Rozdział XVI cz.II

61 12 12
                                    

Młoda niewolnica miała rację. Alois wiedział, gdzie trafić.

Przedtem tylko zarządca bursy go obudził i zrobił mu niesłychanie pouczający wykład o tym, że za każdy wybryk dostanie podwójnie. Raz – od zmiennych, a jak przeżyje – to jeszcze od swoich. Wręczył Aloisowi jeszcze podstawowy zestaw odzieży, po czym ulotnił się.

Pozostawiony sam sobie młodzieniec mógł tylko poszukać stołówki. Musiał przecierpieć jedzenie w towarzystwie zmiennych zamieszkujących to samo, zachodnie skrzydło. Głód jednak przezwyciężał lęk.

Alois domyślił się, że „hrabią Beliarem" musieli nazywać jego kupca. Przeważnie wspominano o nim jedynie w kontekście poczynań swoich dzieci. Wszystko przemawiało za tym, że znowu wybył z zamku, zostawiając Numę i Ryudn samopas.

Młodzieniec nie szalał z euforii, że chwilowo miał na głowie tylko dwóch zmiennych z trzech do unikania. Ostatecznie doszedł do wniosku, że powinien się trzymać z dala od każdego przedstawiciela tej przeklętej rasy. Profilaktycznie. Choć jedno powiedzieć, drugie zrobić.

Po pochłonięciu śniadania, starał się rozeznać w rozkładzie zamku. Jako „bezpańskiemu niewolnikowi" nie przydzielono mu z rana zadań, więc miał na to czas. Wieczorem za to wrócił do bursy, aby nocą zebrać siły.

Po kilku dniach pamiętał już położenie każdego ważniejszego pomieszczenia. Starsza część wykuta we wnętrzu góry, na której stał zamek, była odcięta dziedzińcem pełnym zmiennych, toteż się tam nie zapuszczał. Natomiast przetrwanie okazało się znacznie bardziej kłopotliwe niż przypuszczał. Bowiem jak Alois względnie łatwo znalazł nocleg, tak wszystko inne szło już znacznie ciężej.

Ludzie nie ułatwiali mu życia. U krawcowych nie mógł uzyskać nożyczek, by przyciąć zarost. Praczki skąpiły mydła, gdy Alois starał się utrzymać w czystości, mając na względzie wyczulony węch domowników. Już nawet nie próbował wyprosić butów u dozorcy.

Miano „nieroba" było największą zbrodnią pośród niewolników. Było na to tylko jedno lekarstwo.

Wobec tego Alois postanowił zadowolić swoich pobratymców. Z samego rana udał się z kilkoma osobami do wschodniego skrzydła, do szklarni.

Żaden ludzki kierownik nie kwapił się podważać woli Numy, syna hrabiego Beliara Scoavolci, nawet jeśli jeszcze wedle plotek nigdy nie opuścił swojej komnaty. Pozostawało jedynie spróbować szczęścia u zmiennych.

Dotarłszy na miejsce, Alois nie miał odwagi wprowadzać samowolki czy liczyć na niedopatrzenie Ezdeńczyka opiekującego się ogrodem. W tak obszernym obiekcie jak cała izba niewolników i hala stołówkowa razem wzięte, nietrudno byłoby o absorbujące bez reszty zajęcie. Mężczyzna mógłby przycinać girlandy ciągnące się wzdłuż głównej alei albo drzewka koło bordiurów, albo spróbować dołączyć do zmiennych przy poletkach ziołowych oddzielonych żywopłotem od części kwiatowej. Możliwości było pod dostatkiem.

Jednak Alois zamiast tego poprawił koszulę i podążył wzdłuż pergoli. Mijał zmiennych, którzy na zwierzęcych nogach wybierali zwiędłe grona fioletowych dzwonków z najwyższych części pnączy. Starał się przemykać, nikomu nie wadząc, przynajmniej aż dostrzegł to, czego szukał. A właściwie kogo.

Na stołówce zdążył zauważyć tych, którzy zajmowali jakieś miejsce w hierarchii. Tak właśnie zmienna przed nim, Fulke, miała utrzymywać szklarnię w ładzie.

Kobieta w podeszłym wieku przyglądała się listkom wzdłuż pędu. Delikatnie głaszcząc każdy zeschnięty, odrywała go i wkładała do kieszeni fartucha. Robiła to z troską znajomą Aloisowi z obserwacji matki, gdy był dzieckiem. Też kochała kwiaty, a na pewno ceniła je bardziej od większości ludzi.

Seria Noruk: Syn PółnocyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin