Rozdział 17

1.2K 84 45
                                    

Draco zapisał się do Stowarzyszenia Warzycieli, które wcześniej proponowało mu angaż. Stowarzyszenie było aż nazbyt szczęśliwe, mogąc przyjąć jego spóźnioną kandydaturę. Oczywiście, zawczasu opanował wszystkie zaklęcia ochronne - nie mógł sobie pozwolić na żadne niebezpieczeństwo podczas pracy.
W międzyczasie Armaty przegrały Puchar Ligi, o czym trąbił ostatnio nieustannie "Prorok Codzienny", rozgłaszając przy okazji braki w oryginalnym składzie drużyny. Spekulacje w dużej mierze skupiały się na Draco, oskarżając go o przegraną. Opinia publiczna w pełni zgadzała się z redakcją gazety, przez co wszyscy domagali się wyjaśnień co do jego nagłej przerwy. Posunęli się nawet do stwierdzeń, że został przekupiony przez drużynę przeciwną.

Blondyn starał się unikać prasy, choć nie było to już takie łatwe - w ciąży aportacja nie była wskazana. Aktualna miejscówka Stowarzyszenia nie miała podłączenia do sieci Fiuu i właśnie w ten sposób znalazł się tego dnia w czarodziejskiej części Londynu. Idąc, starał się całkowicie zignorować reporterów.

- Panie Potter! Czy to część spisku, który zaważył na wyniku meczu?

- Draco, kochanie. Ile zapłaciły ci Harpie?

- Draco, dlaczego się wycofałeś?

- Nie wycofałem się. - odpowiedział, zanim zdał sobie sprawę, że miał milczeć. W momencie został otoczony ze wszystkich stron. Wiedząc, że już za późno, rzucił im groźne spojrzenie.

- Zrezygnowałeś z finałowego meczu, bo bałeś się zmierzyć z Ginny Weasley? - zapytała Rita Skeeter.

Draco zacisnął zęby.

- Tylko kiedy piekło zamarznie... - powiedział i chwycił się za usta. Aparaty rozbłysły a kamery przybliżyły się do niego. Reporterzy zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego, przez co ich głosy zlały się w jeden wielki, niezrozumiały bełkot. Draco powoli opuścił dłoń, próbując uspokoić swój organizm. Nie znosił mdłości.

Z trudem przepychał się przez tłum, ruszając w kierunku najbliższego sklepu. Użył Fiuu nie kłopotając się nawet pytaniem o pozwolenie. Udał się do rezydencji Malfoyów - dostęp do Grimmuald Place możliwy był tylko i wyłącznie z określonych miejsc. Najchętniej od razu poszedłby do domu ale mdłości wygrały. W ostatniej chwili dobiegł do najbliższej łazienki, po drodze rejestrując tylko zaskoczoną twarz swojej matki.

Po godzinie nieustannej męczarni, usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Takie coś nie przystało w eleganckiej rezydencji Malfoyów. To musiała być kara za coś. Automatycznym ruchem przeczesał dłonią swoje zmierzwione włosy. Nie był przygotowany na coś takiego! To głupie. Potem jego dłoń powędrowała do brzucha, gdzie czuł już pewną wypukłość. Merlinie, to się dzieje naprawdę!

Co jakiś czas jego matka podchodziła do drzwi i pukała. Martwiła się od momentu aż wyskoczył z kominka.

- Draco.

Och, matka nie była sama. Najwidoczniej był z nią Harry. Draco skrzywił się i wstał, potem szybko przepłukał usta i wygładzić szaty. Gdy był już gotowy, otworzył drzwi.

- Co tu robisz? - zapytał, zauważając że Harry wciąż był w aurorskich szatach. Musiał tu wpaść od razu po skończonej pracy.

- Twoja matka powiedziała mi, że przyszedłeś. - odpowiedział brunet, przypatrując mu się oceniająco.

- Och, naprawdę? - Draco przewrócił oczami. - No dobrze, już możesz się odpieprzyć, kochanie. To, że jestem w ciąży nie znaczy, że potrzebuję jakiejś pieprzonej opiekunki i... - oczy blondyna rozszerzyły się gwałtownie. Mężczyzna natychmiast odwrócił się i wrócił do toalety.

GośćWhere stories live. Discover now