Rozdział 6. Michael

55 5 1
                                    

24 czerwca

Wyszedłem z gabinetu, zamykając za sobą drzwi i westchnąłem ciężko. Cholera.

Nie ufała mi.

Cóż, nie mógłbym się jej dziwić.

Gdyby bliska mi osoba zaprowadziła mnie do prawnika, który w jej ocenie miałby mi pomóc, podczas gdy sam dobrze wiedziałbym, kim ta osoba jest... Że jest ojcem dwójki ludzi, którzy prawdopodobnie byli dla mnie najgorszym koszmarem ostatnich lat?

Uciekałbym gdzie pieprz rośnie.

Więc rozumiałem też to, że po prostu mi nie ufała. Ja sam nie ufałbym komuś takiemu. Jednak czułem się z tym źle. Z jakiegoś głupiego powodu poczułem się dziwnie z myślą, że ona naprawdę mi nie ufa.

A to było cholernie popieprzone. Nawet jej nie znałem. Nie powinno mnie to obchodzić.

Podejrzewałem, że Patricia nie miała żadnego pojęcia o tym, co działo się między bliźniakami i Alyssią. W innym przypadku na pewno nie przyprowadziłaby jej akurat do mnie.

Alyssia.

Jej imię rozbrzmiewało w mojej głowie raz za razem.

Kurwa, Valenzi, ogarnij się.

Wszedłem do łazienki i zamknąłem drzwi na klucz, zamierzając spędzić w tym pomieszczeniu kilka minut, by pozwolić im porozmawiać w spokoju, oraz by samemu w ciszy trochę ochłonąć.

Nie powiedziałbym, że nie zdziwił mnie jej widok. Nie spodziewałem się spotkać jej tak szybko, a tym bardziej w mojej własnej kancelarii. Gdyby Patricia miała świadomość tego, co robiły moje dzieci, z pewnością natychmiast zmieniłaby zdanie o mnie. Znienawidziłaby mnie. W końcu żaden ojciec nie powinien wychować swojego potomstwa w taki sposób, by uważało ono znęcanie się nad kimś za dobry pomysł. W rzeczywistości w ich wychowaniu miałem niewielki udział, jednak...

Fakty zawsze mogły być brutalne, ale nikogo to nie obchodziło.

Spojrzałem w lustro, przyglądając się swojemu odbiciu. Spostrzegłem, że mimowolnie i nieświadomie zaciskałem szczękę. Poruszyłem nią lekko, rozluźniając ją. Odtworzyłem każdy fragment rozmowy sprzed chwili. Moje myśli zatrzymały się na jednym konkretnym momencie, na co zmarszczyłem brwi w zastanowieniu.

Nigdy nie pozwalałem swoim klientom mówić do mnie po imieniu. Co niby zmieniło się przez tych kilka minut, odkąd ona znalazła się w moim gabinecie?

Cóż, była cholernie spięta, wyczuwałam to nawet stojąc dobrych kilka metrów od niej.

Zapewne chciałem, by poczuła się swobodniej.

Tak. To z pewnością dlatego.

Ochlapałem twarz zimną wodą, licząc na to, że jakoś mnie ocuci. W głębi mnie odzywał się jednak cichy głos, który starał się wmówić mi, że ten powód, o którym pomyślałem, o całym tym poczuciu swobody, nijak się miał do rzeczywistości. Stłumiłem go najlepiej, jak tylko się dało.

Kurwa mać.

Było źle, a tak naprawdę cała ta historia jeszcze się nie zaczęła.

To było przecież ledwie nasze drugie spotkanie, a ja już miałem problem z określeniem własnych intencji. Oczywiście, chciałem jej pomóc z całą tą sprawą z jej ojcem. Swoją drogą, co za skurwiel robi coś takiego własnej córce? Miałem ochotę stłuc tego gnojka, choć nie znałem jeszcze jej historii; nie znałem żadnego śladu z jej przeszłości. Nie miałem żadnego pojęcia o tym, przez co musiała przechodzić.

THAT SUMMERWhere stories live. Discover now