Rozdział XLIV

89 12 53
                                    

Przez najbliższych kilka dni Alois i Numa płynęli zgodnie z biegiem rzeki. Prąd stawał się bardziej wartki, ale to nie usprawniało podróży. Alois obawiał się nawet, że nim dotrą na miejsce przeznaczenia, skończy się prowiant. Pocieszało go jedynie zapewnienie, że gdyby do tego miało dojść, nie skończyłby zjedzony przez Numę.

Poza tym zastanawiał się, jakimi prawami rządziła się rzeka, skoro miała w swoim dolnym biegu przyspieszyć. Niebawem jednak lasy zrzedły, a na ich miejscu wyrosły wysokie, kamieniste zbocza porośnięte pojedynczymi kępkami traw. Otoczenie skał nasuwało już pewne domysły, z czym miało to być związane.

– W zasadzie zastanawiam się, czy do inspekcji intratności potencjalnego interesu potrzebna jest ta cała rzeczna przeprawa? – spytał Alois w międzyczasie.

– Och, bynajmniej. Ale tak jest fajniej – odparł Numa z uśmiechem. – Zawsze to jakaś przygoda.

Alois skrzywił się nieznacznie, wracając wzrokiem do lustra wody. Przyciszonym głosem powiedział:

– Przygoda to zazwyczaj wiąże się z zagrożeniem życia.

Zmienny żachnął się na ten komentarz. Potem zaś mówił, żywo gestykulując dłonią, jakby akcentując poszczególne sylaby:

– To się nazywa "zastrzyk adrenaliny". To, że masz dwie lewe ręce do wyplątywania się z kłopotów, to już nie powód, aby robić z przyjemnej chwili zwiastun jakiegoś nieszczęścia.

Łatwo ci mówić – kusiło Aloisa odpowiedzieć, ale biorąc pod uwagę brak chęci do prowadzenia rozmowy potem, zamilkł. Zamiast tego ciaśniej owinął się płaszczem. Numa posłał mu szydercze spojrzenie, samemu będąc pokrytym gęstym, ciemnym futrem.

Woda wybrzuszała się na rzecznych wirach, które gdzieniegdzie dawały o sobie znać. Ściemniała po drodze, stając się złowróżbnie ciemną i nieprzeniknioną. Jakby czaiły się w niej pradawne byty starsze od konfliktu ze zmiennymi. Takie, które nawet Numę czyniły czujnym.

Alois, czując pierwotny lęk przed głębią, nie wychylał się zbytnio. Także wilk ciaśniej zaciskał ręce na wiośle. Wydawało się, że wolał płynąć wolniej aniżeli ryzykować, że straci kontrolę nad łódką. Tak więc zmienny stał, od czasu do czasu korygując kurs, aby nie wciągnął ich wir. Nie byłoby to pewnie niebezpieczne przy "okazach" małych na ludzka dłoń. Ale po co kalkulować ryzyko, skoro można go uniknąć?

– Kiedy mówiłeś, że Beliar cię ściągnął siłą... – próbował zagaić Alois, odciągając myśli od najbardziej odtrącającej rzeki, jaką znał.

Zmienny nie obejrzał się za siebie. Skupiony na rejsie, skwitował dobitnie:

– Ściągnął mnie siłą.

– Ale jak? – dopytywał Alois, ostrożnie przesuwając się po ławce, żeby nie przewrócić łódki. – Nie byłeś przecież sam jeden na zamku.

Zmienny warknął zwierzęco, strosząc sierść. Bynajmniej nie było to spowodowane zimnem, bo nie wiało. Potem zaś zapytał ponuro:

– Czego chcesz się dowiedzieć?

Alois przełknął ślinę, gdy po chwili milczenia Numa posłał mu gniewne, ponaglające spojrzenie. Nie chciał go denerwować, ale musiał wyklarować kilka rzeczy...

– Słyszałem, że Beliar miał fetysz ściągać sobie żołnierzy Republiki na zamek. Mój brat był jednym z nich – wyjaśnił mężczyzna, uważnie przyglądając się reakcji zmiennego. – Reagan Kershaw. Był w tym zamku i po prostu... – Pokręcił głową. – Próbuję sobie poukładać, co się stało.

Seria Noruk: Syn PółnocyWhere stories live. Discover now