Rozdział 5

7.6K 138 7
                                    

Bartek

Nie tak wyobrażałem sobie swój pierwszy weekend na wolności. No może nie do końca, bo podejrzewałem, że wyląduję w jakimś klubie. Nie sądziłem jednak, że będzie to mój klub. Ale to dziwnie brzmi, jakoś nie potrafię się z tą myślą oswoić i póki co, czuję się tutaj jak gość, a nie właściciel. Mika w tygodniu przyjeżdżała razem ze mną, by wprowadzić mnie we wszystko i zapoznać z personelem, który swoją drogą był dziwne podekscytowany moją obecnością. Dziś jednak muszę sobie radzić sam, a przede wszystkim chce zobaczyć jak klub funkcjonuje w czasie prawdziwych imprez. Jadę więc do „Lolo", a gdy jestem na miejscu i widzę przed wejściem wielką kolejkę jestem delikatnie zaskoczony. Nie sądziłem, że jest on aż tak popularny, a widząc te tłumy mam wrażenie, że oni wszyscy zaraz zaczną się tutaj bić, byle tylko wejść do środka. Mijam ich wszystkich i w akompaniamencie pretensji, podchodzę do Mariusza i Darka stojących na bramce.

- Cześć. Jakieś problemy ?

- Wszystko gra szefie, panujemy tu nad wszystkim – odpowiada niższy, ale bardziej napakowany z mężczyzn, a ja kiwam zadowolony głową i wchodzę do środka. Moje zmysły od razu zostają zaatakowane i przytłoczone nadmiarem bodźców. Muzyka puszczana przez didżeja dudni tak głośno, że czuć wibracje podłogi wywołane wysokimi decybelami. Lampy stroboskopowe już po minucie wywołują ból oczu, a przy dłuższym przebywania tutaj, zapewne i głowy. Ludzie tłoczą się w każdym wolnym miejscu, czy to na parkiecie tańcząc i obściskując się, czy w lożach wraz ze znajomymi pijąc na umór. Krzywię się widząc to rozwrzeszczane towarzystwo, do moich nozdrzy zaczynają docierać również nieprzyjemne zapachy, tak powszechne w takich miejscach. Chcąc znaleźć się już jak najdalej stąd, przepycham się w stronę baru, gdzie witam się skinieniem głowy z personelem i dalej korytarzem udaję się na schody prowadzące do biura. Otwieram ciemne drzwi i wchodzę do swojego królestwa. Gdy tylko zamykam drzwi całe moje ciało się odpręża, a hałas i chaos imprezy pozostaje na zewnątrz. Moje biuro znajduję się na podwyższeniu i całe jest przeszklone, dzięki czemu mam widok na wszystko co dzieję się na dole. Na szczęście dla mnie, jest ono dźwiękoszczelne, a szyby są przyciemnione od zewnątrz, więc jestem tu bezpieczny i nie widoczny dla nikogo. Sam zaś mogę mieć na wszystko oko i w razie problemów, interweniować. Rozsiadam się w fotelu i przez chwilę obserwuję tłum na dole. Zdesperowane kobiety, ubrane i pomalowane gorzej niż niejedna dziwka, po których od razu widać, po co tutaj przyszły. Mężczyźni będący nadal na garnuszku u rodziców, którzy albo szukają szybkiego podrywu albo żony idealnej, co jest naprawdę pojebane. Biznesmeni i inni bogacze, którym kasa wylewa się z portfeli, nieźle już napruci dobierają się do chętnych małolat lecących na kasę. Kasjerki, dyrektorzy, sprzątaczki, dziwki, kierowcy i wiele innych zawodów. Wszyscy oni zjawili się tu dzisiaj w jakimś celu, ale nie każdy z nich będzie miał na tyle szczęścia by to znaleźć. I w tym wszystkim ja, skazaniec, który dopiero od kilku dni chodzi po tych samych ulicach co oni, oddychając ich powietrzem. Nadal jestem zagubiony, niepewny i zaczynam zastanawiać się, czy po tym wszystkim co widziałem i przeżyłem, mam szanse na normalne życie. Czy już do końca życia jestem skazany na strach, nocne koszmary i brak zaufania do ludzi ? Mam nadzieję, że jednak w którymś momencie życia to wszystko zniknie. W innym wypadku podejrzewam, że szybko znajdę się z powrotem w piekle, a tego wole uniknąć. Mając dość obserwowania poczynań zdesperowanego i otumanionego alkoholem tłumu, zabieram się za papierkową robotę. Zmuszony jestem przejrzeć wszystkie podstawowe dokumenty, raporty i inne listy, by wiedzieć jak to wszystko funkcjonuję. I chociaż coraz lepiej idzie mi ogarnianie tego majdanu, ja wolę nadal skrupulatnie wszystko przeglądać, by nie przeoczyć nawet najmniejszego szczegółu. W ten sposób, z przytłumionymi dźwiękami dochodzącymi z lokalu, mija mi dobrych kilka godzin. Gdy prostuję się na fotelu chcąc rozprostować kości zauważam, że w klubie znajduję się nadal tłum ludzi, ale nie tak duży jak w momencie, gdy tutaj dotarłem. A to oznacza, że jest późno i ci słabsi już odpadli, albo zmyli się by dokończyć wieczór gdzie indziej. Omiatam całe pomieszczenie na dole wzrokiem, śmiejąc się w duchu na widok pijanych ludzi, nieporadnie tańczących lub próbujących swoich sił w podrywie. Niektórzy naprawdę bywają żałośni, nawet sobie z tego nie zdając sprawy. Gdyby ktoś ich nagrał i pokazał to, gdy poziom alkoholu w organizmie będzie na poziomie zero, zapewne większa połowa z nich, chciała by się zapaść pod ziemię. Patrzę na zegarek na lewej dłoni, a jego tarcza upewnia mnie w przekonaniu, że czas zmywać się do domu. Chowam wszystkie ważniejsze dokumenty, omiatam wzrokiem biuro i wychodzę, zamykając drzwi na klucz. Schodzę schodami, krzywiąc się gdy moje zmysły po raz kolejny przeżywają katusze. Wchodzę za bar i pytam

Bezwzględny (+18) - ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now