Rozdział XXV cz.I

56 13 11
                                    

Numa kończył czytać jedną z ostatnich książek piętrzących się na stosie, w narożach biurka. W czasie, gdy Alois zmagał się z kolosalną wyszywanką w formie narzuty, on nabierał biegłości w posługiwaniu się mową elity. Zaczynał nawet ćwiczyć pisanie obcym alfabetem. Obecność Fulke w czasie porannych sesji stawała się powoli formalnością, co odbijało się w czasie trwania tych spotkań, które robiły się coraz krótsze.

Mężczyzna ostatnio dostał za polecenie zaznajomienia się z garderobą espisa. Krawcowa bowiem wywiązała się ze wszystkich zamówień i pozostawało jedynie poukładać wszystko na odpowiednich miejscach. Tak też, składając ubrania w kostkę, segregując oraz umieszczając w szufladach, i tego popołudnia był naocznym świadkiem postępów panicza.

Alois spiął się, gdy Ezdeńczyk trzasnął książką. Śmiał się złowróżbnie cały czas, jak zaginał arkusz papieru, a potem chował go do koperty, lakując aromatyzowanym woskiem. Wilk z szelmowskim rozbawieniem podniósł się z krzesła, zbliżając się do sługi.

– Przerwij na chwilę – zarządził zmienny, wyciągając rękę z zawartością. – Lecisz do Beliara.

Człowiek zbladł, przejmując od niego wiadomość. Nie chciał tak zaczynać dnia ani go kończyć. W zasadzie to w ogóle nie chciał się z nim już nigdy widzieć na oczy, ale kto gotów był wysłuchać jego modłów...

– Coś mam dodać? – dopytał się, przesuwając część niezłożonych ubrań na jedną stronę łóżka.

Wilk uśmiechnął się szeroko, aby zapewne zgodzić się na tę sugestię, jednak ostatecznie zrezygnował z tego. Nawet zabrał Aloisowi list, siadając za biurkiem. Zgarbił się nad pozostałymi notatkami, jakby rzeczywiście na nich skupił całą uwagę.

Aloisowi szczędził wyjaśnień, jedynie wskazując palcem szafkę z ubraniami i łoże. Kershaw odwrócił się na pięcie, wznawiając przerwaną czynność.

Był już świadkiem takich zachowań, ale angażowanie go do tego należało do rzadkości. Espis zazwyczaj go wypraszał.

Potwierdziły się jego przypuszczenia, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju gospodarza wszedł sługa Ryudn, od razu składając pokłon. Numa ledwie skinął mu głową, nie odrywając wzroku od książki.

Na skroni lorda Dariona zapulsowała żyła, kiedy się wyprostował. Najwyraźniej nie lubił być lekceważony. Jednak zmienny musiał być naiwny, skoro liczył na wyrazy szacunku, które nie trafiały się nawet hrabiemu.

Z klapy żupana wyjął kopertę, którą położył koło panicza. Wytrzeszczył oczy z oburzenia, kiedy został „przypadkowo" pacnięty wiadomością w ręku panicza nadal bardziej zainteresowanego literaturą niż przybyszem.

Alois składał ubrania, starając się nadal pozostać niezauważonym. Tkaniny piętrzyły się w równiutkich kolumnach, a kątem oka obserwował bezkrwawą potyczkę siły opanowania przeciwko nieskończonym pokładom kreatywności w uprzykrzaniu życia.

Wreszcie podwładny Ryudn odezwał się, ale bynajmniej nie zaszczycił człowieka zrozumiałą dla niego treścią. Pierwsze zdanie bowiem było bardzo krótkie i w obcym języku. Nim Alois mógłby chociaż się zastanowić nad jego znaczeniem, przepadło pod napływem następnych.

Zmrużył oczy, skupiając się bardziej na rozszyfrowaniu wyrazów zaklętych w jedwabistych głoskach. Pomimo iż niemal zupełnie przestał grać swoją rolę, poznawał tylko losowe słowa. Tak też mógł się jedynie domyślać wkładu Beliara w jakąś decyzję, o której to Darion miał „zaszczyt" poinformować brata swojej pani. Zaś słowo „jesień" przypomniało mu o pewnej plotce.

Seria Noruk: Syn PółnocyWhere stories live. Discover now