Tales from South Pole, part 2/6

345 23 3
                                    

Przeszłość
Zuko zerwał się w środku nocy z urwanym krzykiem. Odganiając łzy, złapał za swoje włosy. Zawsze ten sam koszmar. Jego rodzeństwo spało twardo obok. Nad nim tak samo tata. Minął już rok, a Zuko dalej ma te sny, mimo że Hakoda i Kanna zapewniają go że jest bezpieczny, że nic mu się nie stanie. Chłopiec przygryzł paznokieć i spojrzał na Hakodę. Zawsze gdy Katara lub Sokka mają koszmar to budzą tatę i opowiadają mu co im się śniło. Zuko nigdy nie mówił, chciał po prostu zapomnieć, ale to nie wychodziło. Nie raz budził się w ciepłych objęciach taty i już wszystko było w porządku. Czasem jednak sam budził się w nocy, pozostając ze swoimi lękami sam na sam Nie chciał też budzić wodza, wiedząc ile spraw ma w ciągu dnia, ale powoli tracił nadzieję że to się skończy. Choć tak bardzo chciałby zapomnieć. Zagryzł więc zęby i po cichu przysunął się do Hakody.
- T-tata - szepnął przełykając ślinę. A co jeśli Hakoda na niego nakrzyczy za budzenie go w nocy? C-co jeśli...
- Tak? - Zapytał wódz nieprzytomnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Zuko cofnął się lekko - Co się stało? - Zapytał, odganiając przytulny sen.
- B-bo ja... - Wyszeptał chłopiec i zalał się po cichu łzami - N-nie, już nic. Przepraszam że cię obudziłem - Zuko chciał wracać na swoje posłanie, to był zły pomysł, lecz Hakoda złapał go za rękę.
- Chodź tutaj - Wódz zamrugał kilka razy i przyciągnął chłopca do siebie, który natychmiast się w niego wtulił - Miałeś zły sen? - Mały książę pokiwał głową.
- To nie był sen, to się wydarzyło naprawdę - Hakoda oparł pokrzepiająco rękę na głowie Zuko. Wódz zamyślił się przez chwilę, nie przypominał sobie by chłopiec kiedykolwiek go sam z siebie obudził - Chcesz mi go opowiedzieć? - Dziewięciolatek milczał przez dłuższy czas, znajdując siłę by wreszcie się odezwać. Cierpliwy Hakoda, kręcący koła na jego plecach, dodawał mu odwagi.
- Śni mi się zawsze, że wrzucają mnie na statek, do tej zimnej i strasznej celi. Gdy, gdy próbuję się bronić j-jak ciskają we mnie ogniem, t-t-to przykuwają mi ręce d-do ściany i-i-i - Drgający oddech wydarł się z piersi chłopca. Hakoda się nie odezwał, czekał na ciąg dalszy lub na spokój chłopca - Gdy bronię się jeszcze nogami, j-jeden z nich, z brązowymi oczami, długa twarzą i siwiejącymi włosami, wziął jakiś kij i uderzył mnie w nog-ge. Za każdym razem gdy mi się to śni to boli tak samo - Zawył mały książę. Hakoda odetchnął głęboko. Teraz przynajmniej wie, co się wydarzyło na statku. Przerażające było jak dokładnie Zuko pamięta swojego drugiego oprawcę.
- To już minęło Zuko i nie wróci. Nie pozwolę by ktokolwiek drugi raz Cię skrzywdził. Pamiętaj o tym - Hakoda gładził uspokajająco włosy chłopca.
- J-ja wiem, ale.. ale dlaczego nadal mi się to śni! Dlaczego nie mogę o tym po prostu zapomnieć!
- Być może nigdy tak się nie stanie. Musisz nauczyć się z tym żyć, że coś takiego ci się przytrafiło. Musisz stawić czoła temu jak potraktował cię Ozai, a następnie załoga statku. Wiem że to trudne dla dziewięciolatka.
- Mam dziewięć i pół - Wytknął po cichu chłopiec. Hakoda uśmiechnął się pod nosem.
- Dla dziewięcio i PÓŁlatka, ale spróbuj. To się wydarzyło, czasu nie cofniesz. Pamiętaj że jestem z tobą ja, Kanna, Sokka i Katara. My Cię wszyscy kochamy. Jeśli będzie trzeba oddam za ciebie życie, tak samo za Katarę i Sokkę. Nie jesteś i nigdy już nie będziesz sam - Chłopiec pokiwał głową, jeszcze bardziej wciskając ją w klatkę piersiową wodza - Jeśli pewnego dnia zechcesz mi opowiedzieć dokładnie co się stało tamtego dnia po prostu powiedz. Zawsze Cię wysłucham. Zawsze - Chłopiec trwał w uścisku taty, dopóki nie zasnął. Nawet wtedy, tak kurczowo ściskał bluzkę Hakody, że mężczyzna zdecydował się po prostu położyć na swoim posłaniu z chłopcem, nie przenosząc go z powrotem do siebie. Zgarnął tylko futro Zuko i okrył go, w razie gdyby on sam przekręcił się i zabrał przykrycie chłopcu. Całego wyznania słuchał Sokka, bezszelestnie połykając łzy. Poprzysiągł że zemści się kiedyś na Narodzie Ognia, za śmierć jego mamy i za to, co Zuko musiał przeżyć.

Tamtej nocy koszmary Zuko nie zakończyły się, lecz z całą pewnością były rzadsze a pobudki z nich nie aż tak przerażające. Już nie bał się budzić Hakody, za każdym razem wyznając mu kolejny szczegół z niemal miesięcznej tułaczki z pałacu aż na pokład statku Południowego Plemienia Wody.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Pingwiny i Bliźniaki
Troje dzieci biegło czym prędzej na lodową plażę, gdzie zawsze przebywały pingwiny. Po drodze mijali większe zaspy, zasypane, już od wieku zlodowaciałe drzewa, bardzo nieregularne i niecodzienne kształty grubych sopli wystających z ziemi. Jakiś czas temu Hakoda zakazał im się tam zbliżać. Lecz ciekawość dzieci jest często silniejsza od rozumu.
- Idziemy zobaczyć co to? - Zapytał Sokka przystając na chwilę.
- Tata zabronił się zbliżać... - Zuko cofnął się odrobinę. Po dwóch latach wreszcie jest silniejszy i szybszy od młodszego brata, co nie w smak idzie Socce. Lecz młody wojownik miał teraz kogo gonić w treningach. Chłopcy nieświadomie rozpoczęli rywalizację, kto będzie silny jak Rohan, szybki jak Fox czy będzie potrafić walczyć tak jak Hakoda i rzucać bumerangiem jak Amruq. Często wynikały z tego mniej lub bardziej zażarte sprzeczki, lecz dzieci nigdy nie pokłóciły się tak naprawdę, czy poobrażały się "na zawsze".
- Oj, nie będzie wiedział, tylko zobaczymy...
- DLACZEGO NIE POCZEKALIŚCIE! - Wrzasnęła Katara docierając w końcu do chłopców, mocno dysząc.
- Byłaś za wolna - prychnął Sokka. Zuko zmarszczył brwi zganiająco i uśmiechnął się do dziewczynki.
- Ścigaliśmy się, następnym razem zaczekamy.
- TA. Zawsze tak jest! Zaczekamy, a później i tak jestem ostatnia!
- HA! CZYLI JEDNAK SIĘ Z NAMI ŚCIGASZ! - Katara skrzywiła się i obrócił obrażona.
- Przynajmniej w wodzie nie macie szans! - Chłopcy wyszczerzyli się do siebie przewracając oczami.
- No pewnie, w wodzie nie masz sobie równych!
- Pływając jesteś naaaajlepsza - bracia starali się udobruchać małego maga wody. Wcale nie dlatego, że jak tylko zbliżą się do jakiejkolwiek płynnej wody, będą cali mokrzy. Nie chcieli znowu wracać do domu przemoczeni a później smarkać w poduszkę. Dziewczynka uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
- Co to?
- Tata nie pozwala podchodzić. Mówił że to są ruiny starego miasta - Wyjaśnił Zuko splatając ręce.
- Podobno! - Sokka ściszył głos - To tutaj zły duch zabrał twarz dziewczynie Avatara Kuruka. Słyszałem jak Balto i Togo o tym rozmawiali - Katara zatkała usta, jej oczy drgały lekko w przerażeniu.
- J-jak to zabrał twarz - Pisnęła dziewczynka.
- Normalnie. Wyssał, tak ŚŚŚŚŚUP - Chłopiec otarł swoimi rękami buzię siostry. Katara zaczęła piszczeć.
- Sokka, nie strasz jej - Zaśmiał się Zuko i złapał za ramię Katary, która natychmiast się w niego wtuliła. Zuko bardzo dobrze wiedział jaki strach jest okropny, jak paraliżuje i nie pozwala działać. Jednak żarciki Sokki, były śmieszniejsze, tym bardziej że Katara dopiero od niedawna przestała się bać wszystkiego i mogła sama na przykład pójść po wodę pod wieczór.
- Nie straszę, takie są historie. Aczkolwiek zmyślone. Duchy nie istnieją.
- Istnieją - rzucił mały książę.
- Ale nie na ziemi! Po za tym tutaj też ten cały Kuruk zamieszkał na jakiś czas. To był jego dom więc co może się stać?
- Chodźmy już na te pingwiny - Szepnęła dziewczynka, cały czas kurczowo ściskając kurtkę brata.
- To poczekaj tutaj Katara, razem z Zuko się rozejrzymy i wrócimy! - Sokka pociągnął Zuko za rękę w stronę wystających lodowych brył. Mały książę przełknął ciężko ślinę, nie może pokazać że jest mniej odważny od Sokki. Katara stała przez chwilę z zasłoniętymi oczami. Odchyliła palec i dostrzegła oddalające się plecy braci.
- ZACZEKAJCIE - Krzyknęła i dobiegła do pierwszego chłopca. Oplotła ciasno ręce wokół ramienia Sokki i szła wraz z rodzeństwem. Gdy dotarli do pierwszych resztek po jakiejś kolumnie, dziewczynka usłyszała warkot. Drgnęła obracając się.
- Przestań! Nic się nie dzieje - Odezwał się młodszy chłopiec. Dzieci rozejrzały się, pochodziły po okolicy, lecz tak naprawdę nic tu nie było - Egh, nic tu nie ma.
- Coś musi być skoro tata zabronił... - Zuko dotknął filaru i poczuł dziwne ciepło, które pchało go z powrotem. Ostatnio coś takiego czuł w tamtą noc, lub na łódce. Przeszły go ciarki - Ej chodźmy stąd.
- Dobra i tak sam lód i śnieg - Sokka kręcąc nosem z zawodem zaczął wracać. Nagle coś białego wyskoczyło zza jednej ze ścian. Gigantyczny wilkodźwiedź szczerząc zęby rzucił się na chłopca. Zuko nie myślał chwili, cisnął ogień w stronę dzikiego zwierzęcia. Lecz bestia tylko otrzepała się i zaczęła dalej napierać na dzieci. Sokka natychmiast z krzykiem zaczął biec w stronę rodzeństwa. Katara stała przerażona, nie mogąc się ruszyć. Dopiero szarpnięcie Zuko sprawiło że dziewczynka wyprostowała ręce i machnęła nimi zaciskając oczy i wywracając się. Trwała spięta czekając co dalej nastąpi. Nagle Zuko złapał Katarę pod pachy i razem z Sokką odciągnęli ją od zamarzniętego w lodzie wilkodźwiedzia. Młody mag wody otworzyła oczy. Zamiast przerażenia nagle poczuła dziwną siłę.
- J-ja to zrobiłam? - Chłopcy oddychali ciężko. Socce zaczęły zbierać się łzy w oczach, które brutalnie co jakiś czas ścierał dłonią. Zuko pokiwał głową przykładając rękę do płuc.
- T-tak-k. U-uratowałaś nas - Zuko natychmiast wstał i złapał Katarę i Sokkę za ręce - C-chodźmy stąd - Młodsze dzieci szły w ciszy prowadzone przez starszego chłopca. Zuko cały czas oddychał głęboko uspokajając oddech. Gdy stracili w końcu z oczu lodowe ruiny. Sokka stanął i wrzasnął z całych sił. Zuko i Katara spojrzeli zdziwieni na brata.
- Już mi lepiej. Ale to było straszne - Chłopiec zaczął się śmiać - Uratowałaś nas Katara! - Szeroki i szczery uśmiech po chwili przeszedł na dziewczynkę, która również zaczęła hihotać. Zuko stał przez chwilę, starając się nie wybuchnąć. Jak może Sokka się teraz śmiać! - Dajcie spokój! To było straszne, BYŁO! ALE BĘDZIE KIEDYŚ HISTORIA!
- Ale ty głupi jesteś - Mruknęła Katara, śmiejąc się coraz głośniej.
- Być może! Przynajmniej się nie nudziliśmy! Chodźmy na te pingwiny - Chłopiec zaczął biec czym prędzej w stronę plaży. Za nim natychmiast ruszyła dziewczynka. Zuko stał jeszcze przez chwilę, cisnął ogień z pięści i pobiegł za rodzeństwem. Natychmiast spojrzał na swoje ręce i zacisnął je. Znów nie dał rady się opanować. Sokka dobiegł jako pierwszy i usiadł na śniegu. Był zły. To był jego pomysł. Sprowadził niebezpieczeństwo na swoją siostrę i swojego brata. Nie powinien. Wie z nich najwięcej o biegunie. Mógł się domyślić dlaczego Hakoda zabraniał im tam iść. Takie miejsca są doskonałym schronieniem dla wilkodźwiedzi. Do tego jeszcze to Katara i ZUko go obronili. Chłopiec czuł się bezużyteczny i głupi. Nigdy więcej do tego nie dopuści. NIGDY! Nagle poczuł dłoń na ramieniu. Podniósł głowę i spojrzał na Zuko. Chłopiec uśmiechnął się lekko i rzucił mu rybę. Po chwili dzieciaki łapały pingwiny i spędziły całe popołudnie ślizgając się na nich.

Gdy wrócili do domu czekała na nich niespodzianka. Obok ogniska grzały się się dwa źrebięta koniferów. Kanna wytarła ręce i obróciła się od przygotowywanej kolacji.
- Dzień dobry moi państwo. Co porabialiście? - Dzieci spojrzały się na siebie.
- W sumie nic - Rzucił Zuko.
- Nic a nic - potwierdził Sokka.
- Poślizgaliśmy się na pingwinach, ale nuda była bo uciekały - Dodała Katara wyczajając konspirację.
- No to przynajmniej wieczór będzie ciekawy - Zaśmiała się babcia, dostrzegając że coś małolaty ukrywają, jednak i tak jej teraz nie powiedzą.
- Właśnie co one tu robią? - Wskazał Sokka odkładając kurtkę.
- Jakie słooodkie - Dziewczynka zbliżyła się lekko do źrebiąt i pogłaskała je delikatnie.
- To bliźniaki, ich matka niestety nie przeżyła a żadna klacz nie chce ich na razie przyjąć. Zostaną z nami dopóki nie zaczną same jeść. Potem się je przyłączy z powrotem do stada. Mam nadzieję że pomożecie mi je karmić - Dzieci kiwnęły z ekscytacją głowami. Zuko i Sokka również podeszli do bliźniąt. Maluchy położyły głowy na kolanach chłopców. Jeden zaczął nawet ssać palec Sokki.
- Jak je nazwiemy? - Zapytała dziewczynka.
- To dwie klacze. Nazwijcie je jak chcecie - Kanna wróciła do przygotowywania kolacji.
- Możee Tulimak i Chinak? - Zaproponował młodszy chłopiec.
- To imiona dla chłopców! - Oburzyła się dziewczynka.
- Może Agni i Tui? To siostry, tak jak duchy - Zaproponował Zuko, przypominając sobie ostatnią usypiajkę Kanny. Pozostałe dzieci kiwnęły głowami w aprobacie. Kanna podała chłopcom butelki z mlekiem.
- To dobre imiona, nakarmcie je. Butelki trzeba trzymać pionowo. Kataro pomożem mi zrobić im kantary dla nich?
- TAK! Wyszyje na nich ich imiona! Pomożesz im prawda?! - Babcia pokiwała głową. Chłopcy w tym czasie z ekscytacją karmili dwa małe zwierzątka, chwilowo zapominając o całej przygodzie z południa.

Nocą źrebaki spały przytulone do siebie pod futrem obok ogniska. W pokoju obok tak samo wtulone w siebie rodzeństwo próbowało zasnąć. Katara zasnęła natychmiast, chłopcy w tym czasie po cichu rozmawiali.
- Z-zuko nie bałeś się? - Zapytał Sokka czując jakby serce miałoby zaraz mu wyskoczyć.
- Bałem. Ale to nie było tak straszne j-jak...
- Rozumiem. Ja się bałem jak nie wiem. Ale nie mów nikomu...
- Nie powiem. Nikt nie musi wiedzieć - Chłopcy złapali się za ręce, kładąc je na plecach dziewczynki. Dzieci usnęły przypominając sobie w ostatniej chwili, że jutro wraca tata do domu. Jednak ta historia pozostanie jak na razie tajemnica, strzeżoną przez trójkę rodzeństwa.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now