Rozdział XV

75 13 19
                                    

– No to się postarałeś... Już ma czerwone ucho – warknął zmienny, podciągnąwszy się na pogniecionej pościeli.

Ciemnoniebieskie oczy szyderczo spoglądały na swoich bliskich. Białe zęby niczym kość słoniowa zęby były ułożone w nieprzyjaznym uśmiechu. Posklejana w strąki sierść od pyska aż po podgardle nasuwała zarazem obrzydliwe jak i makabryczne skojarzenia.

– Nie rozumiem. – Zmarszczył brwi starszy Ezdeńczyk, ewidentnie nie pojmując, że jego syn zdemaskował podsłuchiwacza. Mimowolnie Alois podrapał się po głowie.

– Oczywiście, że nie rozumiesz – żachnął się bezczelny zmienny, zarzuciwszy wilczym łbem do góry.

– To będzie twój sługa, Numo – ogłosiła stanowczo głowa rodziny, wskazując pazurem mężczyznę.

Alois spostrzegł wówczas, że musieli specjalnie przez wzgląd na niego mówić w jego języku. Miał zrozumieć padające właśnie słowa...

– Nie – warknął gardłowo czarny wilk, nawet nie dopuszczając opcji odmowy. Alois dostał gęsiej skórki, chociaż zmienny nie kierował ku niemu swoje gorejące spojrzenie. – Prędzej sam go zabiję – sarknął, ponownie przybierając nonszalancką pozę.

Aloisowi zaschło w ustach. Jakby nie zdając sobie sprawy z wagi tej obietnicy, dziewczyna parsknęła coś niezrozumiałego. Wilk najwyraźniej pojął, bo odparował zgryźliwie w języku Ezdenu. Sądząc po wypiekach wpełzających na policzki dziewczyny, musiało podziałać.

– Rób z nim, co chcesz – ciągnął starszy zmienny bez cienia zawahania. – Jeśli będzie w czymkolwiek ustępował swoim pobratymcom...

– To będzie moja wina – wtrącił młodszy zmienny, jakby już wielokrotnie słuchał podobnych wypowiedzi.

– To odetnę mu palec – dokończył niskim półgłosem protoplasta. Powiedział to tak cicho, że Alois przez chwilę się łudził, że te słowa nie padły z jego ust.

Wilk spojrzał się na Ezdeńczyka, chichocząc. Śmiech ten był jednak wymuszony, jakby nie dowierzał radykalnym słowom ojca. Zarówno człowiek jak i dziewczyna wiedzieli natomiast, że nie żartował.

– Za każde odstępstwo od normy czy uchybienie od obowiązków zapłaci palcem. Gdy zabraknie mu palców, w plasterkach będę skracał jego członki – ciągnął dalej, uśmiechając się podle do syna. – Bardzo cienkich.

Alois zaczął przejeżdżać kciukami po knykciach dłoni. Może jego dłonie były pobliźnione szkaradnie, ale... Na myśl o kalectwie zachwiał się, gdy krew nagle odpłynęła mu z głowy.

– Jeśli zaś nie przyłożysz się do nauki własnej mowy i bez tego trochę mu ubędzie – dodał przekornie starszy zmienny.

– Zawsze mówiłeś, że ludzie to nie zabawki... – przypomniał mu wilk, jednocześnie schodząc nieco z tonu.

– Tak jest... – mruknął niedbale zmienny, nachylając się ku pyskowi Numy ze spolegliwym uśmiechem. Gdyby tamtego poniosło, mógłby odgryźć ojcu głowę, czym ten się zupełnie nie przejmował. – Ale to mięso. Mięso. Kruche, słodkie, delikatne – zaczął wymieniać, aby z rozmarzoną miną odstąpić na krok i przymrużyć powieki na wspomnienie tych doznań.

Tym razem mężczyźnie nie udało się wytrwać w narzuconym sobie bezruchu czy chłodnym spojrzeniu. Alois wzdrygnął się. Był bezradny, co odbijało się w jego powiększonych przestrachem oczach. Cokolwiek dzieliło tą dwójkę, błagał Boga, aby nie musiał tego doświadczyć na własnej skórze.

Włosy stanęły mu dęba, gdy kobieta zaśmiała się perliście w odpowiedzi na słowa ojca. Ewidentnie podzielała jego zdanie odnośnie traktowania ludzkiego inwentarza. Błysk w jej oczach wróżył, kiedy zbliżała się ku Aloisowi, że wyjątkowo ochoczo przystąpiłaby do posmakowania jego ciała już w tamtej chwili. Jednak nie drgnął, gdy jej lodowata dłoń dotknęła obolałego ramienia i przesunęła nią po barku, szyi. Jakby badała, gdzie mogłaby się wgryźć, odrywając największy kawał mięsa...

Seria Noruk: Syn PółnocyWhere stories live. Discover now