Rozdział XXVIII: Nieśmiałek

495 40 0
                                    

Molly nie była wściekła to zdecydowanie za mało powiedziane. Wpadła w szał, kiedy dowiedziała się, że lataliśmy sobie nad mugolskimi wioskami. Kazała Ronowi, Fredowi i George'owi pozbyć się gnomów z ogrodu. Harry'emu i mnie się upiekło, ale i tak byliśmy skorzy do pomocy. Za to pan Weasley sprawiał wrażenie zafascynowanego działaniem samochodu.

Molly na szczęście nie miała wiele czasu by się gniewać. Przyszły nasze listy ze szkoły, więc każdy był podniecony, a w szczególności Ginny, która pierwszy raz pojedzie do Hogwartu.

- Nie pomylili się? - zapytałam, przełykając kawałek kanapki. - Wszędzie jest to samo nazwisko.

- Mogę się założyć, że nowy nauczyciel obrony przed czarną magią jest fanem Lockharta... i musi być czarownicą - powiedział Ron, ale zamilkł, widząc spojrzenie Molly.

•••

Rankiem, w środę, zostaliśmy obudzeni dosyć wcześnie. Kiedy wszyscy najedli się do syta i byli gotowi, pani Weasley ściągnęła z kominka starą wazę.

- Bardzo mało zostało - westchnęła. - Będziemy musieli jeszcze dokupić... No, ale goście mają pierwszeństwo. Cora proszę weź garść.

- E - bąknęłam, kiedy Molly podała mi wazę. - Co dokładnie mam zrobić?

- Nie podróżowałaś nigdy proszkiem Fiuu? - zapytał Ron.

- Czym? - wtrącił Harry.

- Och - mruknął pan Weasley. - To jak dostaliście się na ulicę Pokątną?

- Samochodem... - powiedziałam.

- Metrem... - odpowiedział Potter.

- Naprawdę? Jak działa to metro? - zapytał pan Weasley.

- Nie teraz Arturze - przerwała mu Molly. - Proszek Fiuu jest o wiele szybszy... ale skoro nigdy nim nie podróżowaliście... to nie wiem czy...

- Molly spokojnie, dadzą sobie radę - rzekł Artur.

- Popatrzcie jak my to robimy - powiedział Fred, odbierając ode mnie wazę.

Wziął do ręki garść proszku, rzucił ją w płomienie, które w tym samym momencie zmieniły kolor na szmaragdowozielone i wszedł prosto do kominka, mówiąc: Ulica Pokątna. Ogień pochłonął jego ciało, a Fred zniknął.

- Pamiętajcie, by mówić bardzo wyraźnie - oznajmiła Molly. - Cora, spróbujesz?

Wzięłam garść proszku Fiuu by chwilę potem wrzucić go w płomienie, które przybrały zielony odcień. Niepewnie weszłam w ogień, myśląc o celu mojej podróży.

- U-ulica P-p-pokątna - wybąkałam.

Poczułam silne szarpnięcie, jakby coś pociągnęło mnie do tyłu. Spod nóg zniknęło podłoże, a świat zawirował. Nie byłam pewna ile minęło, ale po chwili chciałam zwrócić śniadanie. Kiedy grunt wrócił, wypadłam z kominka na brudną podłogę. Sprawdziłam czy mam wszystkie części ciała i zaczęłam się rozglądać. Nie wyglądało to jak sklep na Pokątnej.

- Niedobrze - szepnęłam do siebie.

Wyszłam szybkim krokiem ze sklepu, rozglądając się dookoła. Uliczka była okropnie ciemna, a kamienie wyłożone na chodniku były zniszczone i wychodzone. Wszyscy, którzy się tu znajdowali łypali na mnie groźnie. Ich wygląd odstraszał nawet muchy. Schowałam się w cieniu przy ścianie i ruszyłam przed siebie. Nie chciałam zostać tu ani chwili dłużej.

Moją uwagę przykuł stłumiony śmiech. Przeklęłam się w duchu, ale ciekawość wzięła górę. Nie mogłam tak po prostu odpuścić i iść dalej. Zawróciłam, kierując się ku dole ulicy. Dalej idąc przy ścianie, słyszałam śmiech coraz wyraźniej. Nie był to głos tylko jednej osoby. Doszłam do rozwidlenia drogi, będąc pewna, że ten obrzydliwy śmiech dochodzi z lewej strony. Wychyliłam się lekko by zobaczyć, co się dzieje.

The Murderer's DaughterWhere stories live. Discover now