Rozdział XXXVI: Dwóch animagów

566 46 7
                                    

— Lisa by mnie zabiła.

Emily wyglądała na zawiedzioną własnym zachowaniem, ale wiedziałam, że tak naprawdę jest z siebie dumna. Pomogłam jej w uważeniu eliksiru potrzebnego do całego procesu, który teraz znajdował się w kociołku przede mną i parował na fioletowo.

— Żadnych przygotowań... Co ja ci za przykład daję?

Zignorowałam jej pytanie.

— Co telaz? — zapytałam, czując jak liść pod moim językiem zmienia swoje położenie.

— Niech to szlag — burknęła. — Jesteśmy już za blisko, więc nie ma odwrotu. Teraz tylko mi odpowiedz, czy na pewno tego chcesz?

Widząc moje jednoznaczne spojrzenie, westchnęła ciężko.

— Wrzucaj go tu. Nawet z notatek mojego ojca wynika, że wszystko zrobiłyśmy dobrze. — Emily przeniosła swój wzrok na kociołek. — Jak coś pójdzie nie tak...

— Będzie dobze — przerwałam jej.

Liść na szczęście nie miał smaku. Wyjęłam go z ust, czując na sobie wzrok Emily. Nie było nam potrzebne światło, bo księżyc w pełni idealnie oświetlał cały salon, nadając całemu procesowi niepowtarzalnego klimatu. Ciecz w kociołku zmieniła barwę, a Emily skrzywiła się, widząc jak próbuję go unieść i odsunęła się ode mnie.

Przechyliłam kociołek, dając drogę wolną eliksirowi, który smakował świeżo ściętą trawą. Spodziewałam się czegoś o wiele gorszego po opisie smaku Eliksiru Wielosokowego, który wypili Ron, Harry i Hermiona, gdy chcieli się dowiedzieć, kto jest potomkiem Slytherina.

Gdzieś teraz Leo przechodził swoją transformację w wilkołaka. Choć animagiem chciałam zostać od bardzo dawna, chęć pomocy Lupinowi nie dawała mi spokoju. Emily została przekonana właśnie przez jego przypadłość, więc kolejne namowy wypadły pomyślnie.

Cały proces zaczął się w czerwcu, gdy pełnia wypadła pod koniec miesiąca, a ja zdążyłam wrócić do domu. Liść mandragory Emily przyniosła z jednego ze swoich wypadów na Pokątną, a to, że kiedyś pracowała u Munga i miała niemałe doświadczenie z tą rośliną, bardzo nam pomogło. Znała wszystkie jej właściwości, które przydały nam się jeszcze podczas robienia eliksiru. Informacje z podręczników szkolnych były bardziej okrojone niż z książek uzdrowicieli.

Ostatni łyk eliksiru przeszedł ciężej przez moje gardło, a ja poczułam, że ciało zaczyna pulsować. Krew przyśpieszyła swojego biegu w żyłach, uszy same się zatkały, a do moich oczu docierało więcej kolorów niż przedtem. Zostało tylko zaklęcie.

— Amato Animo Animato Animagus.

Emily ucięła swój oddech. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Miałam wrażenie, że coś mnie przyciska, a widoczność stała się o wiele większa niż wcześniej. Jedyne czego zabrakło to głosu. Nie mogłam nic powiedzieć.

Zamknęłam oczy, czując jak się przewracam. Przygotowałam się na spotkanie twarzą z podłogą, lecz ku mojemu zdziwieniu, nic takiego się nie stało. Otworzyłam jedno oko i wyczułam rękami podłogę. Kolejnym dziwnym uczuciem był brak palców.

Mój wzrok wylądował na Emily, która wyglądała jakby miała zaraz dostać zawału, bo zbladła i patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Zorientowałam się, że jestem niżej niż wcześniej, więc spojrzałam na podłogę.

Moim oczom ukazały się szare łapy z białymi prześwitami. Po pierwszym dziwnym uczuciu i pokonanym szoku zdołałam przyswoić, że łapy należą do mnie. Znowu spojrzałam na Emily, a mój ogon samoistnie zaczął szybko wywijać. Obejrzałam się za siebie, chcąc na niego spojrzeć, ale nie mogłam wygiąć swojego ciała w ten sposób, więc krążenie wokół własnej osi nic nie dało. Zrezygnowałam po dłuższej chwili gonienia za własnym ogonem, przypominając sobie, że w wiatrołapie jest lustro.

The Murderer's DaughterWhere stories live. Discover now