Rozdział 10

5.9K 128 22
                                    

Majka


- Dziękujemy pani Maju, widzimy się za tydzień – żegna się ze mną pani Krakowiak i wraz z synkiem wychodzi z mojego gabinetu.

- Do zobaczenia, będę czekała jak zawsze – odpowiadam jeszcze zanim znikną za progiem, a gdy tylko drzwi zamykają się za nimi, opadam na swój fotel. Jestem dzisiaj naprawdę zmęczona, a została mi jeszcze jedna wizyta. Biorę łyk zimnej już kawy i zapatruję się na korkową tablicę widzącą na ścianie. Pełno na niej informacji i regulaminów, których nikt nie czyta, a które muszą tu wisieć bo taki jest wymóg. Ale znajdą się na niej też rysunki, pocztówki czy zdjęcia, które przypominają mi dlaczego to robię. Jedno zdjęcie, to znajdujące się na środku jest dla mnie szczególnie ważne. Mój pierwszy pacjent. Uśmiecham się jak zawsze szeroko na widok jego ciemnych loczków okalających twarz i niebieskich oczek.

Pracuję w Centrum Rehabilitacji i Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym już czwarty rok i nie wyobrażam sobie, bym miała być gdziekolwiek indziej. To miejsce jest dla mnie całym światem, uwielbiam obserwować postępy w leczeniu moich małych pacjentów, a ich uśmiech wynagradza mi każdy trud, niewyspanie i frustrację. Dlatego właśnie tak bardzo prowadzenie klubu otrzymanego od brata mi nie pasowało. Dlatego tak bardzo się cieszę, że to Bartek przejął te obowiązki po mnie. Nie planuje na razie mówić mu czym się na co dzień zajmuję, zresztą on nawet nie zapytał. A gdybym sama mu powiedziała to zbyt szybko by się zorientował we wszystkim, a ja nie jestem gotowa na takie rozmowy, tym bardziej z nim. I tak podczas naszej ostatniej nocy razem, powiedziałam mu za dużo, nigdy miał się nie dowiedzieć o tym co robię, tym bardziej, że mógł to źle odebrać. Na szczęście chyba nawet mu ulżyło i nie kontynuował tematu, a mi również zrobiło się trochę lżej. Wykorzystując jeszcze chwilę przerwy sięgam po telefon. O wilku mowa. Bartek próbował dodzwonić się do mnie trzy razy, mam tylko nadzieję, że nie wpadł na pomysł bym w tej chwili przyjechała rozkładać przed nim nogi. Wybieram jego numer i czekam na połączenie.

- Nareszcie – słyszę jego głos po czterech sygnałach.

- Hej, co się stało? Jestem trochę zajęta szczerze mówiąc.

- Dzwoniłem tam – odpowiada i milknie, chce już coś dodać ale odzywa się ponownie – Umówiłem się na dzisiaj, na szesnastą. Pojedziesz ze mną? - pyta lekko speszony. Słysząc jego słowa uśmiecham się szeroko, patrzę na zegarek, a widząc, że zdążę, odpowiadam :

- Teraz nie mogę, ale za półtorej godziny po ciebie podjadę okej? Jesteś w klubie czy w domu? - pytam jeszcze

- W klubie, mam trochę papierkowej roboty. Szczerze mówiąc muszę też z tobą o czymś porozmawiać, na pewno nie możesz teraz ? - jego głos brzmi jakoś dziwnie. To coś, o czym chce ze mną porozmawiać musi go mocno gryźć. W tej samej chwili jednak do mojego gabinetu zagląda mama mojego kolejnego pacjenta, przypominając mi gdzie jestem. Daję jej ręką znać by zaczekała i rzucam do telefonu.

- Wybacz, naprawdę nie mogę. Muszę kończyć, będę za półtorej godziny. Pa – rozłączam się i wracam do pracy. Tym razem przez godzinę będę ćwiczyć z dziewczynką, która ma obniżone napięcie w stopach. Pięciolatka, której buzia nigdy się nie zamyka, już od progu zaczyna opowiadać mi o ostatnich wydarzeniach. Śmieję się na to jej paplanie i zaczynamy zajęcia. Mówiłam, że jestem zmęczona? Już zapomniałam. Naprawdę kocham to robić....

***

Dwie godziny później razem z Bartkiem stoimy pod drzwiami rodziny Sokołowskich, którzy mieszkają w pięknym jednorodzinnym domku niedaleko centrum miasta. Ja byłam tu już wiele razy, więc te wizyty są dla mnie czymś naturalnym. Mężczyzna stojący obok mnie jest za to bardzo spięty i zdenerwowany. Łapię jego dużą dłoń, by dodać mu otuchy

-Gotowy ? - pytam, przyglądając mu się uważnie, marszcząc brwi. Mam wrażenie, że chce stąd uciec, nie wie tylko jak mnie przechytrzyć. Zacieśniam uścisk na jego dłoni, a on na szczęście bierze się w garść, oddycha głęboko i podnosi rękę, by w końcu zapukać do drzwi. Czekamy kilka sekund, by zobaczyć otwierającą nam gospodynię

- Dzień dobry pani Maju, dzień dobry panie Bartku. Zapraszam do środka, już na was czeka – wita się z nami pani Sokołowska, gestem zapraszając do środka. Odpowiadamy kiwnięciem głowy i wchodzimy do domu. Nim jednak zdążymy się rozebrać, w progu salonu staje Kacper, przyglądający nam się uważnie. Lustruje mnie wzrokiem, uśmiechając się,a następnie patrzy na stojącego obok mnie, sparaliżowanego Bartka. Oboje mierzą się wzrokiem przez jakiś czas, jakby zastygli ,zapominając o miejscu i czasie. Pierwszy z tego impasu otrząsa się Kacper, który uśmiechając się słodko pyta

- Tata? 

Bezwzględny (+18) - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz