Rozdział 4

1K 38 8
                                    

Przed wejściem do Krytarium stanęła zakapturzona postać, której całe ciało zakryte było przez czarną szatę. Był środek dnia, ale zdawało się, że nieznajomemu nie przeszkadzała zbyt wysoka temperatura. Grzebał coś przez chwilę przy bramie wejściowej, po czym zerwała się i szybko odbiegł na pewną odległość. Gdy wbiegł za pobliską skałę, brama więzienia wyleciała w powietrze, a odgłos wybuchu unosił się jeszcze w powietrzu przez dobrych kilka minut.
Ukryty ruszył w stronę ziejącej w bramie dziury, odczepiając od pasa ukrytego pod ubraniem długi metalowy przedmiot.
Znalazł się na zewnętrznym dziedzińcu i słyszał wyjący już alarm. Nagle drzwi przed nim otwarły się i na spotkanie wybiegli trzej strażnicy uzbrojeni w pałki.
- Zatrzymaj się i rzuć na ziemię to co trzymasz - zażądał pierwszy strażnik - Stój powiedziałem.
Zakapturzona postać zaśmiała się. Strażnik zrozumiał, że intruz nie ma zamiaru słuchać, więc oznajmił towarzyszom - Brać go.
W momencie, gdy strażnicy ruszyli w jego stronę, nieznajomy odbezpieczył metalowy przedmiot, który w mgnieniu oka stał się dwumetrowym metalowym kijem.
Jego przeciwnicy zatrzymali się zdezorientowani, po czym jeden z nich został odrzucony w bok impetem uderzenia.
Zanim jego towarzysze zorientowali się co się dzieje, Ukryty wykonał obrót, kręcąc przy tym bronią w ręku, po czym znokautował drugiego strażnika. Ostatni spróbował zaatakwać napastnika, lecz ten chwycił go za szyję i uniósł w powietrze.
- Gdzie są Synowie Garmadona? - wycedził.
Strażnik bezskutecznie próbował zaczerpnąć powietrza. W końcu poddał się i pokazał ręką na drzwi, z których przyszedł. Nieznajomy popatrzył w tą stronę, a następnie wypuścił strażnika, który upadł na ziemię gwałtownie łapiąc powietrze, i udał się we wskazanym kierunku.

Za drzwiami rozciągał się kilkunastometrowy korytarz.
Znajdowało się w nim siedmiu strażników. Ukryty uśmiechnął się i ruszył biegiem w ich stronę. Atakował odskakiwał, parował ataki przeciwników, to znowu odskakiwał. Poruszał się z taką szybkością i zwinnością, że strażnicy nie potrafili za nim nadążyć.
Po minucie korytarz był już oczyszczony, a nieznajomy ruszył dalej. Zatrzymała go potężna brama z panelem do wpisania kodu. Zerwał panel i podpiął do jego wewnętrznej części jakieś urządzenie.
Po chwili ze ściany wystrzeliła masa iskier, a brama zaczęła się otwierać.
Wewnątrz wielkiego pomieszczenia znajdowało się dziesięciu strażników.
Więźniowie na widok zakapturzonej postaci zaczęli uderzać tym co mieli o kraty.
- Cóż za zabawa - zaśmiałam się Ukryty i ruszył na strażników. Obracał swoją bronią, sprawnie blokując ciosy przeciwników, a następnie sam wyprowadzał uderzenia. Załatwił w ten sposób czterech z nich. Następna czwórka zbliżała się do niego w szyku. Wyciągnął z za pasa metalową kulę niewielkich rozmiarów i rzucił im pod nogi. Kula zacząła wypluwać wiązki elektryczne, eliminując strażników.
Do następnego napastnika szybko doskoczył,  chwycił go za ubranie, wykonał z nim kilka obrotów, po czym cisną nim o ścianę. Ostatni strażnik potajemnie go zaszedł i zdzielił pałką po plecach, co nie skończyło się dla niego zbyt dobrze. Ukryty złapał go za gardło,  uniósł w powietrze i cisnął nim o ziemię. W tym momencie po pomieszczeniu rozniosła się wrzawa okrzyków.
Nieznajomy uśmiechnął się i zdjął kaptur, ukazując swoją twarz. Cała jego głowa była czarna, z mnóstwem czerwonych tatuaży na twarzy, podobnie jak na ręce. Nie miał włosów a zamiast tego z głowy wyrastało mu kilka niewielkich rogów. Na ten widok wrzawa ucichła.
- Synowie Garmadona - zaczął z mocą - Przybyłem, żeby was uwolnić. Chodźcie ze mną, a poznacie czym jest słodycz zemsty i pomścicie swoich poległych współzłoczyńców.
Pomieszczenie ponownie wypełniła wrzawa okrzyków. Ukryty zlokalizował przełącznik otwierający cele i wcisnął go.
- Chodźcie ze mną - powtórzył i ruszył w stronę wyjścia.

-

Lloyd jechał na swoim motorze do Kryptarium. Kiedy w oddali zobaczył budynek więzienia, wydało mu się, że widzi unoszący się dym. Po głowie przeszedł mu najgorszy scenariusz, po czym przyspieszył aby jak najszybciej to sprawdzić.
Gdy dotarł na miejsce, od razu zobaczył dziurę w bramie.
- Nie podoba mi się to - powiedział do siebie, wyciągnął swoją szablę i wszedł do kompleksu.
Na dziedzińcu zewnętrznym spotkał trzech strażników - dwóch siedziało opartych o ścianę, a jeden leżał na ziemi.
- Co tu się stało? - spytał chłopak, będąc przy strażnikach.
- Zaatakował nas - zaczął z trudem strażnik - I uwolnił Synów Garmadona.
Lloyd poczuł że jego żołądek zwija się w supeł.
- Kto?!? Ile ich było? - spytał próbując się uspokoić - Widzieliście jak wyglądają?
- To była jedna osoba - oznajmił strażnik - Miał kaptur na głowie. Może tamci przy celach coś widzieli.
Lloyd pokiwał głową i ruszył we wskazanym kierunku. Po drodze miną jeszcze kilku rannych.
Kiedy dotarł do pomieszczenia z celami zobaczył kolejnych. Kilku z nich leżało na ziemi, kilku siedziało. Dwóch stało nad czymś zakrytym materiałem. Po plecach Lloyda przeszły ciarki. Chłopak schował broń i podszedł do stojących mężczyzn ściągając kaptur.
- Zielony ninja - powiedział jeden z nich.
- Co tu się stało? - spytał ponownie chłopak, uzyskując taką samą odpowiedź jak przed chwilą - Może wy widzieliście jak on wyglądał?
- Ja widziałem - oznajmił nagle drugi mężczyzna stojący obok - Istny diabeł. Miał czarną jak noc skórę z mnóstwem czerwonych tatuaży na twarzy i rękach. Z głowy wyrastało mu kilka małych rogów.
- Hmmm... - zastanowił się Lloyd - Nie kojarzę nikogo takiego. Nie podoba mi się to.
- Leć go znaleźć. Powstrzymaj go - oznajmił pierwszy mężczyzna - My damy sobie radę. Już wezwałem pomoc.
Chłopak popatrzył na strażnika, który skinął głową. Ruszył z powrotem do wyjścia. Zanim wyszedł z pomieszczenia, zatrzymał się i odwrócił, po czym zawołał - Tak mi przykro - następnie opuścił więzienie.

Ninjago Przebaczenie  Czy mogę Ci zaufać? [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz