Rozdział 5

961 35 35
                                    

Lloyd pędził na motorze przez pustynie.
- Mamy problem - powiedział do radia - Jakiś nowy koleś uwolnił Synów Garmadona. I... zabił jednego strażnika.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał Zane.
- Wiesz jak wygląda? Widziałeś go?
- Jesteś cały? - spytały jednocześnie Nya i Pixal.
- Nie spotkałem się z nim. Nie było już ani jego, ani Synów - powiedział Lloyd i przekazał to co wiedział o wyglądzie napastnika.
- W naszej bazie danych nie ma takiego osobnika - oznajmiła Pix.
- Nie dobrze - stwierdził Cole.
- Co z Perłą? - spytał Lloyd, aby nieco uspokoić sytuację.
- Właśnie skończyliśmy - oznajmił Jay.
- Skąd wytrzasnąłeś te części?! - spytała Nya.
- Mam znajomości - powiedział uśmiechnięty zielony ninja - Byłem u Borga. Miałem... ważną sprawę.
Chłopakowi przy wypowiadaniu ostatniego zdania zszedł uśmiech.
- Co się dzieje Lloyd? - spytał Kai.
- Co?.. Yyy... Nie nic... Wszys... Ehh - zaczął zmieszany chłopak - Mam pewne podejrzenia, ale narazie nie chce o tym mówić.
- Napewno? - ciągnął Zane.
- Tak - potwierdził - Jadę do baru Daretha, upewnić się, że nie wrócili na stare śmieci.
- Uważaj na siebie - powiedzieli Kai i Cole.
Lloyd kiwnął głową i zakończył połączenie.
- Nie bądź w to zamiezamieszana Rumi - powiedział na głos - Proszę.

Po dwudziestu minutach był przy barze. Po drodze rozglądał się za uciekinierami, ale nikogo nie spotkał. Zaparkował motor na pustym parkingu i wszedł do środka.
Bar był praktycznie pusty. Dwóch mężczyzn grało w bilarda, a trzeci oglądał mecz popijając pomarańczowy napój.
- Lloyd - zawołał znajomy głos, gdy chłopak wszedł do środka.
- Hej Dareth - odpowiedział - Mam sprawę.
- Zabrzmiało groźnie - oznajmił mężczyzna za barem - O co chodzi?
- Nie kręcili się tutaj może... - chłopak się zawahał - Synowie Garmadona?
Dareth pobladł ze strachu - Od incydentu z Har... księżniczką i twoim ojcem nie. Coś się stało?
Lloyd ponownie się zawahał.
- Ktoś ich uwolnił. Jakieś dwie godziny temu. Dlatego pytam.
- O cholerka - powiedział brązowy ninja - Nikt się tutaj nie kręcił, ale mam kilka znajomości. Mogę popytać.
- Dzięki - powiedział Lloyd - Ale bądźcie dyskretni.
- Przekażę - obiecał Dareth.
- Wracam do bazy - oznajmił chłopak - Musimy ustalić jakiś plan działania.
- Powodzenia - powiedział mężczyzna - Napewno wam się uda.
Lloyd posłał mu szczery uśmiech i wyszedł z baru.

Gdy podszedł do pojazdu ogarnęło go wrażenie, że ktoś go obserwuje. Potajemnie rozglądnął się po okolicy.
Po krótkiej chwili okazało się, że miał rację. W uliczce po jego prawej w oddali zauważył, że ktoś rzeczywiście mu się przygląda. Pół twarzy wystawało zza ściany budynku. Lloyd nie widział dokładnie kto to był, ale jego serce zabiło szybciej, gdy dostrzegł jeden ważny szczegół - długie, praktycznie białe włosy.
- H-harumi? - powiedział bez głośnie, gapiąc się w stronę uliczki. Tajemnicza postać musiała to zauważyć, ponieważ jej twarz znikła za ścianą. Lloyd oprzytomniał i rzucił się pędem za osobą. Biegł kilka minut, rozglądają się dookoła, aż nie dotarł do skrzyżowania. Popatrzył się w każdą stronę ale nikogo nie zauważył.
Jego serce biło tak szybko, że bał się, że zaraz wyskoczy mu z piersi.
Po chwili uspokoił się. Rozejrzał się jeszcze raz. Nagle spostrzegł na jednej ze ścian, kartkę przypiętą nożem.
Ostrożnie podszedł pod ścianę i zerwał kartkę. Było na niej napisane "Do Lloyda".
Po plecach chłopaka przeszedł chłód.
- Skąd ktoś wiedział, że tu będę? - pomyślał i rozłożył kartkę na której było napisane:
"Mam nadzieję że Cię nie wystraszyłam.
Muszę z tobą porozmawiać.
Spotkajmy się wieczorem tam, gdzie odbyła się twoja pierwsza randka z księżniczką. "
Lloyd zamarł.
W jednej chwili wszystkie emocje związane z Harumi powróciły. Ponownie poczuł radość i szczęście, ale również nienawiść i ból. Ból, który mu zadała, a którego żaden z jego przeciwników nigdy nie zadał.
- AAAAAAAA - krzyknął z bezsilności, padł na kolana i zaczął płakać.

-

W pomieszczeniu zapłonęły światła ukazując panujący bałagan. Na podłodze leżała masa części do motorów, które stały oparte o ścianę po prawej.
- Jest tu kto? - zawołał Killow.
- Mógłbyś być cicho? - rozkazała mu Ultra Violet - Nie wiemy kto tu jeszcze jest.
- Zaraz się dowiecie - odezwał się ktoś po przeciwnej stronie pomieszczenia - I pożałujecie, że tu przyszliście.
Po chwili Killow i Violet zauważyli dwanaście osób w strojach roboczych, uzbrojonych w miecze i inne metalowe przedmioty.
- Ultra Violet? Killow? Co wy tutaj robicie? - odezwał się ten sam mężczyzna co wcześniej, gestem nakazując reszcie opuszczenie broni.
- Ktoś tu jeszcze jest? - spytał Killow, ignorując pytanie.
- Nie, tylko my tutaj - odpowiedział mechanik, pokazując na zgromadzonych - Myśleliśmy, że wy...
- I dobrze myśleliście. Ale to się zmieniło. Musimy przygotować sprzęt. Dużo sprzętu. Szykuje się większa akcja.
- Jak akcja? - rzuciła kobieta mechanik - Kto nami teraz niby rządzi? Ciszy nie ma.
Killow spojrzał na nią gniewnie.
- Gdybym Cię nie potrzebował, już dawno byś wyleciała - oznajmił - Owszem szefowej już nie ma, ale jestem ja i niech ktoś spróbuje to podważyć to pożałuje.
- N-no dobrze - zaczął niepewnie jeden z mechaników - Ale wiecie, że samymi motorami nie pokonamy ninja?
- Oto się nie martw - rzuciła Violet - Tą sprawą już się ktoś zajął. Wkrótce zobaczycie znajome twarze.
- Ile sprzętu tutaj zostawiliśmy? - spytał szybko Killow.
- 50 standardowych motorów - trochę zdezorientowana kobieta zaczęła wymieniać - 3 prototypy waszych motorów, oraz masa części i dużo broni. Motorom oczywiście należałoby zrobić dobry przegląd. A nas jest za mało.
- Zawsze to coś - powiedział Killow, po czym kontynuował szeptem do Ultra Violet - Trzeba go powiadomić ile sprzętu mamy.
- Zadzwonie do niego - odpowiedziała - Podał mi namiary w razie ewentualnego kontaktu.
Killow kiwnął do niej głową i powiedział do mechaników - Dobra bierzmy się do roboty. Aha, Violet - krzyknął do kobiety wybierającej numer, po tym jak sobie coś przypomniał - Powiedz mu, żeby przysłał paru ludzi do pomocy. Szybciej skończymy.

Ninjago Przebaczenie  Czy mogę Ci zaufać? [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now