Rozdział XIII: Gred i Forge

674 43 0
                                    

Pierwszy raz nie mogłam się doczekać lekcji eliksirów. Bliźniacy wdrożyli w życie plan już o poranku, Lee nie mógł się doczekać, a Leo był markotny całe śniadanie. Nie uśmiechała się mu wizja rozmawiania ze Snape'em, zwłaszcza o takowej pomyłce. Obawiał się, że Snape zobaczy, że brał udział w żarcie i będzie miał przechlapane.

— Co ty taka w skowronkach? — zapytał Harry, kiedy wreszcie nastał czas na eliksiry.

Nie chciałam im nic powiedzieć od śniadania, aby mieli niespodziankę. Ron i Harry naciskali najbardziej, widząc zachowanie bliźniaków. Hermiona jedynie powtarzała pod nosem, że Gryffindor znowu straci zdobyte przez nią punkty.

Nie odpowiedziałam mu, bo doszliśmy już pod wejście do sali. Zajęłam miejsce obok Hermiony i czekałam z niecierpliwością na nauczyciela. Po chwili kompletnej ciszy, usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi i stukot dziwnych kozaczków. Nie odwróciłam się od razu. Po chwili Snape przeszedł obok mnie, a jego włosy były... czarne. Ściągnęłam brwi, widząc jego naturalny kolor włosów.

— Podręczniki na stronie 184. — Wyrwał mnie z myśli gburowaty głos.

Sięgnęłam po książkę, przy okazji rozglądając się po klasie. Eliksiry mieliśmy ze Ślizgonami, więc zatrzymałam wzrok na Zabinim. Chyba wyczuł, że ktoś mu się przygląda i odnalazł mój wzrok, po czym posłał uśmiech. Byliśmy umówieni później w bibliotece.

Naszą niemą rozmowę przerwały ciche szepty, które powoli przeradzały się w chichot. Hermiona parsknęła pod nosem, zwracając na siebie moją uwagę. Uniosłam jedną brew, nie wiedząc o co chodzi, a ta jedynie wskazała podbródkiem przed siebie. Popatrzyłam na Snape'a, majstrującego coś przy jednym ze słoików. Dopiero po chwili zauważyłam jak jego włosy przybierają ciemnofioletową barwę. Uśmiechnęłam się w duchu, powstrzymując wybuch śmiechu. Kiedy Ron zaśmiał się głośniej niż planował i zakrył usta dłonią, Snape odwrócił się w naszą stronę. Jego oczy ciskały gromy, a usta zacisnęły się w cienką linię. Włosy jak u metamorfomaga zaczęły przybierać jaśniejszy odcień, a w niektórych miejscach błyszczały jakby posypane brokatem.

— Przecież na nich można by usmażyć frytki — powiedziałam szeptem, rozbawiając Hermionę.

Snape zobaczył swoje odbicie w szklanych drzwiczkach od szafki, bąknął coś w rodzaju lekcje odwołane i wyszedł wściekłym krokiem z klasy. Kiedy stukot ucichł wszyscy zaczęli się śmiać i zbierać swoje rzeczy. Z racji tego, że eliksiry były naszą ostatnią lekcją, od razu udaliśmy się do pokoju wspólnego.

Droga minęła nam bardzo szybko, szliśmy roześmiani naśladując minę Snape'a. W pomieszczeniu unosił się wesoły gwar, co chwila ktoś wypytywał bliźniaków jak to zrobili. Podbiegłam do żartownisiów i przybiłam z nimi piątki.

— Myślałam, że wam się nie udało — przyznałam.

— My też — powiedzieli razem.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem i popatrzyłam na roześmianego Lee. Lupina nigdzie nie było. Nie lubi tłumów, a do tego był zamieszany w żart.

— Okazało się, że dodaliśmy za dużo rogatych ślimaków... — oznajmił Fred.

— No właśnie mówiłem, że coś się nie zgadza! — powiedział George. — Dlatego efekt był spóźniony — dodał.

— A Leo? Jak mu poszło? — zapytałam ciekawa.

— Próbowaliśmy go udobruchać czekoladą, ale się nie udało — powiedział Lee.

— Czekoladą? — powtórzyłam.

— No tak, codziennie rano, w południe, wieczorem... — zaczął Fred.

— Na śniadanie, pod prysznicem... — parsknął George.

— Nawet jak uczyliśmy się w bibliotece to podjadał czekoladę! — powiedział szeroko uśmiechnięty Lee.

— Gdzie jest teraz? — zapytałam, uśmiechając się pobłażliwie w stronę bliźniaków.

— U nas — odpowiedział Fred.

Przepchnęłam się przez tłum gryfonów, którzy rzucili się w kierunku pozostałej trójki, kiedy tylko od nich odeszłam. Przewróciłam oczami i ruszyłam w kierunku mojego dormitorium. Wpadłam tam, ignorując Millie i Betty. Podeszłam do kufra, pogrzebałam w nim chwilę, ale nic nie znalazłam. Schyliłam się i pod łóżkiem odnalazłam pudełko. Otworzyłam je, wynajdując wzrokiem tabliczkę czekolady. Gdyby nie Leo, całkiem bym o niej zapomniała.

Z czekoladą w ręku wyszłam z dormitorium i ruszyłam do pokoju chłopaków. Kątem oka widziałam, że Fred kłócił się o coś z Percym, a George głośno komentował rozgrywkę Harry'ego i Rona w szachy czarodziejów. Gwar ucichł, a pokój wspólny wrócił do normalnego stanu.

Z grzeczności zapukałam do drzwi, ale nie czekając na pozwolenie wtargnęłam do pomieszczenia. Leo leżał na łóżku i czytał książkę. Lekko się wystraszył moim najściem, ale szybko zorientował się, że przychodzę w pokojowych zamiarach. Zamknęłam za sobą i ruszyłam w jego kierunku. Wskoczyłam na łóżko, zajmując miejsce obok niego. Zielonooki odłożył książkę na szafkę nocną, uprzednio się przesuwając. Uśmiechnęłam się konspiracyjnie i bez słowa podałam mu czekoladę. W jego oczach zabłysnęły iskierki radości.

— Wiedziałaś czy zgadywałaś? — zapytał, siadając po turecku.

— E... o czym miałam wiedzieć? — W mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli dotyczących mojej krótkotrwałej pamięci, ale po chwili byłam pewna, że tym razem o niczym nie zapomniałam.

— Czyli zgadywałaś — powiedział, uśmiechając się szerzej, ale widząc pytanie wymalowane na mojej twarzy dodał:

— To moja ulubiona.

— O — wyrwało mi się. — Zapamiętam — parsknęłam śmiechem.

Lupin odpakował czekoladę i wziął do ust jedną kostkę. Zrobiłam to samo, po czym zabrałam poduszkę chłopaka i ułożyłam się wygodniej. Leo pokręcił głową rozbawiony, widocznie się rozchmurzając.

— Jak ci poszła rozmowa ze Snape'em — zapytałam, uśmiechając się pod nosem.

Leo westchnął i też się położył. Teraz jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.

— Powiedział, że mam szczęście, bo jeszcze tego nie sprawdzał. Kłóciłem się z nim dobre dziesięć minut — Leo spojrzał na mnie i uśmiechnął się szerzej. — W końcu udało mi się go przekonać, prawie wyrwał mi z rąk ten pergamin.

Zaśmiałam się cicho. Doskonale potrafiłam sobie wyobrazić tę sytuację.

Przekręciłam głowę, zwracając uwagę na pogodę. W mojej głowie zrodził się genialny plan, który mogłam zrealizować ze względu na brak pracy domowej. Uniosłam się do siedzącej pozycji i uśmiechnęłam się znacząco do Leo.

— Co wymyśliłaś? — zapytał z zaciekawieniem.

— Zobacz — Wskazałam palcem na okno. — Jest ładna pogoda, chodźmy na błonia.

Lupin jedynie uśmiechnął się, po czym wstał i wziął swoją szatę. Ruszyłam za nim. Skierowaliśmy się do portretu Grubej Damy, zabierając po drodze bliźniaków i Lee. Trójka moich pierwszorocznych przyjaciół gdzieś zniknęła, więc poszliśmy tylko w piątkę.


~~~~~~~~~~~~~~
🌗

The Murderer's DaughterWhere stories live. Discover now