– No to się postarałeś... Już ma czerwone ucho – warknął zmienny, podciągnąwszy się na pogniecionej pościeli.
Ciemnoniebieskie oczy szyderczo spoglądały na swoich bliskich. Białe zęby niczym kość słoniowa zęby były ułożone w nieprzyjaznym uśmiechu. Posklejana w strąki sierść od pyska aż po podgardle nasuwała zarazem obrzydliwe jak i makabryczne skojarzenia.
– Nie rozumiem. – Zmarszczył brwi starszy Ezdeńczyk, ewidentnie nie pojmując, że jego syn zdemaskował podsłuchiwacza. Mimowolnie Alois podrapał się po głowie.
– Oczywiście, że nie rozumiesz – żachnął się bezczelny zmienny, zarzuciwszy wilczym łbem do góry.
– To będzie twój sługa, Numo – ogłosiła stanowczo głowa rodziny, wskazując pazurem mężczyznę.
Alois spostrzegł wówczas, że musieli specjalnie przez wzgląd na niego mówić w jego języku. Miał zrozumieć padające właśnie słowa...
– Nie – warknął gardłowo czarny wilk, nawet nie dopuszczając opcji odmowy. Alois dostał gęsiej skórki, chociaż zmienny nie kierował ku niemu swoje gorejące spojrzenie. – Prędzej sam go zabiję – sarknął, ponownie przybierając nonszalancką pozę.
Aloisowi zaschło w ustach. Jakby nie zdając sobie sprawy z wagi tej obietnicy, dziewczyna parsknęła coś niezrozumiałego. Wilk najwyraźniej pojął, bo odparował zgryźliwie w języku Ezdenu. Sądząc po wypiekach wpełzających na policzki dziewczyny, musiało podziałać.
– Rób z nim, co chcesz – ciągnął starszy zmienny bez cienia zawahania. – Jeśli będzie w czymkolwiek ustępował swoim pobratymcom...
– To będzie moja wina – wtrącił młodszy zmienny, jakby już wielokrotnie słuchał podobnych wypowiedzi.
– To odetnę mu palec – dokończył niskim półgłosem protoplasta. Powiedział to tak cicho, że Alois przez chwilę się łudził, że te słowa nie padły z jego ust.
Wilk spojrzał się na Ezdeńczyka, chichocząc. Śmiech ten był jednak wymuszony, jakby nie dowierzał radykalnym słowom ojca. Zarówno człowiek jak i dziewczyna wiedzieli natomiast, że nie żartował.
– Za każde odstępstwo od normy czy uchybienie od obowiązków zapłaci palcem. Gdy zabraknie mu palców, w plasterkach będę skracał jego członki – ciągnął dalej, uśmiechając się podle do syna. – Bardzo cienkich.
Alois zaczął przejeżdżać kciukami po knykciach dłoni. Może jego dłonie były pobliźnione szkaradnie, ale... Na myśl o kalectwie zachwiał się, gdy krew nagle odpłynęła mu z głowy.
– Jeśli zaś nie przyłożysz się do nauki własnej mowy i bez tego trochę mu ubędzie – dodał przekornie starszy zmienny.
– Zawsze mówiłeś, że ludzie to nie zabawki... – przypomniał mu wilk, jednocześnie schodząc nieco z tonu.
– Tak jest... – mruknął niedbale zmienny, nachylając się ku pyskowi Numy ze spolegliwym uśmiechem. Gdyby tamtego poniosło, mógłby odgryźć ojcu głowę, czym ten się zupełnie nie przejmował. – Ale to mięso. Mięso. Kruche, słodkie, delikatne – zaczął wymieniać, aby z rozmarzoną miną odstąpić na krok i przymrużyć powieki na wspomnienie tych doznań.
Tym razem mężczyźnie nie udało się wytrwać w narzuconym sobie bezruchu czy chłodnym spojrzeniu. Alois wzdrygnął się. Był bezradny, co odbijało się w jego powiększonych przestrachem oczach. Cokolwiek dzieliło tą dwójkę, błagał Boga, aby nie musiał tego doświadczyć na własnej skórze.
Włosy stanęły mu dęba, gdy kobieta zaśmiała się perliście w odpowiedzi na słowa ojca. Ewidentnie podzielała jego zdanie odnośnie traktowania ludzkiego inwentarza. Błysk w jej oczach wróżył, kiedy zbliżała się ku Aloisowi, że wyjątkowo ochoczo przystąpiłaby do posmakowania jego ciała już w tamtej chwili. Jednak nie drgnął, gdy jej lodowata dłoń dotknęła obolałego ramienia i przesunęła nią po barku, szyi. Jakby badała, gdzie mogłaby się wgryźć, odrywając największy kawał mięsa...
YOU ARE READING
Seria Noruk: Syn Północy
FantasyPółnoc i Południe. Ludzie i zmienni. Wojna jest jedynym, co łączy te krainy, nacje, kultury... WSZYSTKO. Na Północy jednak nie wszystko toczy się wokół walki z istotami niemal nieśmiertelnymi. Zwłaszcza, gdy zawarto kruchy pokój. Chwała Republice...