start from the beginning
                                    

Skuliłam się, starając ochronić twarz, żebym przynajmniej po śmierci była do poznania. Przygotowałam się już na najgorsze, nie widziałam dla siebie żadnego ratunku, jednak w jednej sekundzie ktoś objął moje biodra i talie, z całej pociągając do tyłu za pomocą pajęczej sieci.

Nie długo zajęło mi domyślnie się kto właśnie walczy o moje życie, odciągając mnie od pożaru oraz jego dyrygenta.

Uderzyliśmy w ścianę murowanego budynku.

To znaczy on uderzył. Ja uderzyłam w jego klatkę piersiową.

— Peter? — odparłam cicho, odchylając się od jego amortyzującego mnie torsu.

— Nie teraz — odpowiedział skupiony, przekładając moją rękę przez jego szyje, a następnie wystrzelając sieć na czubek wysokiego wieżowca.

Pajęcza lina pociągnęła nas daleko w górę.
Gdy dolecieliśmy już w planowane miejsce, brunet zaczął wystrzelać kolejne sieci, robiąc mi brutalny rollercoster pomiędzy dachówkami mieszkańców Queens.

Kręciło mi się w głowie, ale na tamten moment to nie był moment do narzekania. Widziałam jak chłopak wyszukuje z góry zielonego, nie spalonego od ognia obszaru trawy.

— Wszystko w porządku? — zapytałam zmartwiona po wylądowaniu na ziemi w bezpiecznym miejscem.

— Tak — odparł zmęczonym głosem. Widać było po nim, że tytuł Spidermana zabiera mu jego siły, czas i nerwy , podczas gdy mógłby latać ze znajomymi i dobrze się bawić. Nie robił jednak tego z przymusu. W każdej chwil miał prawo zrezygnować i wrócić do starego życia.

— A ty? Dobrze się czujesz? — dodał, wpatrując się w moje jasne przekrwione dwutlenkiem węgla, znajdującym się w dymie oczy, a basenie przeniósł wzrok na przetarte kolana. Złapał moją trzęsącą się od przypływu emocji rękę, mocno ją ściskając.

Przyznam szczerze, że uwielbiałam gdy tak robił. Czułam wtedy, że mu na mnie zależy.

Jako na koleżance rzecz jasna.

— To nie ja przyfasoliłam plecami w cegłę, żeby obronić swoją przyjaciółeczkę od poważnych obrażeń.

Peter zaśmiał się delikatnie, dając mi napatrzeć się na jego wspaniały uśmiech.

— Przyjaciółeczkę powiadasz? Kiedy wskoczyłem na tak wysoki level?

— Od czasu, kiedy dwa razy uratowałeś mi dupę przed śmiercią.

— To tylko..

Nie dokończył, ponieważ przerwał mu głośny odgłos czegoś, wyglądającego jak odrzutowiec. Ciągnęła się za nim jaskrawo-zielona chmura. Dopiero gdy podleciał do oddalonej od nas bestii dał mi okazje dokładniejszego przyjrzenia się mu.

Teraz mogłam już stwierdzić, że był to człowiek. Sprawnie poradził sobie z przeciwnikiem, zdając mu duże obrażenia.

Wróg wycofał się a ludzie w okół zaczęli bić brawo. Spojrzałam na Peter, który teraz stał wpatrzony w bohatera miasta.

— Przecież to Mysterio! — powiedział, a jego oczy świeciły podziwem i szokiem.

Przyglądałam się tajemniczej postaci, która chwile później zniknęła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu, nie zostawiając po sobie ani śladu.

Byłam zadziwiona tym, z jaką łatwością pokonuje rywala. A co najlepsze jego przeciwnik nawet nie próbował go skrzywdzić.

— Emily! — usłyszałam za sobą zmartwiony głos ironmana. Podbiegłam do niego otulając jego szyje ramionami, a ten pocałował mnie w policzek.

You were the reason • Peter Parker (18+) ✔Where stories live. Discover now