Rozdział 21

3.8K 128 5
                                    

Bartek 

Cholera!
To nie tak miało być...

Wkurwiony wsiadam do samochodu i jadę do klubu. Muszę się czymś zająć, w przeciwnym wypadku coś rozpierdolę. Sprawę z Mikayą zepsułem już chyba po całości. Co mi w ogóle strzeliło do głowy? Przecież dobrze wiem, że nigdy nie byłbym w stanie zagrać z nią w ten sposób. To ona była przy Kacprze, gdy ja nie mogłem i to dzięki niej nasza relacja wygląda tak wspaniale. Nigdy nie odważyłbym się na taki krok, tym bardziej, że Kacper również mógłby mnie znienawidzić. A jednak byłem na tyle głupi, by jej coś takiego zasugerować i zamiast naprawić sytuację, sprawiłem, że jest jeszcze bardziej tragiczna. No, gratulacje!

Wpadam do klubu dwadzieścia minut później, jest na tyle wcześnie, że nie kręci się w nim tak wielu klientów. Podchodzę do baru i siadam na wolnym stołku, muszę się napić.

- Podwójnej whisky mi daj, bez lodu – rzucam do Lidki stojącej za barem. Od czasu mojej rozmowy z Michałem już do mnie nie przychodziła, co oznacza, że sprawa została wyjaśniona. Tyle dobrze, bo gdybym jeszcze ją miał na głowie, to już bym serio zwariował. Dziewczyna bez słowa podaje mi szklankę ze złocistym płynem, chwytam ją w dłoń i wychylam jednym haustem. Pali jak cholera, aż mam ochotę od razu ją zwrócić, ale tylko to jest w stanie ukoić moje zszargane nerwy w tej chwili.

- Jeszcze raz to samo – przesuwam puste szkło w stronę kobiety i rozglądam się po przybytku. Sami młodzi ludzie, ubrani na luźno, zapewne więc przyszli się tutaj tylko zabawić. Jest też kilku „garniaków" i oni to już z pewnością przyszli na podryw, niestety pora za wczesna i póki co siedzą sami. Jedna z lóż szczególnie przyciąga moją uwagę. Siedzi w niej pięciu facetów, chociaż jeden z nich się mocno wyróżnia. Ciemne spodnie i biała koszula leżą na nim jak druga skóra, pozostali zaś ubrani są mniej formalnie i na czarno, w dodatku mam wrażenie, że siłownia to ich drugi dom. Takie typowe karki. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że ten w koszuli patrzy wprost na mnie. Siedziałem siedem lat, potrafię z kilometra wyczuć kłopoty. A ten facet to kłopoty przez duże K, obawiam się nawet , że takie nieuniknione.

- Proszę, szefie. - Lidka podaje mi kolejnego drinka, tego już zamierzam wypić spokojniej. Cały czas lustruję otoczenie, w głębi czując silny niepokój. To coś, jakby przeczucie, że zaraz stanie się coś bardzo złego, a ty nie możesz zrobić nic, by temu zapobiec. I to samo dzieje się właśnie teraz. Jeden z towarzyszy pana eleganckiego podchodzi do mnie wolno, opiera się przedramieniem o bar przede mną i mówi spokojnie:

-Szef prosi na słówko.

Przełykam ślinę, wiedząc, że oto moje przypuszczenia się sprawdziły. Z zewnątrz jednak zachowuję spokój, nauczony pod celą, by w spotkaniu z takimi ludźmi nigdy nie okazywać słabości i się nie sprzeciwiać. Kiwam głową na znak zgody, biorę szklankę w dłoń i ruszam za mężczyzną. Czterech karków opuszcza lożę, zostaję sam z tym w koszuli. Gra na mojej psychice, czuję to. Pytanie, czy wie, że nie będę takim łatwym przeciwnikiem, przeżyłem swoje i takie gierki na mnie nie działają.

- Mikaya ma dobry gust. - odzywa się nieznajomy, a ja na wzmiankę o Maji napinam mięśnie.

- Kim jesteś? - pytam wprost.

- Przyjacielem, wrogiem. Ty zdecydujesz.- Jego enigmatyczna odpowiedź mnie drażni.

- A jakieś imię masz, czy może mam się do ciebie zwracać NN? – trochę cwaniakuję, wiem. Wiem też, że może się to dla mnie źle skończyć. Ale skoro przyszedł do mojego klubu i oficjalnie zaprosił mnie do rozmowy, to raczej nie ma zamiaru mnie odstrzelać. Przynajmniej na razie. Gdyby miał to zrobić, dorwałby mnie w miejscu, gdzie nie byłoby świadków. Co nie znaczy oczywiście, że tego nie zrobi, wszystko jest przecież możliwe. Ale chwilowo jestem bezpieczny i na pewno nie mam zamiaru uginać przed nim karku, nie należę do uległych.

- Odważnie. Już cię lubię. - uśmiecha się i bierze ze stołu szklankę z takim samym płynem, który sam piję – Twoje zdrowie Bartku. Za owocne spotkanie – wznosi toast, a że nie wypada odmawiać, upijam łyk swojego alkoholu.

- Powiesz w końcu kim jesteś i czego właściwie ode mnie chcesz? Nie żebym był niegrzeczny, ale zajęty jestem – rozsiadam się wygodniej na kanapie i wbijam w niego wzrok.

- Posejdon. Więcej wiedzieć nie musisz. Jestem tu, bo tak mi się podoba. - odpowiada, zdradzając w końcu swoją tożsamość. Słysząc jego pseudonim, już wszystko jest dla mnie jasne. Wiele opowieści się nasłuchałem o jego wyczynach, nawet jeśli połowa z tego jest prawdą, to lepiej dla mnie, gdy mam, go po swojej stronie. Nadal jednak nie rozumiem, co robi w moim klubie i co ma z tym wspólnego Maja.

- Jeszcze nie wiem czy mi miło, o tym się jeszcze przekonamy. A teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do swoich obowiązków. - Podnoszę się lekko i tyle wystarczy, by przy nas znalazł się jeden z jego ludzi.

- Siadaj, albo sam cię usadzę – rozkazuje spokojnym tonem. Opadam z powrotem na siedzenia, ponownie patrząc na mojego towarzysza.

- Nie jestem głupi, wiem kim jesteś. Co nie zmienia faktu, że nie wiem czego możesz chcieć ode mnie. Gdybyś miał mnie zabić, już byłbym w lesie, a jak widać mam się dobrze. I co z tym wszystkim wspólnego ma Mikaya? - przestaje mnie bawić ta cała sytuacja, przez co nie mam zamiaru udawać, że jestem tutaj z własnej woli. Albo się dowiem, czego chce ode mnie największy mafioso na Śląsku, albo dostanę kulkę. W sumie i jedno i drugie skończy się dla mnie tak samo, nie wiem, czy nie lepiej załatwić tego od razu.

- Nie jesteś głupi to fakt. Mikaya i jej brat od wielu lat są moimi bliskimi przyjaciółmi, jeśli wiesz o czym mówię. Opowiadali mi o tobie bardzo dużo, postanowiłem w końcu sam się przekonać, jakim jesteś człowiekiem. I wcale mnie nie dziwi, że ta mała tak szybko rozłożyła przed tobą nogi. Dziwi mnie zaś fakt, że nie zostałem zaproszony nawet na drinka. Nie ładnie tak postępować ze swoim największym sojusznikiem, prawda? - wbija we mnie swoje ciemne oczy, ja zaś marszczę brwi zdezorientowany. Majka i mafia? Po Michale się tego spodziewałem, w inny sposób nie doszedłby tak szybko do tego co ma. Ale Mika? Nie, to jakieś nieporozumienie. Tylko skąd on wie, że łączy mnie z nią seks? I o co mu chodzi z tym drinkiem, do cholery?

- To nie było zamierzone. Szczerze mówiąc, aż do dziś nie zdawałem sobie sprawy z twojej znajomości z rodzeństwem. - odpowiadam zachowawczo na jego zarzut.

- Wiem, wiem. Już sobie z Michasiem wytłumaczyliśmy to nieporozumienie. Stąd też moja obecność tutaj i to zaproszenie. Chyba nie odmówisz i się ze mną napijesz? - pyta, uważnie mnie obserwując.

- Myślę, że jeden drink nie zaszkodzi – zgadzam się, bo co innego mi pozostaje? Lepiej z nim wypić i się go pozbyć. Oby tylko nie chciał ode mnie czegoś jeszcze.

- No i zajebiście. Wiedziałem, że mądry z ciebie chłopak. A tak między nami, mam nadzieje, że się nie obrazisz. Dobra jest? - pochyla się lekko nad stołem w moją stronę, uśmiechając się cynicznie.

- Co? Whisky? - Nie rozumiem jego pytania, przecież pije podobny alkohol.

Posejdon zaś moje pytanie kwituje głośnym śmiechem, dosłownie zgina się w pół pod naporem wesołości. Kurwa, on nie jest normalny.

- Mikaya, oczywiście. Parę razy próbowałem się z nią zabawić, ale twarda z niej sztuka.- odpowiada, gdy w końcu się uspokaja. Na jego słowa zamieram, wściekłość wypełnia moje żyły.

- Skoro ci nie dała, musiała mieć powód. I radzę nie interesować się naszą relacją – cedzę przez zęby, w dupie mając, że mężczyzna przede mną może mnie zabić nawet tu i teraz, nie ponosząc konsekwencji. Majka na czas naszego układu jest moja i chuj mu do tego, jaka jest w łóżku.

- Zaborczy – mruczy pod nosem – Wcale ci się nie dziwie, ta kobieta ma w sobie tą iskrę. Spuść z tonu, nie jesteśmy wrogami. Ale jeśli chcesz poznać moje zdanie, to radziłbym ujarzmić ją szybciej niż później. Takie dzikie kotki mają to do siebie, że atakują nas w najmniej odpowiednim momencie i nie mają skrupułów uderzyć w plecy – Jest z siebie wyraźnie zadowolony, a mnie ta rozmowa coraz bardziej wkurwia. Nie wiem, co tu się odpierdala, nie będę jednak siedział z założonymi rękami i czekał, aż mnie sprowadzą do parteru. Tylko raz leżałem na podłodze, skuty kajdankami. Więcej na to nie pozwolę, nie teraz, gdy syn na mnie liczy.

- Jak dobrze, że jednak nie chce znać twojego zdania – odpowiadam szczerze, czym ponownie go rozbawiam. Wznosi swoją szklankę w moją stronę.

- Naprawdę cię lubię. Nie spierdol tego.

Bezwzględny (+18) - ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now