Rozdział 6

139 6 2
                                    

*Camila*

Nie przyszedł więcej żaden list od Potts, co bardzo ją cieszyło. Dni mijały spokojnie, jej ciąża rozwijała się prawidłowo. W końcu nadszedł sierpień, zbliżały się pierwsze urodziny trojaczków. Tony zaprosił przyjaciół, a ona zamówiła prezenty dla chłopców i postanowiła sama upiec tort czekoladowy. Żałowała że jej mamy nie będzie na roczku swoich pierwszych wnuków. Dzień przed, 11 sierpnia, odebrała prezenty dla trojaczków i upiekła tort. W dniu ich urodzin Tony naszykował stół. Po południu przyszli wszyscy goście. Przyniosła tort ze świeczką w kształcie cyfry 1, którą zapalił jej mąż.

- Pomyślcie życzenie i zdmuchnijcie świeczkę - uśmiechnęła się. 

James, Bruce i Peter razem zdmuchnęli świeczkę. Po tym pokroiła tort i dała każdemu po kawałku. Wszyscy usiedli i zaczęli jeść. Po zjedzeniu pozwoliła chłopcom otworzyć prezenty. Od niej i Tony'ego dostali pierwsze rowerki biegowe.  Natychmiast postanowili je wypróbować, więc poszli do ogrodu. Uśmiechnęła się, obserwując jak trojaczki wsiadają na rowerki i odpychają się nogami. Na początku jeździli dość niepewnie i powoli, ale po chwili nabrali pewności i zaczęli jechać szybciej. Obserwowała ich z uśmiechem. Tony stanął obok niej i objął ją ramieniem, a ona jego. Po chwili wrócili do salonu. Zaczęli rozmawiać z gośćmi, a chłopcy jeździli po ogrodzie, dopóki się nie zmęczyli i nie przyszli do salonu. Wieczorem goście poszli, a oni zaprowadzili dzieci do łóżek i przeczytali im bajki. Chłopy dość szybko usnęli. Po tym wrócili do salonu i posprzątali ze stołu. 

- Pójdę do warsztatu - powiedział Tony.

- Pójdę z tobą, pomogę ci - powiedziała. 

- No dobrze - uśmiechnął się słabo. 

Poszli więc razem do warsztatu. Zabrali się do pracy. Camila zauważyła, że jej mąż, odkąd doszedł do siebie po powrocie z kosmosu, dużo czasu poświęca na budowanie kolejnych modeli nano-zbroi dla siebie i dla niej.  No i do tego miał koszmary. Nie pytała jednak. Wiedziała że robił to dla ich bezpieczeństwa, no i miał prawo mieć złe sny po tym co przeżył na Titanie. Teraz pracowali nad nowymi zbrojami dla nich. Wiedziała że Tony chce zbudować pierwsze zbroje dla chłopców, oczywiście bez uzbrojenia, ale gdy będą mogli mu pomóc, bo starał się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, no i z nią też. Rozumiała że starał się być lepszym tatą i mężem od jego ojca i uważała, że mu się to wspaniale udawało. Ona poszła do sypialni po trzech godzinach, bo jednak ciąża ją męczyła, ale Tony jeszcze został w warsztacie. Położyła się do łóżka i niemal momentalnie zasnęła. Początkowo spała spokojnie, ale  potem najpierw przyśniła się jej ta rozmowa z matką, podczas której ona się rozpadła, a potem że Tony zginął. Wierciła się niespokojnie.

*Tony*

- Sir, proszę szybko przyjść do sypialni, pani Stark chyba ma koszmar - powiedziała Friday.

Dwa razy nie musiała powtarzać. Rzucił narzędzia i pobiegł do sypialni. Zobaczył że Camila wierci się na łóżku. Dotknął delikatnie jej ramienia.

- Kochanie, obudź się - powiedział, potrząsając lekko jej ramieniem.

Obudziła się po chwili i usiadła gwałtownie. Przytulił ją. 

- Śniła mi się ta rozmowa z mamą, podczas której się rozpadła, a potem że zginąłeś - przyznała cicho i przytuliła się do niego. 

- Nie zginąłem, żyję i jestem tutaj - powiedział, gładząc ją po plecach.

- Ale jeszcze możesz zginąć - powiedziała. 

- Tak, takie ryzyko zawodowe, ale wiesz że nigdy nie dałbym się bezsensownie zabić - powiedział. Nadal nie chciał jej powiedzieć, że prawdopodobnie będzie musiał umrzeć. Nie chciał jej ani nikogo martwić. 

- Obiecujesz że nie zrobisz żadnej głupoty? - zapytała, patrząc mu w oczy.

- Obiecuję - powiedział. To nie było kłamstwo, bo nie sądził że jego konieczna śmierć będzie z głupoty, o ile w ogóle będzie musiał umrzeć, bo miał bardzo minimalną nadzieję, że jednak źle zinterpretował to, co zrobił Stephen. 

Poczuł że trochę się uspokoiła i wtuliła się w niego mocniej. Położył się z nią powoli i zaczął gładzić ją po plecach. W końcu zauważył, że zasnęła z powrotem. Po chwili też usnął. Po jakimś czasie pojechali na kolejną wizytę do ginekologa. Camila była już w 18 tygodniu. Niedługo powinien móc poczuć ruchy Morgan. Jego żona położyła się na kozetce, podciągając koszulkę. Lekarz posmarował jej brzuch żelem i zaczął badanie. On wziął ją za rękę.

- Dobrze, państwa córka rozwija się prawidłowo - powiedział ginekolog. 

- To świetnie - powiedział. 

Posłuchali jeszcze bicia serca i lekarz zakończył badanie. Dał Camili chusteczkę do wytarcia brzucha, a jemu dwa wydrukowane zdjęcia USG. Ona wytarła brzuch, naciągnęła koszulkę i usiadła przy biurku ginekologa, a on stanął przy niej. Lekarz wpisał wyniki badań w jej kartę ciąży i zapisał ją na następną wizytę za dwa tygodnie. Po tym pożegnali się, wyszli z gabinetu i poszli do samochodu. Wsiedli i pojechali do domu. 

- Kochanie, a może pojedziemy dzisiaj wieczorem na kolację? - zapytał. Chciał trochę normalności, a ostatni raz na randce byli podczas miesiąca miodowego. 

- Pewnie skarbie, zwłaszcza że mamy do nadrobienia tę kolację, na którą mieliśmy jechać tego dnia, w którym poleciałeś w kosmos - powiedziała. 

- Prawda - uśmiechnął się ledwie.

Wieczorem zostawili trojaczki pod opieką Rhodeya i pojechali na kolację do drogiej restauracji. Zajęli wolny stolik w środku. 

- Co chcesz zamówić? - zapytał Tony, przeglądając menu, które podał im kelner.

- Wezmę tylko pieczeń z kurczaka, sałatkę grecką i sok truskawkowy - powiedziała. 

- Dobrze - powiedział. Dla siebie zamówił to samo. Trochę żałował, że nie mogli się napić wina, znaczy ona nie mogła, ale jeszcze będą mieli okazję. Miał nadzieję. Odgonił ponure myśli. Nie chciał myśleć o przyszłości na randce z żoną. 

Kelner zapisał ich zamówienie i odszedł. Dostali najpierw sok, a po jakimś czasie pieczeń z kurczaka i sałatkę grecką. Życzyli sobie nawzajem smacznego i zaczęli jeść. Rozmawiali ze sobą jak na normalnej randce. Tony cieszył się, że ją tu zabrał. Po kolacji zamówili lody brownie na deser. Wyciągnął rękę jej stronę, a ona ją ujęła z uśmiechem. Po zjedzeniu lodów opłacił rachunek i poszli na spacer. Czuł że taka chwila normalności dobrze zrobiła im obojgu. Po godzinnym spacerze pojechali do domu. Podziękowali Rhodeyowi za opiekę nad chłopcami i pożegnali go. Oni już spali, więc poszli do sypialni bynajmniej nie spać. Brzuch Camili jeszcze nie zaczął im utrudniać. Po wszystkim zasnęli przytuleni do siebie i oboje spali bez koszmarów. 

Inhuman: Wojna z Thanosem||T.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz