17. Możesz na przykład...

1K 53 17
                                    

Po szybkim wyjściu z samochodu przez chwilę nie mogłam utrzymać równowagi. Zakręciło mi się w głowie, ale bez względu na to pobiegłam w stronę Daviesa, otoczonego już przez tłum. Próbując przecisnąć się do niego, kontem oka dostrzegłam Winniego. Dopiero po chwili wysiadł z auta zrezygnowany i uderzył pięściami o białą blachę, głośno przeklinając. Jednak nikt nie zwracał na niego uwagi, gwiazdą ponownie stał się Theo, w tamtym momencie krzyczący ze szczęścia razem z Chrisem i Codym.

Widząc, jak brunet cieszy się razem ze swoimi przyjaciółmi, tłum wokół nich gwiżdże, przyklaskując do stłumionej muzyki w tle, a czarne auto pomimo zmatowienia, błyszczy w blasku księżyca, chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Pomijając brak moich przyjaciół i wszystkie zmartwienie, które miałam na głowie, czułam się naprawdę szczęśliwa, pragnęłam zostać w tym jednym momencie życia na zawsze. Zawsze coś musi się zakończyć, by coś innego się rozpoczęło i może właśnie tak musiało się stać.

Nie musiałam się więcej przeciskać w momencie, gdy jakiś chłopak rozpoznał mnie i kazał zrobić przejście. Korytarz życia spowodował, że wzrok tak wielu ludzi przestał być przyjemny, ale nie to się liczyło. Moje oczy skrzyżowały się z czekoladowymi tęczówkami, których źrenice się powiększyły, a usta chłopaka rozszerzyły się w uśmiechu. Podbiegł do mnie od razu, lekko unosząc do góry podczas przytulania.

- Dziękuję.- szepnął.- Wierzyłaś we mnie.- stwierdził, stawiając na ziemi.

- Jak mogłabym nie wierzyć? - uśmiechnęłam się, odsuwając lekko.

- Nic ci nie zrobił? - dotyk jego dużej dłoni na moim policzku był bardzo przyjemny.- Bałem się, że coś mu odwali.

- Wszystko w porządku. Gratulacje.- uściskałam go jeszcze raz i podeszłam do reszty.

- Udało się! Bee kurwa udało się! - krzyknął Ansel, zdecydowanie zbyt mocno mnie ściskając.

Tłum nie miał zamiaru ucichnąć ani na chwilę, zamiast tego wszyscy na czele z nami skierowali się do Winniego. Stał on przed autem, trzymając ręce w kieszeni i chociaż Felix był obok, chyba popierał nas, klaszcząc z uznaniem, jak inni. Theo podszedł do szatyna chyba lekko zbyt blisko, jednak to nie zmieniało faktu, że oboje czuli się pewnie.

- Brawo.- rzekł w końcu zielonooki.- To, że wygrałeś ten wyścig, nie znaczy, że jesteś lepszy.- podał mu srebrne kluczyki z wielką pogardą na twarzy.- Jeśli się odważysz, zapraszam ponownie na HIRC.

- Nie wykluczam, że wrócę do wyścigów, ale na pewno nie wezmę udziału w HIRC.- powiedział w taki sposób, by także tłum mógł zrozumieć.

- Boisz się Stormy?

- Nie pogrywaj sobie ze mną.

- Szkoda, może wreszcie udowodniłbyś, że masz jaja tak jak twojej świętej pamięci kolega.

- Zamknij mordę.

- A co Stormy? Boisz się, że znowu zaczną gadać, jak spieprzyłeś przed wyścigiem? - zapytał, podchodząc w stronę tłumu.- Nigdy nie waż się mnie winić za jego śmierć, gdybyś to ty był na torze, nic by się nie stało...- cokolwiek szatyn jeszcze chciał powiedzieć i tak nie doszło do skutku, ponieważ zaciśnięta pięść Theo spotkała się z jego policzkiem, chwiejąc do tyłu.

- Jestem pewny, że jeszcze się spotkamy, a wtedy przysięgam, też pozbawię cię wszystkiego, co kochasz.

- Nie kocham niczego.- zaśmiał się, wypluwając stróżkę krwi na beton.

- Kochasz sławę i pieniądze Winnie.- chłopak rzucił kluczyki do Cody'ego i odszedł w stronę Audi, razem ze mną oraz Harrym.

A więc chłopak zamierzał wrócić do ścigania się, tak jak podejrzewałam. Widząc jaką radość mu to sprawia, ile ludzi za nim szaleje, a wygrana wywołuje jego uśmiech, pomimo strachu, chciałam go dalej wspierać. Ponadto zobowiązał się, w pewnym sensie, iż położy kres Winniemu. Mógł to zrobić. Theo Davies był w stanie osiągnąć wszystko.

Trust MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz