Fight fire with fire

498 24 4
                                    

Zuko obudził się sam. Nikogo wokół nie było, cisza nie podobna do tej jaka była na statku. Usiadł nasłuchując, że może ktoś jednak jest w domu i wcale nie został całkiem sam, tak jak na tej szalupie. Konwulsyjnie przełknął ślinę gdy nie usłyszał nawet szumu wiatru. Niemożliwe, nie ogłuchł przecież. Chciał wstać by znaleźć, tak właściwie kogokolwiek. Nie chciał być sam. Gdy tylko odrzucił futra na bok dostrzegł usztywnioną małymi deseczkami i bandażem nogę. No tak, przecież nigdzie nie pójdzie. Telepiącą się ręką, odsłonił zdecydowanie zbyt długie włosy z oczu. "Wszystko w porządku, nie jesteś sam, NIE JESTEŚ, nie porzucili mnie" powtarzał mając w nadziei że w końcu uwierzy swoim własnym szeptom. Jak grom trafiło go wszystkie jego dotychczasowe zachowania. To jak znieważył Hakodę zachowując się jak dziecko i przytulając się do niego bez jego zgody. W ogóle przytulanie się, to jest dla dzieci! On ma 8 lat, jest na to za duży! Przynajmniej to powtarzał Ozai, gdy Zuko nieśmiało szukał jego dotyku, gdy w tym samym czasie Azula siedziała ojcu na kolanach. Azula może, jest młodsza. On ma 8 lat, jest już na tyle duży by zachowywać się "jak przystało". Lub to jak płakał mu w ramiona, łzy są oznaką słabości. Zuko jest słabeuszem. Nie jest godzien miana księcia. Ojciec słusznie odebrał mu honor. Chłopiec dotknął jeszcze raz włosów. Serce biło coraz mocniej a płuca zaczęły dziwnie boleć. Nie mógł złapać oddechu. Jak on mógł tak znieważyć Hakodę? Osobę, która mu pomogła. W dodatku nie podziękował jak należy. Nie padł na kolana, nie podziękował za ratunek czy choćby za każdy posiłek. Hakoda go wygna, to jest pewne.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda wszedł do igloo wraz z Sokką. Oboje trzymali świeże mięso foki na dzisiejszą kolację.
- Jak myślisz śpi jeszcze? - Dopytał Sokka odkładając mięso na półkę by Kanna, która wraz z Katarą poszły wydoić Konifery, zrobiła z nich szaszłyki dzisiejszego wieczoru. Mała dziewczynka wymyśliła dzisiejsze śniadanie, czyli mleko z suszonymi płatkami z wodorostów, a jak wiadomo mleko klaczy konifera jest najlepsze i Zuko musi go spróbować.
- Zaraz się przekonamy - Hakoda odstawił pakunek po czym zajrzał do swojej sypialni. Tam dostrzegł Zuko, który znowu się hiperwentylował. Chłopiec gdy dostrzegł mężczyznę miał naprawdę zagadkowy wyraz twarzy. Z jednej strony wielka ulga i radość, z drugiej niebywałe przerażenie. Wódz nie myślał wiele, natychmiast podszedł do małego księcia i uklęknął przed nim. Zuko w tym czasie rozejrzał się panicznie i opadł na twarz, starając się przybrać jak najlepszą pozycję zważając na złamaną nogę.
- Dzi-Dzię-ę - zaczął się znowu jąkać."Co to za poza?" przemknęło przez myśl mężczyźnie.
- Zuko, musisz podnieść głowę i się uspokoić - Hakoda złapał go jak najdelikatniej pod pachy i posadził na swoich kolanach. Zuko nie przytulił się jak zwykle, pochylił twarz, na której Hakoda widział ślady łez, ręce z kolei trzymał splecione na swoich udach. Cały czas wdychał i wydychał powietrze zdecydowanie zbyt szybko - Nikt Cie tu nie skrzywdzi pamiętasz? - Zuko pokręcił głową, łapiąc ręką za materiał na klatce piersiowej. Jego płuca tak bolały - Oddychaj razem ze mną. Wdech - Zuko był sobą zawstydzony, jak zwykle nic mu nie wyszło. Nawet poniżenie się by przeprosić i podziękować nie wyszło. Poczuł jak ktoś nim trzęsie - Zuko, wdech! - W końcu chłopiec posłuchał i wziął spazmatyczny, urwany oddech - i wydech - Hakoda powtarzał z Zuko tę czynność dopóki chłopiec nie zaczął znów normalnie oddychać. Sokka w tym czasie przestraszony stał w progu zasłaniając się niebieską kotarą i słuchał - Zuko co się stało? - Zapytał wódz. Mały książę zaczął płakać.
- B-bo j-ja obudziłem się i nikogo nie b-było i m-myślałem ż-że mnie porzuciliście
- Oh dzieciaku - Hakoda objął Zuko ciaśniej, chłopiec delikatnie złapał za ubrania mężczyzny, uważając by nie urazić wodza - Mówiłem Ci, że zostaniesz tutaj póki nie wymyślimy z plemieniem co dalej i dopóki tu jesteś, niczym nie musisz się martwić. Już więcej nikt Cię nie zostawi - Zuko pociągnął nosem - Dlaczego pochyliłeś głowę jak się zbliżyłem? - Zuko zarumienił się i nerwowo przełknął ślinę.
- J-j-ja - jąkał się - J-a ch-chciałe-em
- Zuko, weź głęboki, spokojny wdech i na spokojnie powiedz mi co myślałeś. Obiecuję że nie będę zły - Hakoda jedną ręką kręcił koła na plecach dziecka. Zuko przymknął oczy i zrobił co wódz kazał.
- Chciałem przeprosić za okazanie braku szacunku i należycie podziękować - wyszeptał - Ale jak zwykle mi się nie udało, jestem nieudacznikiem - Hakoda był przerażony takimi słowami, które wypowiedziało dziecko. Wziął głęboki oddech.
- Nie jesteś nieudacznikiem Zuko. Jesteś silny i dzielnym chłopcem i w żaden sposób nie okazałeś mi braku szacunku, nie masz za co przepraszać, a za pomoc już nam podziękowałeś, to wystarczy.
- Okazałem - wypłakał - nie powinienem cię dotykać bez twojej zgody. A ja to zrobiłem i robię nadal. Nic nie jestem wart, on dobrze zrobił że
- Nie kończ Zuko - powiedział wódz delikatnie jeszcze bardziej wtulając trzęsące się dziecko do siebie - Nic co zrobił czy powiedział Ozai nie było dobre. W żadnym przypadku nie powinien Cię tak traktować, cokolwiek byś nie zrobił, cokolwiek byś nie zmajstrował - Zuko już pewniej złapał się Hakody - Jesteś jeszcze dzieckiem, to normalne że potrzebujesz by ktoś był przy tobie i to całkowicie normalne że chcesz się do kogoś przytulić.
- On powiedział że jestem już za duży by się przytulać czy go dotykać w sposób - szukał przez chwilę słowa, lecz nie znalazł.
- Na co? - Palnął Sokka. Hakoda obrócił się i ujrzał jak jego syn idzie w ich stronę - Nigdy się nie będzie za dużym na przytulanie! - Sokka powtarzał słowa swojej matki, na co wódz uśmiechnął się ciepło - Moja mama zawsze mówiła - Sokka usiadł ze skrzyżowanymi rękami na przeciwko - że nawet jak będę dorosłym wojownikiem, to będę chciał się przytulić! Do niej, czy do mojej żony, jednak blee - Sokka wysunął język i skrzywił się na co Zuko lekko uniósł kąciki ust - NIGDY SIĘ NIE OŻENIE! Dziewczyny są fuuuj - Hakoda przewrócił oczami
- Twoja mama była dziewczyną.
- Nie prawda! Moja mama była moją mamą! - Sokka dokładnie tak jego tata przewrócił oczami - Jej już nie ma, ale jest mój tata, i jak mogę go nie przytulić gdy wraca z wyprawy?! - Sokka mówił słowa, które dla niego były oczywiste a dla Zuko były czysta abstrakcją. Nigdy nie widział by jego ojciec przytulał mamę.
- Sokka ma rację Zuko. Przytulanie nie jest niczym złym i nie ma ustalonego limitu wieku.
- M-moja mama też tak mówiła, a-ale on...
- Nie miał racji i zapamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść i się przytulić
- Ty nie jesteś moim t-t
- Już shh - uciął przyjaźnie Hakoda i ochraniająco przycisnął do siebie Zuko po czym wysunął rękę by objąć swojego mądrego syna. Sokka chwilę się wahał, w końcu jest już DUŻY, jednak po chwili Hakoda trzymał obydwoje chłopców na kolanach i tulił do swojej piersi. Trwali tak chwilę gdy nagle do pokoju wbiegła Katara i rzuciła się od tyłu na szyję Hakody.
- JA TEŻ CHCE! - Śmiała się radośnie. Wszyscy prócz Zuko zaczęli się śmiać. Chłopcu drgnęły wargi i schował twarz w klatce piersiowej Hakody - Przyniosłyśmy mleko!
- Dokładnie moi państwo, czas na śniadanie - powiedziała Kanna wychylając się zza kotary. Gdy ujrzała całą scenkę uśmiechnęła się ciepło, z drugiej jednak strony poczuła wtedy, że Hakoda może zechcieć zatrzymać dziecko z Narodu Ognia. Nie było to złe rozwiązanie, jednak jeśli wioska za bardzo będzie się go bać, to dziecko nie będzie mogło zostać. Gorzej, co jeśli chłopak okaże się niebezpieczny? Nie raz widziała Katarę tkająca wodę przez sen. Woda nie spali ich domu, ani nie zrobi krzywdy, co innego ogień, chłopiec może nie zapanować nad swoimi umiejętnościami bez treningu. Nawet mała iskierka może sparzyć. Westchnęła, wszystko rozwiąże się dziś po południu.
- Zobaczysz jakie jest dobre! - Katara ciągnęła dalej odrywając się od Hakody - No chodźcie!
- Leć Sokka, pomoge Zuko się przebrać - Chłopiec pokiwał głową i chwilę jeszcze przyglądał się Zuko. Naród Ognia jest naprawde dziwny jeśli ten chłopiec jest jednym z nich, chociaż Sokka szczerze w to wątpił. Może Zuko wygląda jak oni i włada ogniem jak oni, to jednak po za tym w ogóle ich nie przypomina. Mały wojownik w końcu odczepił się od Hakody i poleciał za Katarą do największego pomieszczenia. Kanna oparła ręce o ramiona dzieci
- Dzień dobry Zuko - rzuciła uśmiechając się do chłopca i wyszła.
- Jak zjemy śniadanie, moja mama chce Ci wyrównać włosy tak jak mówiła, potem wybierzemy się do Atki, by sprawdził czy wszystko w porządku - tłumaczył wódz sięgając po ubrania Zuko.
- Proszę p-pana? - Zapytał chłopiec, zastanawiając się czy dobrego określenia użył.
- Wystarczy Hakoda - wódz uśmiechnął się.
- Co się ze mną stanie? - Zapytał. Hakoda spojrzał w oczy chłopcu.
- Nie będę Cię okłamywać Zuko, póki plemię nie zdecyduje nie mogę Ci tego powiedzieć, ale przyrzekam że nawet jeśli członkowie mojego plemienia stwierdzą, że nie możesz tu zostać - Zuko wstrzymał oddech w przerażeniu. Wygnają go... - dopilnuję byś trafił do kogoś kto się tobą zajmie i Cię pokocha - Mały książę uśmiechnął się krzywo.
- Nikt mnie nie będzie chciał - wyszeptał - mój własny ojciec mnie nie chciał... - Hakoda milczał przez chwilę dobierając słowa.
- On jest wyjątkiem. Zobaczysz, znajdziemy ludzi, którzy Cię zechcą - pocieszył i pomógł Zuko założyć ubrania.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- Choć mały wojowniku, wyrównamy Ci włosy - Kanna skończyła wraz z Katarą myć naczynia po śniadaniu i podeszła do Zuko, który słuchał jak Sokka opowiada i pokazuje mu jego drewniany bumerang. Zuko przez całe śniadanie był cicho, co jakiś czas dyskretnie patrząc na Hakodę. Za każdym razem gdy Hakoda spotkał wzrok chłopca uśmiechał się, na co mały, speszony wbijał oczy w miskę z jedzeniem. Rozluźnił się dopiero gdy Sokka przyniósł swoją zabawkową broń do treningu. Zuko spojrzał w oczy starej kobiecie, zza jej pleców wysunęła się Katara. Nieśmiało mieliła swój sweter i zapytała.
- Mogę Ci wpleść niebieskie koraliki? Takie jak ma mój tata? - Zuko pokiwał delikatnie głową, na co Katara podskoczyła uradowana.
- TYLKO WPLEĆ JE MU JAK MĘŻCZYŹNIE! - Wytknął Sokka. Dziewczynka splotła ręce i przybrała naburmuszoną minę.
- Oczywiście, tylko tobie wplatam jak dziewczynie!
- CO?
- No już krzykacze - Pouczył Hakoda strugając mały statek-zabawkę z drewna - bez kłótni mi tu - Kanna zaśmiała się i podniosła Zuko.
- Jak skończymy dostaniecie jakieś przekąski, jesteś za lekki skarbie. Musisz więcej jeść.
- JA CHCE KIEŁBASKI Z FOKI! - Rozentuzjazmował się Sokka.
- Sokka nie krzycz w domu - Westchnął Hakoda. Jak mogło mu tego brakować na statku. Kanna posadziła Zuko na wyższym stołu, ściągnęła bluzkę z kapturem i sięgnęła po grzebień. Katara w tym czasie szukała koralików. Zuko zaciskał oczy za każdym razem gdy nożyczki ścinały włosy. Ten dźwięk za bardzo przypominał tamtą noc, ale chciał być dzielny. Nie chciał zawieźć Hakody. Hakoda powiedział że jest silny i dzielny, musi mu pokazać że naprawdę taki jest. W końcu ostatnie kosmyki czarnych włosów opadły na podłogę. Poczuł jak jego włosy zostają zaczesane do tyłu i związane. Otworzył oczy, by ujrzeć jak Katara wraz z Kanną stoją naprzeciwko niego i krytycznie obserwują swoje dzieło. Dziewczynka pokiwała głową.
- Dobrze mi wyszło prawda? - Szukała poparcia u Kanny, która uśmiechnęła się i skinęła w aprobacie.
- Skróciłam jak najmniej się dało, niedługo włosy odrosną i będziesz mógł wrócić do dawnego uczesania - Kanna podała lusterko Zuko. Chłopiec pierwszy raz od wielu dni przyjrzał się sobie. Przez chwilę się nie poznał. Włosy, które zwykle były ciasno uczesane w "ogon feniksa", opadały luźno po bokach kończąc się tuż za uszami i zostały zawiązane na szczycie głowy w coś co, miało przypominać tradycyjny ogon wilka, jednak włosy były na samym czubku za krótkie, przez co nie wyszedł koczek a raczej drobna kitka. Po lewej stronie opadały dwa krótkie warkoczyki z niebieskimi koralikami na końcu, zaplecione przez Katarę. Przyglądał się chwilę włosom, po czym zerknął na twarz. Była nienaturalnie blada i miała jakiś taki, inny kształt przy policzkach. Obrócił głowę delikatnie na lewo by przyjrzeć się opatrunkowi, który lekko zachodził na twarz. Od razu wypełniło go przerażenie co jest pod nim. W końcu odsunął od siebie lusterko nie chcąc więcej patrzeć na swoją zhańbioną twarz.
- Tak mi się podoba - wyszeptał - dziękuję - Katara wyszczerzyła zęby.
- Jestem z ciebie dumny - powiedział Hakoda opierając rękę na ramieniu swojej córki - No to teraz idziemy do Atki - Hakoda sięgnął po niebieską kurtkę. Kanna w tym czasie sprawnie pomogła Zuko się ubrać. Chłopiec mimo że już praktycznie nie czuł bólu, to nadal unoszenie lewej ręki sprawiało niemały dyskomfort, przez co potrzebował pomocy. Stara kobieta nim zrobiła miejsce Hakodzie, podała Zuko skrawek suszonego mięsa, na co chłopiec pokręcił głową. Nie może wyjadać im zapasów, nie jest członkiem ich plemienia, nie może żerować i tak zrobili dla niego wiele. Kanna lekko się skrzywiła i zaczęła mruczeć pod nosem że Zuko powinien więcej jeść! Gdy Hakoda podszedł do małego księcia ten bezwiednie uniósł ręce, by za chwilę opleść je wokół szyi wodza. Mężczyzna oparł opiekuńczo wolną rękę na plecach księcia - Babcia przyprowadzi was za chwilę do Zuko.
- Dlaczego? Nie wracacie tutaj? - Zapytał Sokka walcząc z przekąską.
- Zwołujemy radę plemienia, a dzieci w tym nie uczestniczą - pouczył jego tata. Sokka naburmuszył się.
- Ale ja jestem już duży!
- Pogadamy jak dostaniesz prawdziwy bumerang - Hakoda zmierzwił włosy syna i wyszedł z igloo.
- Babciu? - okrągłe oczy Katary wwiercały się w starą kobietę.
- Hm?
- Zuko tu zostanie prawda? Powiedz że zostanie!
- Moja wnuczko, to zależy od plemienia, jeśli oni się zgodzą... - Kannie lekko opadły ramiona.
- Powiesz im że Zuko nie jest z Narodu Ognia? - Sokka wstał i również staną przed swoją babcią.
- Co masz na myśli?
- No bo on się tak nie zachowuje. Naród Ognia jest zły, a Zuko cały czas się boi, przeprasza i płacze. Zdecydowanie nie jak Naród Ognia - Katara pokiwała głową w pełni zgadzając się ze starszym bratem.
- Mało jeszcze życia znasz Sokka - zaśmiała się Kanna.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda szedł przez wioskę coraz kiwając głową na powitanie swoich ludzi. Jedni uśmiechali się, inni krzywili na widok dziecka w jego ramionach. Całą wioskę juz obiegła wiadomośc że Hakoda ma dziecko z Narodu Ognia w swoim domu. Zuko siedział spokojnie na przedramieniu wodza i zakapturzoną głowę wbijał w jego puchową kurtkę. Normalnie zapewne by obserwował jaka jest tak naprawdę wioska. W końcu wczoraj gdy przybyli, ujrzał zaledwie skrawek, gdyż za duże ubranie zakrywało mu oczy, a poza tym za bardzo się bał. Dziś jest za dużo ludzi, za dużo par oczu na niego patrzy. Chciałby zniknąć, zapaść się pod ziemię, co usilnie próbował zrobić w rękach Hakody.
- Hej mały, wszystko gra. Nic złego Ci się tu nie stanie, pamiętasz? - Uspokoił wódz gdy poczuł jak głowa Zuko zaczyna zbyt boleśnie wbijać się w jego obojczyk.
W igloo Atki było znacznie cieplej niż u Hakody i wszędzie roznosił się przyjemny zapach suszonych ziół. Uzdrowiciel obrócił się znad stołu gdy Hakoda z Zuko na rękach weszli do środka.
- Czekałem na was - powiedział ponownie skupiając się na tarciu ziół - posadź Zuko na stole - wskazał miejsce, na którym natychmiast znalazł się mały książę. Hakoda sprawnym ruchem ściągnął wierzchnią kurtkę z dziecka a następnie bluzkę. Mężczyzna odsunął się lecz nadal stał blisko, gotów w każdej chwili zareagować, gdyby coś się wydarzyło - to najpierw ręce - Atka zaczekał aż Zuko sam je wysunie, po czym szybko obejrzał rany, wmasował maść i nie bandażował ich ponownie - Nadgarstki ładnie ci się goją. Nie trzeba już opatrunku - Książę pokiwał głową - Nie będę ruszać nogi, słyszałem że Kanna ją widziała, więc nie ma potrzeby jeśli nie zauważyła nic niepokojącego. Jak z twoją szyją? Boli nie boli? - Zuko wahał się przez chwilę, a Atka w tym czasie odsłaniał oparzenie.
- B-boli jak podnoszę rękę, a tak to już nie - lekarz pokiwał głową.
- To dobrze. Widzę że nawet zakażenia już prawie nie ma. Może zaszczypać - ostrzegł tuż przed tym jak maść dotknęła wrażliwego miejsca na skórze dziecka.
- Ah-a au - pisnął książę. Hakoda natychmiast oparł rękę na łopatkach dziecka. Chłopiec rozluźnił się lekko.
- Jesteśmy w domu, więc mam więcej ziół. To co Ci nałożyłem niestety szczypie, ale za to naprawde przyspiesza gojenie. Za kilka, kilkanaście dni max nie będziesz już potrzebować opatrunku - Atka odsunął się by Hakoda mógł z powrotem nałożyć Zuko wierzchnią bluzkę.
- K-kiedy - zaczął bardzo niepewnie chłopiec, na co lekko zdziwiony, że w końcu coś powiedział, uzdrowiciel obrócił głowę - K-kiedy będę mógł chodzić? - piwne tęczówki po raz pierwszy patrzyły prosto na niego.
- Jak opuchlizna zejdzie całkowicie i nie będzie Cię boleć gdy staniesz na tą nogę. Jeszcze dobre dwa, trzy tygodnie myślę, miałeś szczęście że to tylko pęknięcie - Na twarzy Atki mignął współczujący uśmiech na co sam Hakoda zwrócił uwagę. Wiecznie poważny Atka się uśmiecha? No ładnie.
Hakoda posadził Zuko przy ognisku gdy do igloo wpadła Katara i Sokka.
- I CO WIESZ KIEDY SIĘ Z NAMI BĘDZIESZ GANIAĆ? - Krzyknął w progu Sokka.
- Sokka! - zganił śmiechem Hakoda. Zuko zmieszał się lekko a Atka przewrócił oczami, nigdy nie będzie mieć dzieci.
- Może za dwa, może za trzy tygodnie. O ile dalej - Nie dokończył chłopiec gdyż Sokka wraz z Katarą natychmiast rozłożyli przed nim zabawki.
- To będziemy się bawić w środku, poznasz fajność śniegu później! Wybieraj wojownika!
- Ja będę wojowniczką tkającą wodę! - Katara uniosła swoją lalkę wraz z niebieską chusteczką, która imitowała wodę w zabawie.
- Jak zawsze - mruknął Sokka - Ja jestem nieustraszonym wodzem z BUMERANGIEM, NAJWSPANIALSZĄ BRONIĄ NA CAŁYM BIEGUNIE POŁUDNIOWYM!
- Sokka - Hakoda przewrócił oczami - przyjdę po was za jakiś czas. Sokka, zajmij się Katarą i Zuko, nie waż mi się iść podsłuchiwać!
- Nie przeszkadzaj i nie mów co ma robić NIEUSTRASZONY WÓDZ - Sokka uniósł w górę drewnianą figurkę i szeroko wyszczerzył zęby. Hakoda prychnął i pomachał dzieciom na do widzenia - No Zuko wybieraj, kim chcesz być.
- Ale, w jakim celu? - Sokka z Katarą wymienili zdziwione spojrzenia.
- No w celu zabawy, wybieramy postać i bawimy się że walczymy z żołnierzami ognia albo ratujemy przerażonych wojowników ziemi. Nigdy się w coś takiego nie bawiłeś?
- Ojciec zawsze mówił że jestem za duży i jedyne czego potrzebuję to trening i nauka, by nadgonić moją siostrę.
- O masz siostrę? - zainteresowała się Katara - Jak ma na imie i ile ma lat?
- Azula i 6.
- O to tyle co ja! Jaka jest?
- Niemiła - mruknął Zuko wspominając wszystkie docinki swojej młodszej siostry - Ty jesteś znacznie lepsza od niej - skwitował po cichu, na co Katara uśmiechnęła się szeroko.
- Powiem Ci tak Zuko, twój tata jest głupi. Ja jestem duży a nadal lubię się bawić.
- Ja jestem starszy...
- A o ile, ja mam 7? - Sokka skrzyżował ręce.
- O rok...
- To tyle co nic, wybieraj postać i się bawimy. Szybciej wtedy tata wróci i pójdziemy coś zjeść! - Zuko spojrzał na figurki leżące przed nim. Na początku przyjrzał się magowi ognia, który złowrogo wyszczerzył zęby i władał ogniem. W myślach mignął mu zdaje się teraz taki sam żołnierz, który tamtej nocy brutalnie zgarnął go z podłogi a następnie wrzucił do zimnej celi na statku. Zmarszczył brwi i nie myśląc zgarnął figurkę wojownika w wilczym pancerzu z krótkim mieczem.
- U to zwiadowca, patrzy czy jest bezpiecznie i atakuje znienacka - wytłumaczył szybko Sokka po czym dzieci zaczęły się wspólnie bawić. Małemu księciu chwilę zajęło domyślenie się o co tak dokładnie chodzi, ale po chwili ruszał swoim wojownikiem i wywracał wrogów plemienia i bardzo dobrze się z tym czuł że to Naród Ognia.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda wszedł do swojego igloo gdzie zebrali się już wszyscy z plemienia. Najważniejsi mężczyźni i kobiety usiadły w kręgu wokół paleniska, reszta w tym młodzi wojownicy stali tuż za nimi. Hakoda zajął miejsce obok Bato, uniósł rękę na znak ciszy i rozpoczął obrady.
- Zacznijmy może od kwestii naszego rozbitka - Mężczyźni pokiwali głowami - Jak pewnie już wszyscy wiecie, podczas ostatniej wyprawy znaleźliśmy po środku oceanu dziecko w małej łódce. Chłopiec należący do Narodu Ognia był wyziębiony, odwodniony, wygłodzony i pobity. Na szyi ma rozległą ranę od ognia i złamaną nogę. Nie wiedzieliśmy czy przeżyje gdy zabieraliśmy go na nasz statek. W trakcie rozmów z nim dowiedziałem się że ten chłopiec nazywał się Zuko, ma osiem lat, włada ogniem - po członkach plemienia przeszedł zdenerwowany szmar - i jest wnukiem Władcy Ognia Azulona.
- SŁUCHAM? - Palnęła jedna z kobiet, po chwili dyskutowano między sobą. Głównie kobiety, które nie znały jeszcze tej informacji
- Jak mogliście go zabrać do naszej wioski - powiedział ktoś z tłumu.
- On jest niebezpieczny, jak Azulon się dowie wszyscy zginiemy!
- Naśle na nas całą armię!
- Cisza - upomniał Bato - Największa i najrozleglejsza rana, którą ma to dziecko pochodzi od ręki jego własnego ojca. Więc on najlepiej wie jak bestialski jest Naród Ognia i jak niebezpieczny jest sam ogień. Wątpię również by ktoś go szukał, skoro Ozai skazał go na śmierć.
- Dokładnie. Ozai, syn Azulona wypalił mu piętno na szyi.
- Nie wzbudzaj w nas współczucia wodzu!
- Przedstawiam fakty Yuga - Hakodzie nawet brew nie tknęła - Nie zamierzam was prosić o litość nad tym dzieckiem, prosze was o rady co z nim mam zrobić?
- Odesłać
- Dokąd? Gdzie to dziecko będzie bezpieczne?
- To nasz wróg, co nas to obchodzi...
- YUGA - zganił jeden z wojowników swoją własną żonę - Naród Ognia zabrał nam syna, a tego chłopca własny ojciec podpalił i skazał na śmierć! Sądzę że to dziecko równie mocno nienawidzi Narodu Ognia co my - Szmer zgody przeszedł po tłumie.
- Chcę tylko powiedzieć - Zaczął Atka, na co wszyscy obejrzeli się ze zdziwieniem. Uzdrowiciel prawie nigdy nie udzielał się podczas obrad - że ten mały mocno przywiązał się do wodza. Szuka go wzrokiem, rozluźnia się przy nim. Bezwiednie naśladuje jego ruchy jak szczenię. Dodatkowo zaczął odrzucać wszystko co jest związane z jego ojczyzną, wydaje mi się, że nie chce mieć z nimi już więcej nic wspólnego.
- Może wyrosnąć z niego niezły wojownik - Dokończył Sitka.
- Zwalczać ogień ogniem? - Dopytał się Amruq - To może być ciekawe.
- Po za tym spójrzmy prawdzie w oczy, nie mamy zapasów na dopłynięcie do chociażby pierwszej zamieszkanej wyspy - Wytknął Denahi - Zbliża się noc polarna. Nikt o zdrowych zmysłach nie przybędzie, ani nie wypłynie z bieguna.
- Noc polarna może być decydująca - Zaczęła spokojnie Kanna - To dziecko może jej nie przeżyć. W Północnym Plemieniu, gdzie się wychowałam, jak wielu z was wie, gdy złapano maga ognia, nie zabijano go. Przetrzymywano ich w lodowych celach, ponieważ zimno obniżało ich umiejętności i czekano na noc polarną, która praktycznie wszystkich zabierała do duchów - Wszyscy milczeli przez dłuższy czas i trawili całą sytuację.
- Jaki jest ten chłopak? - Zapytał Keenay.
- Jest zamknięty w sobie, ma koszmary - powiedział szczerze Hakoda - boi się wszystkiego, cały czas przeprasza, często płacze i boi się odezwać.
- Nie dziwne po tym co przeszedł - mruknął Bato.
- Czy kiedyś użył ognia, by choćby się bronić?
- Nie. Ogień w pobliżu jedynie reaguje na jego emocje, co zauważył Sokka, ale w naprawdę niewielkim stopniu. Sądzę, że za bardzo się boi by tkać.
- Nikt nie zasiał w nim jeszcze nienawiści do innych. Jak się dogaduje z twoimi dziećmi?
- Jest nieśmiały, ale z każdą chwilą coraz bardziej się otwiera.
- Ano, widziałam jak niosłeś go do Atki. Bardziej skulone widziałam chyba tylko szczenię wilkopsa w zimie - zaśmiała się jedna ze starszych kobiet.
- To tylko dziecko, niczemu nie jest winne - Spokojnie odparła jedna z kobiet - zaślepia Cię nienawiść Yuga - Kobieta fuknęła gdy usłyszała krytykę.
- Niech tu zostanie, jeśli przeżyje noc polarną uznam go za członka plemienia - Keenay skrzyżował ręce i czekał na reakcję swoich współplemieńców.
- Ja również - odezwał się Atka, a jego brat natychmiast mu zawtórował.
- Od wspólnego wyplatania sieci, ja już go uznaje za jednego z nas - rzucił Rohan z kąta. Na co jego matka obejrzała się i z uśmiechem pokręcił głową. Po dłuższej chwili całe plemię, z wyjątkiem paru osób kiwało z aprobatą głową. Odpowiadał im taki plan.
- Jeśli przeżyje, przywitamy go jako członka plemienia wraz z innymi dziećmi, które przetrwały pierwszą noc polarną - odezwał się kolejny głos.
- Jeszcze dwie kwestie, z kim to dziecko zostanie i co jeśli jednak okaże się zagrożeniem dla nas? - Zapytała Dakota, matka dwójki najmłodszych członków plemienia, urodzonych ledwie tydzień wcześniej.
- Mówiłem to już na statku do naszych wojowników, a teraz mówię to do wszystkich, jeśli ten malec, w co szczerze wątpię, okaże się groźny to osobiście się go pozbędę. Naprawde współczuje temu dziecku, i jestem sfrustrownay sposobem w jaki go potraktowano, to jednak jak Wódz mam obowiązek chronienia plemienia, więc nie zawaham się - plemię odetchnęło.
- Dziecko potrzebuje rodziny - Kanna spokojnie przeszła do następnego problemu - Nie ludzi, którzy dadzą mu schronienie i posiłek, a rodziny, która na nowo zbuduje mu dobre wartości, pokocha i naprawi skrzywiony obraz więzów rodzinnych. Widać gołym okiem że od zawsze był odrzucony, niesamowicie lgnie do bliskości.
- Ktoś go musi pokochać, wychować i brać odpowiedzialność gdy coś przeskrobie - rzucił Sitka.
- Czy ktoś zechciałby zaopiekować się Zuko? - Zapytał Hakoda. Kilka par zaczęło żywo dyskutować między sobą. Bato złapał za ramię wodza i szepnął mu do ucha.
- Zobaczysz, ciebie wrobią - braci krwi dyskretnie się zaśmiali.
- Hakoda wydaje mi się że to musisz być ty - powiedziała po dłuższej chwili jedna z kobiet.
- Mówiłem - mruknął rozbawiony Bato.
- Tak będzie najlepiej. Z opowieści wynika że tobie ufa najbardziej. Znasz już tego chłopaka a poza tym masz już jednego maga w swojej rodzinie - Hakoda pokiwał głową.
- Więc czy mam zaopiekować się chłopcem z Narodu Ognia i uznać go za swojego syna? - Wszyscy w milczeniu kiwnęli głowami - Czy ktoś się sprzeciwia temu by Zuko został w plemieniu?
- Ja - odezwała się Yuga - Lecz jeśli zostanie u ciebie wodzu, to będzie w porządku.
- Ktoś jeszcze? - Cisza - Przesądzone. Zuko zostaje w plemieniu, a ja oficjalnie biorę za niego odpowiedzialność, co za tym idzie jeśli ktoś go skrzywdzi - spojrzał ukradkiem na trójkę chłopców po przeciwnej stronie - będzie miał do czynienia ze mną. Teraz przejdźmy do następnych kwestii.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Iroh i Lu Ten pływali okrętem po wodach Narodu Ognia. Od kilku dni przeczesywali teren w tą i z powrotem.
- Jakieś ślady księcia? - Zapytał Lu Ten obserwatora na bocianim gnieździe.
- Pusto, kilka naszych okrętów jedynie.
- Szukaj dalej - westchnął książę i ruszył pod pokład do swojego ojca. Znalazł Iroh siedzącego przy herbacie i obracającego perłowy sztylet, który miał wręczyć Zuko jak tylko wróci - Dalej nic - mruknął. Generał przymknął oczy - Nie dziwne Ojcze że wuj Ozai nie pływa wraz z nami? - Lu ten zajął miejsce obok i nalał sobie naparu z jaśminu.
- Mój brat angażuje się w poszukiwania na lądzie. Chociaż to za dużo powiedziane - Młody książe zmarszczył brwi, co nie uszło uwadze Iroh - To Ozai stoi za uprowadzeniem księcia Zuko - Lu Ten zakrztusił się.
- Słucham? Jak on mógł...
- Nie możesz nikomu o tym powiedzieć, wiedzą jedynie najbardziej zaufani. Jeśli poddani dowiedzą się że drugi książę za tym stoi, stracą do nas zaufanie a Naród Ognia może upaść. Cios w rodzinę królewską to cios w cały naród. Niestety mój brat nie jest tego świadomy. Trzeba odnaleźć Zuko, choćby jego ciało - po policzku Smoka Zachodu spłynęła łza. Ojciec z synem w ciszy dokończyli herbatę.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Azulon siedział dumnie na tronie, przed nim klęczeli Ozai wraz z Azulą.
- Strata Księcia Zuko, musiała być dla was wielką stratą.
- Jest Władco Ognia - Ozai pochylił głowę - Dziękuję za okazane wsparcie - Azula patrzyła wprost na swojego dziadka, coś jej nie pasowało.
- To zdarzenie pokazało nam że w pałacu nie jest bezpiecznie. Azulo - Dziewczynka wstała - Zdecydowałem że pójdziesz do Prywatnej Akademii Ognia dla dziewcząt - Ozai zagryzł zęby - Nie mogę ryzykować utraty kolejnego wnuka i to tak utalentowanego. Tam będziesz znacznie bardziej bezpieczna.
- Ojcze - zaczął Ozai.
- Zdecydowałem - Azulon uniósł rękę by uciszyć swojego syna - Poznasz tam nowych przyjaciół i skupisz się na nauce i treningu, a to jest teraz najważniejsze. Podejrzewam że miejsce, w którym porwano brata i zginęła matka nie należy do najprzyjemniejszych. Wrócisz dopiero gdy będziesz w stanie sama się bronić. A na tym nam zależy, prawda Książę Ozai?
- Tak Władco Ognia.
- Dobrze, wyruszysz jak najszybciej księżniczko - mina dziewczynki się nie zmieniła. Była poważna i słuchała wszystkiego w skupieniu. Kompletnie nie wiedziała co o tym myśleć. Czyżby to sprawa tego grubego stryja? Nie ważne. Ma wykonywać rozkazy Władcy Ognia, tak jak wpajał od zawsze jej to ojciec.
- Dam z siebie wszystko Władco Ognia - Azulon uśmiechnął się.
- Nie wątpię, tego oczekuję po księżniczce. Możecie odejść, zacznij się pakować Azulo - Dziewczynka ukłoniła się pięknie i wyszła z sali tronowej. Ozai cały czas tkwił w tym samym miejscu - Czy coś jeszcze Książę Ozai?
- Poświęciłem coś cennego - Zaczął poważnie - jestem godzien miana Władcy Ognia - Azulon zaśmiał się.
- Ty? Bez męskiego następcy nic nie jesteś wart - Ozai wściekł się i stanął na równe nogi - Nawet nie angażujesz się w poszukiwania własnego syna, ludność to źle odbiera Ozai. Niszczysz sobie reputację, którą mógłbyś wykorzystać. Koniec na dziś - Władca Ognia wstał i dumnie wyszedł z sali.
- To na pewno nie koniec - warknął Ozai knując kolejny plan.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now