Scar

388 21 1
                                    

- No raz, raz. Ubieramy się - ponaglił Hakoda by dzieci szybciej założyły suche ubrania aby nie zmarznąć. Zuko wziął ręcznik i wtedy zauważył że cała jego szyja łącznie z włosami jest mokra. Serce natychmiast mu podskoczyło do gardła.
- Przepraszam Hakoda, zamoczyłem opatrunek - Wyszeptał załamującym się głosem. W oczach natychmiast stanęły łzy. Jak on mógł się nie posłuchać wodza, taka obraza...
- Hej chłopaku, nie jestem zły - podkreślił - Nie posłuchałeś by nie zamoczyć opatrunku, jednak ja również tego nie dopilnowałem, trochę specjalnie - serdecznie się zaśmiał łapiąc chłopca za ramię - Nie musisz się tym przejmować. Zamoczyłeś, no to trudno. Bywa - Hakoda delikatnie wytarł włosy chłopca ręcznikiem. Zuko nie mógł przez chwilę zrozumieć słów wodza. Jak to on tego nie dopilnował? To był jego obowiązek pamiętać, nie Hakody. Dlaczego wziął częściową winę na siebie?
Zuko po chwili siedział ubrany w świeże ubrania, było mu tak przyjemnie ciepło. Jedynie szyja nieprzyjemnie go swędziała lecz Hakoda nakazał nie drapać. Tym razem się posłucha. Jego pęknięta piszczel ćmiła lekkim bólem, przez to że raz nieostrożnie się nią podparł. Mimo to, nareszcie rozciągnięte mięśnie dawały przyjemne uczucie jakby ulgi po skurczu. Czekał grzecznie aż Sokka i Katara wskoczą w swoje ubrania. Wtulił swoją twarz w bujne futro otaczające szyję. Pachniało świeżością, ogniskiem i suszonym mięsem. Domem. Otworzył oczy na tę myśl. To dom, póki, p-póki...
- Choć Zuko, wracamy do domu - Hakoda wziął dziecko na ręce. Chłopiec natychmiast wtulił się w jego szyję. Tak, jest w domu. Ten mężczyzna nigdy na niego nie krzyknął, nigdy nie zganił, zawsze się uśmiechał a jego dzieci traktują go jakby od zawsze tu był, mimo że minęło dopiero kilka dni, to jest jego dom.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Dzieciaki spały twardo w swoich posłaniach. Sokka leżał rozkopany pochrapując lekko, na jego piersi spoczywała ręka Katary. Dziewczynka była równie rozwalona na posłaniu. Dzisiejszej nocy Kanna postarała się, by ognisko naprodukowało wyjątkowo dużo ciepła, aby dzieci po powrocie ze źródeł na pewno się zagrzały i by nie skończyłoby to się smarkaniem. Mimo takiego ciepła igloo, Zuko leżał w pełni zakryty futrem. Jedynie wystające ręce spoczywały obok twarzy, na których leżała druga ręka Katary. Chłopiec po powrocie przygasł mocno gdy Kanna na nowo obandażowana mu szyję. Mimo że starała się nie reagować na rozległe oparzenie, Zuko usłyszał jak nerwowo wciągała powietrze. Jest aż tak źle? Dobrze że w tym czasie nie było obok Sokki i Katary, którzy rozkładali posłania w drugim pokoju. Na pewno przestraszyliby się i nazwali go potworem. Zasnął w ramionach Hakody, który pocieszał go chodząc po pokoju tak jak wtedy na statku. Od razu zauważył i zrozumiał czym przejmuje się chłopiec. Zuko nie musiał nic mówić. Wódz rozumiał go bez słów, za co dziecko było wdzięczne.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Następne dni mijały podobnie, lecz każdy przynosił jakąś nowość. Nowe umiejętności i szczęśliwe wspomnienia. Doszło nawet do tego że Zuko przestały męczyć koszmary. Z każdym dniem odzywał się więcej, śmielej, radośniej. Sokka z Katarą spełnili obietnicę i zabrali chłopca na wycieczkę po wiosce. Sokka dzielnie ciągnął sanki wraz z Zuko i Katarą przez wieś, w połowie dołączył Rohan i Amruq, którzy natychmiast zasłaniali nieprzychylne spojrzenia i odwracali uwagę, aby tylko Zuko nie czuł się odrzucony. Znaczna jednak większość mieszkańców po za uśmiechami obdarowywała dzieci brakiem zainteresowania. Zajęci swoimi sprawami nie zwracali uwagi na bawiące się smyki. Książę nadal chował się gdy ktoś nowy wchodził do domu, lecz było to chwilowe. Entuzjazm Sokki nie pozwalał mu długo się bać. Odwaga rodzeństwa dodawała chłopcu poczucia że nic się nie stanie, a zawsze będący gdzieś obok Hakoda dawał upragnione poczucie bezpieczeństwa. Tak jak Atka obiecał, Zuko dostał kule do chodzenia. Nie nacieszył się nią jednak długo. ledwie nauczył się z nią chodzić, uzdrowiciel zaanonsował że przy następnej wizycie zdejmują na stałe usztywnienie oraz opatrunek z szyi. Rana była już porządnie podgojona, nie groziło jej uszkodzenie przez ubrania czy ruchy a dostęp do powietrza sprawi że jeszcze szybciej chłopak dojdzie do pełnej sprawności, co określił Atka było cudem, gdyż oparzenie było rozległe i obawiał się że lewa ręka nie będzie sprawna. Gdy nadszedł ten dzień, około 3 tygodnie po powrocie na biegun, Zuko siedział jak na szpilkach. Wszyscy widzieli jego zdenerwowanie. Sokka z Katarą nawet nie wiedzieli jak mieliby pocieszyć przyjaciela, skoro nie wiedzą co się znajduje pod bielą bandaża. Drgnął z przestrachem gdy Hakoda podszedł do chłopca z kurtką w ręku.
- Gotowy? - Zuko kiwnął lekko głową. Od rana milczał tak jak podczas pierwszych dni.
- Zuko, cokolwiek tam jest, nie masz się czego wstydzić - rzucił Sokka - Amruq też ma bliznę na twarzy.
- No właśnie! Po za tym wreszcie będziemy mogli się bawić na dworze! - dodała dziewczynka.
- O, pokażę Ci moje kryjówki i miejsce gdzie łowimy ryby! I POŁOWIMY RAZEM
- Sokka nie krzycz - zaśmiał się Hakoda przeciskając kurtkę przez głowę małego księcia.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zuko czuł się dziwnie gdy Atka po zdjęciu opatrunku i nałożeniu maści nie nałożył go ponownie. Szyja miała ponownie pełny zakres ruchu, nic nie naciskało a każdy powiew wiatru czuł bardzo dokładnie. Czuł się nagi. Wystawiony na wszystkie spojrzenia. Przełknął konwulsyjnie ślinę.
- Chłopaku, wszystko gra - Uspokoił lekarz tonem jak zwykle rzeczowym, poważnym, jakby od niechcenia. Dziecko kiwnęło głową nie patrząc na dorosłych. Hakoda i Atka wymienili spojrzenia. Wódz oparł pokrzepiająco rękę na ramieniu Zuko i odetchnął głęboko. Książę musi się sam przekonać że blizna nie zmienia tego jaki jest i jak go ludzie postrzegają. Dorośli zaczęli rozmawiać o letalnych sprawach gdy chłopiec zakładał kurtkę. Nagle Zuko potarł śpiąco oko. Hakoda się tym nie przejął, coraz Zuko w trakcie dnia drzemał czy kładł się spać, gdy w tym czasie Sokka i Katara jeszcze rozmawiali żywo leżąc na posłaniach. Atka jednak zmarszczył brwi.
- Zmęczony jesteś? - Zuko spojrzał zdziwiony na uzdrowiciela.
- T-trochę - przyznał. Lekarz myślał przez chwilę i odszedł z Hakodą na tyle, by chłopiec nie usłyszał rozmowy.
- Co jest? - Zapytał wódz zaczynając się martwić.
- Śpi w dzień? - Hakoda kiwnął głową, próbując łączyć kropki i starając nadążyć za Atką - Nie wiem jak reagują magowie ognia na biegunie podczas nocy polarnej, mogę się jedynie domyślać że powoli tracą siły. Tylko ostrzegam - Hakoda zagryzł zęby - że Zuko może być coraz bardziej zmęczony by w końcu... Pilnuj by zjadał wszystko - westchnął - To nie jest normalne że zdrowy dzieciak w wieku 8 lat, siedząc cały czas w domu śpi w dzień. Co innego gdyby latał po dworze, ale...
- W porządku, rozumiem - przerwał spokojnie wódz zerkając na dziecko, które przymykało oczy. Faktycznie, Katara, o Socce nie wspominając, od dawna nie robi sobie drzemek. Lada chwila słońce zajdzie na długie 2 miesiące. Kanna ostrzegała. Zuko prawdopodobnie będzie tylko słabszy. Jeśli naprawdę ma nie przeżyć, Hakoda chce przez te ostatnie kilkanaście dni dać chłopcu jak najwięcej szczęścia i miłości. Wódz westchnął, a już jest tak dobrze... - Chodź mały, wracamy do domu. Chcesz sam iść, czy mam Cię zanieść? - Zapytał wyszczerzając zęby. Zuko myślał przez chwilę, poruszał lewą stopą, na którą pierwszy raz miał zaciągniętego buta. Nie bolała, praktycznie w ogóle. Kiwnął głową.
- Jak na razie bez szaleństw, ale staraj się dużo chodzić. Mięśnie ci najprawdopodobniej zanikły i trzeba je odbudować - Hakoda zdjął chłopca ze stołu i powoli postawił na podłogę. Trzymał asekurująco jeszcze przez chwilę nim Zuko nie złapał pełnej równowagi. Chłopiec postawił pierwszy krok i zachwiał się. Zacisnął oczy i spiął mięśnie czekając na zderzenie z ziemią. Poczuł jednak ręce pod pachami i to że ktoś postawił go z powrotem prosto.
- Ups - zaśmiał się przyjaźnie jego opiekun - Ostrożnie. Będę Cię trzymać za rękę, w porządku? - Chłopiec otworzył swoje śliczne piwne oczka i z nadzieją pokiwał po raz kolejny głową. Nagła wdzięczność rozlała się po ciele dziecka. Hakoda go nie wyśmiał, nie nazwał nieudacznikiem, zaproponował pomoc! Spojrzał na Atkę, który również miał lekki uśmiech na wiecznie surowej twarzy. On też nim nie wzgardził... Kilka pierwszych kroków były trudne. Jakby lewa noga zapomniała kompletnie co ma robić. Lecz obok był wódz, który ustawiał go do pionu, równał się z jego powolnymi krokami i wspomagał przy każdym zwątpieniu. Wyszli na zewnątrz, gdzie z każdym dniem wiatr mocniej i mroźniej wiał przynosząc kolejne tony śniegu. Mieszkańcy ranek w ranek mozolnie odśnieżali tunele między igloo, przez to w wiosce powstawały coraz wyższe górki, gdzie co rok najstarsze dzieci, które jeszcze znajdowały frajdę z prostej zabawy, zjeżdżały na sankach. W tym roku pozostały jeszcze nie ubite, nie wyjeżdżone. Balto, Togo i Fox oraz cztery dziewczyny w podobnym wieku przestały się już bawić. Byli już na tyle dorośli by mieć większe i wymagające więcej czasu obowiązki, z kolei każdą wolną chwilę wykorzystywali na treningi, a dziewczyny na pomocy przy najmłodszych dzieciach, których było, dzięki Tui i La, wyjątkowo dużo. Co znaczyło że wioska na reszcie odżywa. Katara i Sokka zaś zajęci byli towarzyszeniem małemu księciu w igloo, by chłopak się nie nudził. Lecz to lada moment miało się zmienić. Jak zwykle, nowość wywołała zainteresowanie mieszkańców. Maszerujący dzielnie chłopiec, trzymający kurczowo rękę wodza przykuł uwagę wioski. Ludność chciała tylko zobaczyć co skrywało się pod bandażem, jednak puchowy kaptur zasłonił całkowicie czerwono różową, pofalowaną bliznę po oparzeniu. Zuko, skupiony by tylko się nie wywrócić, nie zwracał uwagi na wzrok innych. Nagle poczuł jak Hakoda się zatrzymuje. Dziecko uniosło głowę by zobaczyć co się dzieje. Dostrzegł Rohana i Amruqa, dwóch osiemnastolatków jak zwykle trzymających się razem, przywitali się z wodzem i zwrócili się do chłopca. Jako że byli przy tym, jak zetknęli się z maleńką szalupą księcia, widzieli poharataną szyję Zuko, więc blizna zahaczająca o policzek dziecka nie zwracała ich uwagi.
- Czyli jutro wychodzimy poćwiczyć?
- Zapytał wesoło Rohan. Zuko zmieszał się i lekko uśmiechając kiwnął głową.
 - O ile nie będzie wiać. Dla nas to nic, ale dla Ciebie i Sokki może być ciężko - Uzupełnił drugi chłopak. - Miło z waszej strony - pochwalił Hakoda.
- W końcu jesteśmy starszymi kolegami nie? - Zaśmiał się wyższy, Rohan - Po za tym, nudno trochę.- Aha, to może pracę wam wynajdę - Zaproponował chytro wódz. Nastolatkowie zaśmiali się głupawo.
- A gdzie tam, wodzu. To idiota, nie wie co gada - Amruq zaczął hardo i zganiająco klepać przyjaciela po plecach. Rohan zakrztusił się po pierwszym klepnięciu i zaniósł się kaszlem. Zuko patrzył zdziwiony na tą scenę. Hakoda zaśmiał się serdecznie i zaciskając mocniej rękę na dłoni chłopca ruszył do domu. Zuko poczuł mroźny wiatr na wrażliwym miejscu na szyi i natychmiast przypomniał sobie że unosząc głowę ukazuje słabość. Zwiesił głowę, wtulając nos w futro pod brodą, byle tylko nikt nie zobaczył - Do zobaczenia wodzu, do jutra Zuko - Amruq pożegnał się, zgarniając Rohana ręką, który dalej wykaszlując płuca, po ostrym trzepnięciu, uniósł dłoń na znak pożegnania. Hakoda ostatni raz posłał im przyjazny uśmiech i pokręcił głową.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Iroh medytował w świątyni powietrza. Spokój tego zdewastowanego, oddanego w ręce natury miejsca działał kojąco na ostatnie zmagania. Sztorm zdewastował odrobinę pokład jego statku. Świątynia okazała się kompletnie pusta. Śladu po księciu czy Avatarze żadnego. Medytował by uspokoić i poukładać wszystko i wykorzystując niezwykłą duchowość świątyni poprosił Agni o pomoc. Nie wiedział czy duch go posłucha, czy pomoże, jednak nadzieja umiera ostatnia. Pragną poznać chociaż kierunek w którym ma płynąć, lub chociaż to czy w ogóle istnieje na tym świecie jeszcze miejsce, gdzie mógłby szukać swojego ukochanego bratanka. Czuł że chłopiec żyje. Czuł to! Gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi otworzył oczy marszcząc brwi. Czas zasięgnąć pomocy starych przyjaciół. Jeśli dziecko jakimś niewyobrażalnym cudem dostało się poza granice Narodu Ognia, sam go nie odnajdzie. Wrócił więc żwawo na statek, gdzie przywitał go syn kończący opatrywać rękę sternika, któremu skrzynia roztrzaskała palce, gdy pomagał sprzątać pokład po sztormie.
- Mój Książę, sam to zrobię - zaczął zdenerwowany mężczyzna. Głupio mu było że jego ranę opatruje sam książę. To się nie godzi by błękitna krew dotykała podrzędnego poddanego.
- Cicho, nasz medyk gorączkuje, więc kto miał się tym zająć? Teraz jeszcze szansa że całkowicie się wygoi a jakbyś zostawił do czasu wyzdrowienia Kuzona to mógłbyś więcej palców nie wyprostować - Wyjaśnił spokojnie Lu Ten. Książę jako przykładny żołnierz znał się na opatrywaniu ran - No, przygotuj się - Ostrzegł łapiąc za palec wskazujący prawej ręki i bez słowa pociągnął, nastawiając palec w odpowiednim miejscu. Sternik zawył żałośnie i poczuł dużą ulgę gdy wreszcie kości nie naciskały na nerwy. Książę cierpliwie zają się następnym placem gdy dostrzegł swojego ojca, który zbliżył się.
- Witaj ojcze - Iroh skinął głową w geście powitania do swojego syna.
- No i jak teraz będziesz grać na rogu tsungi? - Zaśmiał się Książę Koronny
- Wybacz mi mój Panie - Sternik spuścił głowę. Było mu tak bardzo wstyd.
- Rób okład z smoczej róży, dobrze działa na stawy - Wyjaśnił i zszedł pod pokład do swojej kajuty. Natychmiast przygotował pędzel, inkaust i pergamin i rozpoczął kreślenie jednego z wielu listów. Każdy z nich zapieczętował wzorem białego lotosu i potajemnie nocą, wysłał w cztery strony świata.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Azula szła korytarzem gigantycznej szkoły. Była tu już cztery tygodnie. Czas spędzony tutaj byłby nawet całkiem znośny, gdyby nie dwie dziewczyny z wyższych klas. Dziewczynka przygryzła paznokieć. Nie może się poskarżyć że poddane jej dokuczają. To się nie godzi, musi sama się tym zająć i pokazać im że to ona rządzi. Tego chciałby jej ojciec. Nie błagania o pomoc a własnoręcznego ukarania ich. Mogłaby ich spalić. Jednak te dwie również są magami. Jak dobra księżniczka by nie była, jako sześciolatka, nie da rady dwóm magom w wieku 15 lat.
- O proszę, czyż to nie nasza księżniczka - prychnęła jedna z nich. Azula przewróciła oczami. Musiała się z nimi zetknąć. No musiała!
- Radzę wam wracać na lekcje. Nie chcę mieć głupich poddanych - Dziewczynka wyminęła dwie dziewczyny, które z wyższością patrzyły na dziecko.
- Jesteśmy poddanymi Księcia Iroh i jego syna. Nie twoimi - Ta Min podstawiła nogę księżniczce. Azula wywróciła się. Patrząc wściekle na podłogę, zacisnęła pięści. Wytkała ogień w stronę nastolatek stając na równe nogi. Dziewczęta z trudem zniwelowały atak dziecka i poczęły się wrednie śmiać. Księżniczka nie mogła zrozumieć jak można tak nie bać się śmierci. Przecież obrażają w tym momencie córkę Władcy Ognia. Dziewczynka nie wiedziała już co robić. Zaczęła się obawiać że będzie musiała o tym komuś powiedzieć i przyznać do swojej słabości. Ojciec byłby zawiedziony. Nagle zza zakrętu wyszła Mai.
- Ciekawe co powie dyrektor gdy się dowie - powiedział zaplatając ręce.
- Nie powiesz mu - Prychnęła Sui - Chyba że chcesz wylecieć z tej szkoły.- Pani dziekan będzie zdruzgotana gdy znajdzie w waszym pokoju moją drogocenną biżuterie po babci, znanej konkubiny Sozina - Ta Min zaśmiała się kpiąco. Nagle straciła równowagę a plecy poczęły niemiłosiernie boleć. Przed kipiąca Azulą stanęła Ty Lee, która chwilę wcześniej wykonała salto kopiąc wredną dziewczynę w plecy.
- Nie wolno tak! - Dziewczynka zacisnęła piąstki - To wasza księżniczka!
- Ty smarkulo!
- A teraz zastanówcie się, komu dyrektor uwierzy. Córce zwykłej konkubiny czy samej Księżniczce Narodu Ognia? - Mai mówiła tonem zimnym, poważnym. Nastolatkom drgnęły wargi. Azula stała zdziwiona i zła że jej współlokatorki dowiedziały się o całej sytuacji. Poznały jej słabość. Mimo to iskierka ulgi zagnieździła się w jej głowie. Nie jest sama. Sui zacisnęła pięści z których wydobył się ogień. Ty Lee otworzyła szerzej oczy i jak sarenka wyminęła atak nastolatki, wywracając ją. Sui wrzasnęła a jej ręka opadła wzdłuż ciała. Nie mogła jej ruszyć.
- Co ty mi zrobiłaś? - Wywarczała. Ty Lee spojrzała na swoje ręce. Uderzyła Sui tylko raz, w ramię, lekko powyżej łokcia - N-nie mogę ruszyć ręką! CO TY MI ZROBIŁAŚ?!
- Co tu się dzieje? - Obok młodszych dziewczynek stanęła jedna z nauczycielek, która usłyszawszy krzyki ruszyła sprawdzić o co chodzi - Moja Księżniczko coś Ci się stało? - Azula natychmiast przybrała poważną minę, pozbywając się swojej złości.
- Ta Min i Sui pokazywały mi nowe ruchy do magii ognia - Nastolatki przerażone spojrzały po sobie - Zderzyły się i wywróciły. Sui nie może ruszyć ręką - Mai i Ty Lee wycofały się bez słowa za Azulę. Nie wnikały dlaczego księżniczka nie powie prawdy. Należy się tym dziewczynom kara, jednak prawdopodobnie zostałyby wyrzucone ze szkoły a ich rodziny zhańbione, a Azula, jako prawdziwa księżniczka broni swych poddanych. Nauczycielka jednym susem znalazła się koło Sui i uniosła rękę dziewczyny.
- Nie czuję jej - wyjęczała nastolatka.
- Zablokowałaś sobie chi. Za jakiś czas ci przejdzie. Musicie uważać - Ty Lee słuchała jak zaczarowana. Zablokowała chi. To tak się da? ALE SUPER! - Chodź do uzdrowiciela, a ty Wasza Wysokość i wy panienki, wracajcie do pokoju, zaraz przyjdzie do was nauczyciel sztuki - przyjaźnie przypomniała nauczycielka. Azula, Mai i Ty Lee ruszyły przed siebie. Gdy dotarły do pokoju z postrzelonej dziewczynki zeszła adrenalina.
- WIDZIAŁYŚCIE TO!? ZABLOKOWAŁAM CHI! NIE WIEM JAK, ALE TO ZROBIŁAM!
- Ciszej Ty Lee - skomentowała ponuro Mai siadając na łóżku - Księżniczko, dlaczego nam nie powiedziałaś?
- Właśnie! Pomogłybyśmy Ci! Jesteśmy siostrami! - Azula przewróciła oczami.
- Jako księżniczka muszę sama pokonywać takie przeszkody, ale - urwała na chwilę. W jej głowie kłóciła się sama ze sobą - dziękuję - wyszeptała i natychmiast poszła do swojego łóżka i usiadła obok poduszki, pod którą spoczywała maska Zuko. Zaczęła się zastanawiać czy tak właśnie czuł się jej brat gdy ona mu dokuczała. Czy czuł taką bezsilność i frustrację. Ty Lee i Mai wymieniły zadowolone spojrzenia.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zuko wszedł razem z Hakodą do igloo. Dzieci właśnie rozkładały miejsca do obiadu a Kanna kończyła doprawiać potrawę. Spojrzała kochająco na dziecko, które na własnych nogach stało w progu.
- ZUKO! - Krzyknęły dzieci - Możesz już chodzić? Nic Cię nie boli? - zapytała szybko Katara.
- PO OBIEDZIE PÓJDZIEMY NA DWÓR! NA SANKI! - Krzyknął Sokka.
- No już dzieciaki. Zuko musi jeszcze uważać. Bez szaleństw, rozumiemy się? - Uśmiechnął się Hakoda i zdjął swoją kurtkę. Zuko złapał za swoją chcą również ją ściągnąć gdy nagle się zaciął. Jak zdejmie kurtkę to zobaczą bliznę. Z-zobaczą ją. Kanna westchnęła współczująco. Rozmawiała z Katarą i Sokką gdy Hakoda i Zuko byli u Atki. Wyjaśniła wszystko i prosiła by dzieci się nie bały, nie patrzyły a przede wszystkim nie komentowały w taki sposób by chłopcu było smutno. Jej wnuki obiecały, jednak nigdy nie wiadomo jak zareagują. To w końcu dzieci, nie przyzwyczajone do takiego widoku, nie na ciele ich rówieśnika. Hakoda kucnął obok chłopca, któremu świeczki tańczyły w oczach. Zsunął mu kaptur, chłopiec natychmiast skulił głowę jeszcze bardziej. Sokka z Katarą wiedzieli o co chodzi i na powrót zajęli się przygotowaniami do posiłku. Wódz pochylił się nad dzieckiem, objął go silnymi ramionami i zaczął szeptać - Nie masz się czego wstydzić. Wszystko gra - Jak bardzo Hakoda chciałby go nazwać synem w tym momencie, lecz nie wiedział jak chłopiec na to zareaguje, skoro poprzednia osoba, która go tak nazwała, wyrządziła mu okropną krzywdę - Dużo wojowników ma blizny takie jak twoja. I się ich nie wstydzą. Nie pokazuje ona twojej słabości - podkreślił - to tylko blizna. Kolejny szczegół w twoim niepowtarzalnym wyglądzie, mój wojowniku - Chłopiec kiwał głową wycierając łzy. Mężczyzna złapał za krawędź kurtki i jednym, delikatnym ruchem zdjął ją z księcia. Ręka chłopca natychmiast poleciała do szyi by ją zakryć, jednak Hakoda go uprzedził łapiąc za dłoń Zuko - Nie dotykaj, podrażnisz - Natychmiast przytulił chłopca dodając mu odwagi. Zuko ścisnął mocno szyję wodza. Gdy w końcu był gotowy puścił szyje Hakody i złapał go za rękę. Obaj podeszli do ogniska. Sokka i Katara patrzyli na Zuko. Przez chwilę ze zgrozą patrząc na fragment blizny wystający spod ubrania, zahaczający o policzek, ciągnąc się przez cały lewy fragment szyi i dalej chowający się pod bluzą. Na szczęście książę skupił się by się nie wywrócić więc nie widział tego. Natychmiast gdy Kanna chrząknęła, dzieci opamiętały się.
- Chodzisz - Stwierdził poważnie Sokka i klasnął w dłonie - Idziemy na dwór! - Zuko spojrzał na młodszego chłopca, który szczerzył zęby. Nie przestraszył się. Nie odsunął. To był dalej jego kolega!
- Będziesz musiał mu jeszcze pomagać - zaznaczył tata - Po złamaniu, trzeba trochę ćwiczeń by znowu biegać.
- No jaha! - Przytaknął Sokka. Gdy tylko Hakoda i Zuko usiedli przy ognisku, Katara podbiegła do taty i wpakowała się na jego kolana. Wódz natychmiast objął swoją córkę rękami. Dziewczynka lekko przygryzła wargę. Blizna księcia wyglądała strasznie. Lecz nie to ją zmartwiło. Katara widząc to natychmiast pomyślała jak bardzo musiało to boleć, przestraszyła się nie Zuko, a bólu jaki musiał przeżyć. Natychmiast zaczęła współczuć swojemu przyjacielowi. Po chwili smutek i strach zmienił się w złość, jak mogli mu coś takiego zrobić!

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant