Rozdział XX: Prezenty

594 46 3
                                    

Wczorajszy dzień zleciał bardzo szybko. Przygotowałyśmy z Emily dom, żeby przynajmniej w pewnym stopniu zachować atmosferę świąt. Pod choinką czaiło się kilka prezentów, jeden z zaczarowanym migoczącym papierem. Na stole było pełno jedzenia, brakowało jedynie naszych gości. Emily chodziła podekscytowana cały dzień, nosząc czapkę Mikołaja i śpiewając pod nosem mugolskie kolędy. Tak naprawdę jedyną świąteczną potrawą na naszym stole był pieczony indyk (z kurczaka zrezygnowałyśmy, a Emily w ostatniej chwili poszła szukać indyka).

— Wszystko? — bąknęła do siebie brązowooka, łapiąc się pod boki. Lustrowała wzrokiem stół, jakby specjalnie chciała znaleźć brakujący element.

— Tak, wszystko jest. Powiedziałabym, że nawet jest więcej niż planowałyśmy — oznajmiłam, przyznając sobie rację. Zakładałyśmy, że jedzenia wyjdzie o wiele mniej. Tym co znajdowało się na stole wykarmiłybyśmy dziesięć osób.

Emily puściła moje słowa mimo uszu i dalej usilnie czegoś szukała. Pokręciłam głową rozbawiona, odwracając się w stronę choinki. Pierwszy raz spędzamy normalnie święta. Brunetka przygotowała Remusowi i Leo pokój gościnny, jakby przyjeżdżała do nas sama królowa.

— Wiem! — Przestraszyłam się krzykiem Emily. Popatrzyłam na nią zdezorientowana, a ona podbiegła do lodówki i wyjęła z niej małą miskę z sałatką. — Mówiłam, że czegoś brakowało — powiedziała, stawiając ją na stole.

— Kto to wszystko zje? — zapytałam, patrząc na dumną z siebie Emily z politowaniem.

— Będzie jeszcze na jutro — odpowiedziała.

— I na za miesiąc — poprawiłam ją, śmiejąc się.

Emily zmrużyła oczy i uśmiechnęła się szerzej. Usiadła ciężko na jednym z krzeseł, lekko wzdychając. Mogłam śmiało przyznać, że wyglądała olśniewająco. Pokręciła włosy tak, aby lekkie fale opadały jej na ramiona. Ubrała bordową sukienkę, która wyjątkowo do niej pasowała. Z natury była piękna, a eleganckie ubrania tylko podkreślały jej urodę.

— Która godzina? — zapytałam, wyrywając brunetkę z zadumy. Jej wzrok przez chwilę spoczął na zegarku, po czym Emily popatrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

— Dwudziesta dwa — odpowiedziała, a ja z nieznanego mi powodu zaczęłam się stresować. — Powinni już być... rozmyślili się? — bąknęła ze smutkiem.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi. Emily zerwała się z miejsca, Antares zaczął cicho pohukiwać, a ja wstałam i ruszyłam za brązowooką. Brunetka zawahała się przed otworzeniem drzwi, by chwilę potem prawie mnie nimi uderzyć. Odsunęłam się w porę, posyłając jej oskarżycielskie spojrzenie.

Leo i Remus wyglądali o niebo lepiej niż na naszym ostatnim spotkaniu. Weszli ostrożnie do przedpokoju, od razu zdejmując kurtki i szaliki. Emily z bananem na twarzy ustąpiła z przejścia, znowu na mnie nie uważając. Potknęła się o moją stopę, ale w porę ją przytrzymałam. Nie uszło to uwadze Leo, który lekko się uśmiechnął.

Brązowooka odchrząknęła, zwracając na siebie naszą uwagę. Kiwnęła głową, dając nam do zrozumienia, że mamy iść za nią. Zanim usiedliśmy, Remus podszedł do choinki i położył pod nią dwa pięknie opakowane prezenty, których wcześniej nie zauważyłam. Zajęliśmy miejsca przy stole, ja usiadłam naprzeciwko Leo, a Emily Remusa.

— Pięknie pachnie, ale... — zaczął starszy Lupin. — Kogoś jeszcze oczekujemy? Nie odbierzcie tego źle, po prostu nie spodziewałem się...

— Mówiłam, że za dużo narobiłyśmy — przerwałam Remusowi.

— Przestań się czepiać — Emily zdzieliła mnie delikatnie w ramię, uśmiechając się pod nosem. — Nie, będziemy tylko my. — Remus pokiwał głową ze zrozumieniem i również się uśmiechnął.

— Chciałem zaznaczyć, że pierwsza gwiazda pojawiła się już dawno — wciął się Leo.

— Och, tak — potwierdził Remus.

Popatrzyłam na Emily, posyłając jej nieme pytanie. Nie zrozumiałam, o co chodziło.

Co ma pierwsza gwiazda do naszego świętowania?

— W takim razie — zaczęła, wstając od stołu. — Zapraszam pod choinkę.

Wstałam, lecz nie ruszyłam od razu za brunetką i starszym Lupinem. Poczekałam aż Leo dorówna mi kroku.

— Kiedy na niebie pojawia się pierwsza gwiazda otwiera się prezenty — szepnął w moją stronę. Najwidoczniej zauważył moje wcześniejsze zdziwienie.

Pod choinką leżały cztery prezenty. Ten dla Emily zostawiłam na jutro, by nie zepsuć atmosfery moim brakiem prezentu dla Remusa. Umówiłyśmy się z ciocią, że prezenty damy razem, chociaż i tak kupiłyśmy je pojedynczo (o ile nie mogę tak powiedzieć o zegarku od Emily, o słodyczach już owszem).

Prezent dla Leo opakowałam w niebieski, czarodziejski papier. Miałam głęboką nadzieję, że prezent mu się spodoba. Dopiero kiedy nasza dwójka podeszła do choinki, pozostali złapali swoje podarunki. Remus z szerokim uśmiechem, lekko zniekształconym przez blizny, wziął swój opakowany w żółty papier.

Emily ostatnio spędzała więcej czasu w mugolskich bibliotekach, ze względu na brak ciekawych książek w tych magicznych. Kupiła Remusowi „Władce Pierścieni", tłumacząc, że przeczytała całą trylogię i była bardzo fascynująca.

Leo chwycił za swój, a ja wzrokiem odnalazłam jeden podpisany moim imieniem. Czerwony papier w niektórych miejscach połyskiwał srebrem, ewidentnie zaczarowany. Na górze zdobiła go srebrna kokardka, idealnie pasująca do błyszczącego gdzieniegdzie brokatu. Zdjęłam kokardkę i rozerwałam papier. Leo zamiast otwierać swój prezent przyglądał się moim poczynaniom. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, widząc jego zdenerwowanie. Pokręciłam głową rozbawiona, po czym otworzyłam pudełko. Wyjęłam ozdobny papier, od razu zwracając uwagę na to co znajdowało się pod nim. Na niezidentyfikowanej przeze mnie książce leżały dwa ruchome zdjęcia. Jedno z nich przedstawiało mnie, goniącą George'a, który zabrał mi różdżkę, a na drugim byliśmy na błoniach z Leo. Pamiętam jak protestowaliśmy, kiedy Lee zaczął nam robić zdjęcia. Położyłam fotografie obok siebie i sięgnęłam po książkę.

— Jakim cudem to zapamiętałeś? — zapytałam, widząc przed sobą nowiutkie wydanie „Leśnych Stworów". Leo wzruszył ramionami i uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc moje podekscytowanie.

Powiedziałam mu o tej książce miesiąc temu, kiedy zafascynowałam się jedną z lekcji Opieki nad magicznymi stworzeniami, o której opowiedział mi młodszy Lupin. Na dnie prezentu leżały dwie czekolady, te którymi Leo zawsze mnie częstował. Przysunęłam się bliżej i objęłam go, dziękując za wspaniały prezent.

— Teraz twoja kolej. — Zobaczyłam jak Emily z Remusem przyglądają nam się z zaciekawieniem.

Leo delikatnie rozerwał papier, jakby bał się, że naruszy zawartość. Jego był nieco mniejszy od mojego. Kiedy z zaciekawieniem do niego zajrzał, w jego oczach błysnęły iskierki radości. Otworzył ozdobne pudełeczko, zrzucając z niego kilka cukierków. Wyjął z niego zegarek i przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się co wskazują strzałki.

— Zielony to szczęście, fioletowy skupienie, niebieski smutek, żółty zaskoczenie, czerwony gniew, szary obojętność... czy o czymś zapomniałam? — zapytałam Emily po wymienieniu emocji.

— Wszystko — Uśmiechnęła się, nakładając bransoletkę, którą dostała od Remusa.

— Pokazuje twoje emocje — sprostowałam. — Może służyć jako zwykły zegarek. Wystarczy kliknąć przycisk z boku.

~~~~~~~~~~
🌘

The Murderer's DaughterWhere stories live. Discover now