Rozdział XXIX: Drugi rok

523 40 2
                                    

Reszta wakacji minęła dosyć szybko. Oprócz grania w quidditcha na starych miotłach, jedzenia, grania w Eksplodującego Durnia, siedzenia do późna nie robiliśmy nic. Vesim upodobał sobie moje ramię i prawie w ogóle z niego nie schodził. Molly próbowała wybić mi z głowy próbę jego zatrzymania, ale nadaremno. W końcu to ja go uratowałam, a stworzonko mi zaufało. Nie miałabym serca go oddać.

- Coro, list do ciebie! - zawołała z dołu, kiedy akurat wyrzucałam kartę wygrywającą w kierunku George'a.

Wpadłam do kuchni, wynajdując wzrokiem kopertę. Okazało się, że to Emily, pytająca jak się czuję i życząca powodzenia w nowym roku szkolnym. Pogłaskałam sowę cioci, Darę, a Molly podała mi przysmaki dla sów. W oknie pojawił się Antares, ale gdy zobaczył, że sowa, którą głaskam nie jest obca, odleciał. Przywiązałam odpowiedź do nóżki Dary, po czym Molly wypuściła ją drugim oknem. Siedzący na moim ramieniu Vesim, przyglądał się z zaciekawieniem obstawionemu żywnością stołowi.

- Mogłabym w czymś pomóc? - zapytałam, zauważając, że Molly przydałaby się pomocna dłoń.

- Och... Tak, mogłabyś zanieść te talerze na dwór? - zapytała, wskazując podbródkiem w stronę górki naczyń. - Dziś zjemy na świeżym powietrzu - Uśmiechnęła się serdecznie i wróciła do krojenia sałaty.

Obok Molly latała łyżka, która mieszała coś w dwóch miskach, mijając się w powietrzu z cebulą i deską do krojenia. Wszystkie składniki wpadały do trzech różnych, nieco zniszczonych garnków, a zapach unoszący się w powietrzu sprawiał, że w brzuchu każdego głośno burczało.

Wzięłam talerze w obydwie ręce, uśmiechając się pod nosem. Vesim złapał się mocniej mojej koszulki, by przypadkiem się nie zsunąć. Po pokonaniu dwóch metrów, usłyszałam dudnienie na schodach świadczące o przybyciu reszty Weasleyów i Harry'ego. Rozłożyłam talerze, odkładając nieśmiałka na stół. Nawet Antares z Hedwigą raczyli się zjawić.

•••

Razem z Fredem i George'em „przypadkowo" oparliśmy się o barierkę na stacji King's Cross. Peron numer 9 i 3/4 zmaterializował się przed nami od razu, jak zwykle zatłoczony. Zeszliśmy z drogi by nikt na nas nie wpadł, a mi w oczy rzucił się ktoś bardzo znajomy. Ktoś z kim nie widziałam się całe wakacje.

- Leo! - krzyknęłam, zostawiając bliźniaków i swój bagaż. Rzuciłam się na szyję Lupina, co ten przyjął z szerokim uśmiechem. - Dobrze cię widzieć - dodałam, dalej go ściskając.

- Ciebie też - rzekł, wypuszczając mnie z objęć. - Muszę przyznać, że się stęskniłem.

Leo zmienił się nieco przez wakacje. Urósł przynajmniej o stopę, a jego włosy były jeszcze dłuższe niż wcześniej. Fred przytargał swój i mój kufer, a George podał mi klatkę z Antaresem. Przywitali się z Leo i ruszyli w poszukiwaniu Lee Jordana.

Razem z Lupinem znaleźliśmy pusty przedział. Po drodze do pociągu minęliśmy wiele znajomych twarzy, które również się trochę pozmieniały. Na moim ramieniu siedział Vesim, wzbudzający zainteresowanie mijających nas ludzi. Dopiero kiedy zamknęłam drzwi przedziału, postanowiłam opowiedzieć Leo o przygodzie na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.

Dwie minuty po rozpoczęciu jazdy do przedziału zawitała Hermiona, martwiąca się o brak Harry'ego i Rona.

- Nie widziałam ich w żadnym przedziale - oznajmiła, opadając na siedzenie obok mnie. - Przecież byli z tobą, prawda? - zapytała, patrząc na mnie.

The Murderer's DaughterHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin