Polar Night

326 22 7
                                    

Noc polarna mijała powoli, a Zuko zapadał w coraz głębszy sen. COraz trudniej było go dobudzić. Dnie i noce spał, coraz trzęsąc się z zimna, mimo że Hakoda nie żałował mu futer a Kanna cały czas dokładała do ognia. Codziennie odwiedzał go Atka, podając napary wzmacniające i rozgrzewające. Dokładnie sprawdzał czy z dzieckiem wszystko w porządku.
- No Zuko, wstawaj. Musisz coś wypić - Powiedział delikatnie Hakoda unosząc nieprzytomnego chłopca. Usiadł za nim i oparł go o swoją pierś. Uzdrowiciel złapał za nadgarstek chłopca, po czym pokręcił głową i przyłożył dwa palce do szyi Zuko. Hakoda spojrzał na Atkę z nutą przerażenia.
- Spokojnie, jeszcze żyje, ale serce bije mu tak słabo że już nie potrafię wyczuć pulsu na ręce - wódz odetchnął.
- Mimo że wiedziałem że tak będzie, to jednak - urwał.
- Wiem. Teraz możemy mu tylko pomóc przez to przejść - Atka sięgnął po napar ziołowy, który studził się od jakiegoś czasu. Hakoda odchylił lekko głowę chłopca by łatwiej było mu przełknąć. Lekarz wlewał lekarstwo powoli. Jednak i tak stróżka ziół pociekła po wardze małego księcia. Hakoda wytarł ją ostrożnie drugą ręką. W tym momencie chłopiec uchylił powieki.
- H-hakoda? - Zapytał słabo.
- Jestem przy tobie - Serce wodza podskoczyło lekko z radości. Książę nie budził się już od kilku dni.
- D-dlaczego tak chce mi się spać?
- Jest noc polarna chłopaku - Odparł Atka szybko przygotowując zupę dla chłopca, by wypił póki jest przytomny - Jako mag ognia jesteś połączony ze słońcem. Nie ma słońca to i osłabłeś.
- Cz-czyli jak wróci słońce t-to odzyskam siły? - Hakoda z uśmiechem pokiwał głową.
- Mamy taką nadzieję. Nigdy wcześniej nic takiego nie widzieliśmy, więc musisz nam to pokazać - Chłopiec półprzytomnie mrugnął oczami. Nagle poczuł przy ustach drewnianą miskę. Nim zdążył pomyśleć co to, jego ulubiona zupa, którą robi Kanna, wlała się do jego ust. Chłopiec przymknął zmęczone oczy, po czym poczuł jak Hakoda nim szturcha.
- Jeszcze nie idź spać synu. Musisz wszystko zjeść - Synu? Dlaczego Hakoda nazwał go synem? Przecież... No tak, on jest teraz jego tatą. Przypomniało mu się. Zuko odetchnął, myślenie męczy.
- Został już tylko jeden napar. Spróbuj nie zasnąć gdy będę go robić - Atka wstał z prawie pustą miską i przeszedł do głównego pomieszczenia. Książę ciężko uniósł lewą rękę i oplótł ją wokół ręki Hakody, która podtrzymywała jego plecy. Wódz uśmiechnął się i drugą dłonią pogłaskał chłopca po włosach.
- Umrę prawda? - Mężczyzna z przerażeniem wstrzymał oddech.
- Nie, nie pozwolę na to - wydusił w końcu.
- Jest w-w-w - głęboki oddech - w porządku. Dziękuję ż-że mnie przygarnąłeś. Że mnie u-uratowałeś, że - Chłopiec zaczął słabo płakać - że pozwoliłeś mi tu mieszkać przez ten cz-czas - Hakoda zacisnął oczy odganiając łzy.
- Cały czas możesz tu mieszkać. To jest twój dom. Już na zawsze będzie. Tak krótko tu byłeś, nie zostawiaj nas jeszcze co? - Wódz uśmiechnął się przez łzy do chłopca - Jak odzyskasz siły pójdziemy na ryby razem z Sokką, na sanki. Jak będziecie starsi nauczę was polować. Walczyć mieczem i bumerangiem. Musisz jeszcze dużo zobaczyć - Chłopiec słabo wtulał się w swojego tatę i zaczą na nowo podsypiać. Gdy wódz to zauważył leciutko poruszał jego twarzą - Co jeszcze chciałbyś zobaczyć? - Chłopiec zamrugał, uniósł lekko prawą rękę by wytrzeć łzy, jednak ręka tylko odrobinę się podniosła, po czym opadła z powrotem. Hakoda natychmiast wytarł dziecku oczy.
- Chciałbym zobaczyć pingwiny. Katara mówiła że fajnie się na nich ślizga.
- O tak, są znacznie szybsze od sanek. Zabiorę waszą trójkę na pingwiny jak tylko wzejdzie słońce, zgoda?
- Obiecujesz?
- Na Tui i La. Musisz tylko przetrwać noc polarną. Zrobisz to dla nas?
- Postaram się - powiedział prawie niesłyszalnie książę. Do sypialni wszedł Atka.
- Znasz zasadę dzieciaku. Do dna - Uzdrowiciel lekko uniósł kąciki ust i pomógł przełknąć napar chłopcu. Zuko gdy tylko wziął ostatni łyk opadł tracąc doszczętnie siły. Hakoda wraz z Atką odetchnęli głęboko. Wódz ułożył chłopca z powrotem na posłaniu i przykrył go grubymi futrami.
- G-gdybym, gdybym wziął łódź i - zaczął mamrotać do siebie Hakoda
- Wodzu z całym szacunkiem ale skazałbyś siebie i Zuko na śmierć. Nie przebijesz się przez pierwsze prądy, nie mówiąc o wielkim prądzie południowym otaczającym biegun. La na to nie pozwoli. Nie w noc polarną. Poza tym, nim byś do niego dopłyną tu już będzie po przesileniu. Tutaj mam przynajmniej na niego oko. Niewiele mogę ale to lepsze niż wypłynięcie z nim na środek oceanu - Wódz nie odrywał wzroku od Zuko. Kiwnął jedynie głową.
- Wiem. Gdybam tylko - Wypuścił zrezygnowany powietrze. Nagle do sypialni wbiegła Katara wraz z Sokką.
- ZUKO! ZUKO! Byliśmy dziś u koniferów! Wiesz że jeden ma małego źrebaka? Musisz go zobaczyć! - Dziewczynka uklękła obok chłopca i zaczęła opowiadać swoje dzisiejsze przygody. Tuż za nią to samo zrobił Sokka. Od kiedy książe osłabł, dzieci codziennie opowiadały mu historie, te prawdziwe i te wymyślone, nawet wtedy gdy Zuko spał twardo i nie reagował.
- Wygląda śmiesznie, ma bardzo długie nogi - uzupełnił młodszy chłopiec. Kanna delikatnie wyjrzała zza kotary i dostrzegła puste naczynia. Uśmiechnęła się lekko, domyślając się że przynajmniej dziś chłopiec choć na chwilę się rozbudził.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Czasem Zuko odwiedzali Amruq i Rohan. Osiemnastolatkowie tak jak Katara i Sokka opowiadali mu o błahostkach nie licząc nawet że odpowie. Mały książę spał twardo, nie zważając też na ciche prośby Katary, który kładąc się tuż obok niego wieczorami szeptała by w końcu się obudził. Na początku płakała, lecz z czasem zrozumiała że nie ważne jak bardzo poprosi, jej brat nie obudzi się tak łatwo. Sokka płakał za Zuko sam. Starał się by nikt nie zobaczył jego łez. Jedynie Hakoda brał go czasem na kolana i pocieszał. Chłopiec o to nie prosił, ale bardzo potrzebował.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Iroh po zostaniu Wielkim Lotosem specjalnie zajął swoje myśli sprawami organizacji. Za każdym razem gdy zaczynał myśleć o Zuko jego serce pękało za każdym razem na nowo. Ból tego że nie może dotrzeć na biegun południowy i uratować chłopca przypominało mu czasy gdy przez kilkanaście tygodni siedział obok łóżka nieprzytomnego syna po oblężeniu Ba Sing Se. Boli tak samo, jednak wtedy była nadzieja że Lu Ten się zbudzi, teraz nadzieja umiera z każdym dniem. Przeglądał więc kandydatów na nowych członków. Było wiele nazwisk do rozpatrzenia. Najwięcej oczywiście z Królestwa Ziemi. Książę spostrzegł iż pomimo charakteru i wszechobecnej propagandy oraz uwielbienia mieszkańców Narodu Ognia pojawiło się kilka nazwisk z jego ojczyzny. Iroh lekko się uśmiechnął dostrzegając swojego lekarza pokładowego oraz Piandao. Już nie taki młody szermierz dalej brał aktywnie udział w walkach, zastanawiające więc było co zrobił że Biały Lotos zwrócił na niego uwagę jako potencjalnego członka. Złożył dokumenty do skrytki i skierował się ku kajucie medyka. Musi z nim pomówić.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Pewnego razu, gdy Kanny nie było w igloo, a Sokka wraz z Hakodą wyszli po drewno, Katara sprawowała pieczę nad Zuko. Patrzyła smutno na nieruchome ciało swojego przyjaciela i mówiła, trochę do niego, a trochę do siebie.
- Zuko, tata powiedział że śpisz bo nie ma słońca. Ale ty jesteś z Plemienia Wody. Ty nie potrzebujesz słońca. Od k-kiedy tu przybyłeś - pojedyncze łzy pociekły po pucołowatej buzi - j-jesteś, jesteś z-z wody, a woda dostosowuje się. Nie poddaje się, bo nie ma głupiego słońca. W-więc obudź się. Sokka posmutniał od kiedy śpisz i tata jest smutny i babcia. Po prostu otwórz oczy - Jednak Zuko ani drgnął.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Kuzon mieszał właśnie zioła gdy wszedł Książę Koronny. Natychmiast wstał i skłonił się nisko, mimo że plecy boleśnie dawały o sobie znać. Nie był już młodzieniaszkiem.
- Mój Panie. Co Cię do mnie sprowadza?
- Przyszedłem porozmawiać - Odparł spokojnie Iroh siadając na jednym z krzeseł.
- Tak?
- Ile już masz lat?
- Oh Panie - Starzec zaśmiał się drapiąc głowę i siadając na krześle obok - Kto by to liczył. Ale pamiętam jeszcze czasy gdy magowie powietrza odwiedzali naszą ojczyznę - Książe zasmiał się. Normalnym było że niektórzy osiągali tak sędziwy wiek utrzymując pełną sprawność. Przykładem jest chociażby szalony Bumi.
- Dobrze wiedzieć że nie jestem najstarszym członkiem załogi. Co sądzisz o Władcy Ognia i jego poprzednikach.
- Nie rozumiem. Jestem prostym lekarzem Mój Książę. Nie mam zdania na temat polityki. Chcę tylko pomagać.
- Nie bój się. Chcę się tylko dowiedzieć czy mogę Ci ufać.
- Obejmuje mnie tajemnica lekarska. Nie pisnę słowem na temat moich pacjentów - Iroh pokiwał głową z uśmiechem.
- Co sądzisz o odnalezieniu Avatara? - Kuzon zmarszczył brwi i przymknął oczy.
- Nie wtrącam się jak już powiedziałem. Jednak nie pomogę w poszukiwaniach. Całym sobą jestem za Narodem Ognia, mimo to nie pochwalam wybijania całych narodów i łapania Avatara. Można przecież poszerzać terytoria bez rozlewu krwii i ludobójstwa, zachowując równość. Wybacz mi moje słowa Panie, jestem gotowy za nie ponieść stosowną karę.
- Której nie dostaniesz. Za parwdę nie powinno się karać. Dziękuję. Wiem już co chciałem się dowiedzieć - Iroh wstał ciężko opierając się o kolana. Kiwnął lekko głową i wyszedł zostawiając Kuzona z bijatyką myśli. Lekarz nie rozumiał o co chodzi. Wiedział jednak że za nic w świecie nie pomoże w odnalezieniu Avatara. Gdziekolwiek jest, Aang pojawi się sam w odpowiednim momencie. Nie wcześniej i nie później. Stary uzdrowiciel zaśmiał się serdecznie na wspomnienia jego przyjaciela. Miał tylko nadzieję że Aang jest bezpieczny.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zuko zbudził się w niezwykle jasnym miejscu. Nie było to jednak światło, które dawało słońce. Było zimniejsze i na swój sposób jednak ciemne. Skonfundowany ośmiolatek rozejrzał się po otaczającej go pustce złożonej z śniegu, a może chmur? Czy tak czy tak, nie mógł tego dotknąć. Dokładnie tak jakby tego nie było. Nie było mu zimno, ani ciepło. Nie czuł też żadnych emocji. Po prostu był. Złote oczy chłopca mieniły się w tym zimnym blasku. Nagle ktoś złapał go za ramię.
- Co ty tu robisz? - Mały książę wzniósł głowę i ujrzał postawnego mężczyznę. Miał kruczoczarne włosy z białą grzywką układającą się w dwa długie pasma okalające twarz i ciemno granatowe oczy, w których dało się dostrzec cały ocean - To jeszcze nie twój czas...
- Ja nie wiem... - Odparło spokojnie dziecko. Książe z całych sił starał się przypomnieć co się działo przedtem jak się tutaj ocknął. Jednak nic nie przychodziło do głowy. Mężczyzna uniósł brew i drgnął jednym ze swoich długich wąsów, które chłopcu przypominały wąsy karpia koi.
- Musisz wracać dzieciaku, jak się Agni dowie to od razu poleci do Tui. Nie chcę znowu mieć dwóch spanikowanych duchów obok siebie - Czarnowłosy złapał chłopca za rękę i poprowadził przez pustkę.
- Ale, gdzie mam wrócić?
- Do domu. Hakoda na ciebie czeka - Hakoda... Zdaje się że chłopiec słyszał już gdzieś to imię.
- Jak się nazywasz? - Zuko zapytał uśmiechając się szeroko.
- La. Jestem duchem.
- Ale fajnie! Możesz przenikać przez ściany?! - La spojrzał zdziwiony na chłopca. Złote oczy mieniły się z ciekawości. Z ust nie schodził uśmiech.
- No proszę, jesteś bardziej podobny do Sokki niż się spodziewałem. Może to tym lepiej. Wreszcie ktoś za nim nadąży - wymamrotał duch oceanu - Tak, mogę - powiedział hardo.
- Ale fajnie! Kiedy stąd wyjdziemy? Pusto tu...
- I nudno. Lada chwila. Powiedz... Nie potrzebujesz Agni do panowania nad ogniem?
- Panowania nad czym? I Jakiej Agni?- Ośmiolatek patrzył zdziwiony lekko przekrzywiając głowę. Ocean syknął przyglądając się bliźnie z tak bliskiej odległości - To twoja żona? - Zapytał chłopiec z przekąsem.
- Rava broń. To duch słońca, siostra mojej kobiety - La uśmiechnął się półgębkiem - z resztą nie ważne, przypomnisz sobie jak stąd wyjdziemy. Ale tak, na pewno potrzebujesz Agni. Dostaniesz coś ode mnie w takim razie...
- OOO, Co takiego? Powiedz mi! Powiedz!
- Dzieciaku, weź się uspokój co? Mi też nie podchodzi bycie tutaj, tak jak tobie. Ale co zrobić skoro Agni nie panuje nad swoimi ludźmi i suszy głowę przez to Tui a ona mi. Czuję się jakby to ona chciała zwierzaka a ja muszę po nim sprzątać - La zaczął ponownie mamrotać. Miał taki nawyk gdy był sam, nie za bardzo go lubił lecz również nie potrafił nad nim zapanować - Mniejsza, dowiesz się jak wrócimy na biegun. Zawędrowałeś aż do świata duchów. Musisz wrócić z powrotem do swojego ciała - Chłopiec w ogóle nie przejął się słowami ducha. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał przed siebie. Daleko na horyzoncie dostrzegł niebieskie niebo, które zbliżało się z zawrotną prędkością.
- Daleko jeszcze?
- Kawałek.
- Nudaa, chcę do Sokki i Katary. Muszę im opowiedzieć że spotkałem ducha. Nie uwierzą mi! - Chłopiec podskoczył cały czas trzymając rękę La. Duch przewrócił oczami.
- Im bliżej ziemi tym więcej zaczynasz pamiętać. Pospieszmy się nim sobie wszystko przypomnisz. Poza tym, nasze spotkanie będzie dla ciebie tylko snem.
- Dlaczego?
- Nie ważne - uciął.
- Ale ty maruda jesteś.
- I vice versa, gnojku mały - Zuko naburmuszył się i odwrócił głowę. La przewrócił oczami. Nagle pustka zmieniła się w świat pokryty śniegiem, który z każdym krokiem tonął w coraz głębszej nocy.
- Ej, La. Gdzie jesteśmy? - Chłopiec ścisnął mocniej dłoń ducha oceanu.
- Blisko twojego domu. Nie bój się. Nic Ci nie grozi - Odpowiedział spokojnie ocean. Zatrzymali się tuż nad wioską. W nieprzeniknionej ciemności jedynie pochodnie delikatnie rozświetlały lodowe budynki - Chodź tu szkrabie - La kucnął przed księciem - Nie daj się tam na dole, uciekaj do Hakody - Po czym dotknął palcem czoła chłopca, nim ten otworzył usta by cokolwiek powiedzieć. Duch Zuko rozpłynął się. La nagle usłyszał pod sobą ciche pytanie.
- H-hakoda?
- Jestem przy tobie - Ocean wyszczerzył wrednie zęby. Lubi tego bachora. Szkoda by było gdyby zmarł. Tak jak mówił, dał Zuko prezent. Wyostrzył jego zmysł światła. Od teraz, z każdą następną nocą polarną będzie silniejszy, gdyż nie czerpie siły już tylko ze słońca. Blask księżyca i oceanu będą dodawać mu skrzydeł. Póki co, musi się jednak przemęczyć. La usłyszał płacz. Odetchnął. Dałby wszystko by zabrać te przykre wspomnienia z pamięci Zuko, by znów ujrzeć tego pyskatego malca sprzed chwili. Niestety nie posiada takich zdolności. Teraz może mieć jedynie nadzieję, do której nawiasem mówiąc, nigdy się nie przyzna, że Zuko wróci do bycia sobą. La zmarszczył brwi. Zrobił się za miękki. Odwrócił się i odszedł z wioski na południu.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Dar od La pomógł Zuko, po przesileniu zimowym jego serce na powrót zaczęło dawać o sobie znać a chłopiec czasem zaczynał się wiercić, co znaczyło że na nowo zagościły u niego sny. Tui nie wiedziała o mocy danej przez La Zuko, choć domyślała się że jej ukochany maczał w tym palce, gdyż taka poprawa była sprawą cudu, a cuda czynią tylko duchy. Skoro La zajął się siłą fizyczną chłopca, Tui pilnowała by nowe sny były dobre, pozbawione bólu i strachu. Na czas nocy stała się dla Zuko kolejną matką dbającą o swoje dziecko. Obiecała to Agni. Czasami traciła kontakt z duchem chłopca, nie wyczuwała go w małym ciele. Jakby chłopiec z nudów krążył gdzieś po okolicy. Nie trwało to długo. Mały książę zawsze po chwili wracał, zwykle niezauważalnie się grymasząc. Czuwający nad nim Hakoda, czy Kanna zauważając ruch dziecka mieli nadzieję że Zuko się budzi, od razu sięgali po czarkę z wodą, jednak ze smutkiem odkrywali że mały książę jak spał, tak spał, niewzruszony ruchem czy dźwiękami na około.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Amruq, Rohan Dakota oraz Ilia siedzieli po pas w ciepłej wodzie. Tuż obok największego źródła stała drewniana miska napełniona śniegiem a w niej mroził się znakomity półtorak z Narodu Ognia.
- Skąd go macie? - Dopytała Ilia sącząc miód i wtulając się w Amruqa.
- Podczas naszej pierwszej wyprawy wraz z flotą królestwa ziemi...
- Która uzupełniając była mizerna - Przerwał opowieść swojego przyjaciela Rohan. Dakota zaśmiała się i sięgnęła po swój kubek. Nagle pisnęła, odwracając się dostrzegła cwaniacki uśmiech osiemnastolatka. Zmarszczyła brwi i chlusnęła wodą w jego stronę - No dobra dobra - Zaśmiał się chłopak. Amruq pokręcił głową.
- Kontynuując. Mieliśmy za zadanie przejąć jeden z okrętów. Plan był prosty i skuteczny. Praktycznie bez walki przejęliśmy statek. Umowa z Królestwem Ziemi była taka że oni biorą statek, my zgromadzone na nim dobra. Jak znosiliśmy pożywienie, znaleźliśmy w jednej ze skrzyń pięknie zapakowane, dwa pełne półtoraki.
- Tak, ze wstążeczką były i jakąś kartką. Zapewne na prezent przeznaczone - Rohan pocałował Dakotę w naga szyję.
- Po cichu podzieliliśmy się między sobą i jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do znoszenia skrzyń i worków.
- No proszę. Cwaniaki - Zaśmiała się Ilia - Wiedzieliście że półtorak najtrudniej jest zrobić? To przez to że ma najwięcej miodu ze wszystkich, najdłużej leżakuje i najczęściej nie wychodzi. Zaprawdę zacny łup.
- Jak zwykle najmądrzejsza - Amruq cmoknął swoją dziewczynę w czoło - ciekawe jak to się robi. Może Kuthruk będzie wiedział...
- Ta, on co najwyżej przepis na bimber z miodem Ci sprzeda, jak ładnie poprosisz - Rohan wypił resztkę swojego miodu z kubka. Dakota natychmiast uzupełniła wszystkim napitku.
- Najmłodsza, a najbardziej ją ciągnie - zaśmiał się jej chłopak.
- Ja tylko lubię pić, to Ilię ciągnie do pędzenia! - Broniła się piegowata dziewczyna.
- Mówcie co chcecie, ale ja kiedyś się dowiem jak ten dziad robi ten swój samogon - Ilia zgarnęła do tyłu swoje do połowy zamoczone, długie włosy.
- A co w tym trudnego, fermentujesz jakieś owoce, potem destylacja i prosz. Masz przepis, Zapłata się należy - Zaśmiał się Rohan.
- Oj żeby to takie proste było. On robi to ze śniegu i przypraw! Podejrzałam kiedyś, ale tylko składniki niestety. TEN PRZEPIS JESZCZE BĘDZIE MÓJ! - Czwórka przyjaciół zaśmiała się serdecznie.
- Mm, byliście ostatnio u Zuko? - Zapytała Dakota, wycierając strużkę miodu, która ściekła jej po wardze. Rohan natychmiast zabrał jej rękę i pocałował słodkie usta - Rohan! - Chłopak wzruszył ramionami.
- Mhm - Pokiwał głową Amruq - Śpi jak zabity.
- Biedny chłopak. Myślicie że przeżyje? - Dakota widząc rozwichrzone, ciemne włosy Rohana zaczęła zaplatać mały warkoczyk za uchem w między czasie.
- Nie wiemy. Czuwa nad nim Hakoda, Atka, Kanna. Może ma szansę.
- Skoro to mag ognia, nie dziwne że opadł z sił. Są oni połączeni ze słońcem - wyjaśniła Ilia - tak jak magowie wody z księżycem - Amruq zmoczył dłońmi swoją twarz. Pod palcami poczuł starą bliznę, która przecinała prawe oko.
- Dlaczego ten smyk ma ciągle pod górkę?
- No... Gdybyście go widziały gdy go wyłowiliśmy. Brr - Rohan zatrząsł się lekko - Nadal mam ciarki, gdy sobie przypomnę jak wyglądała jego szyja. Cud że przeżył - Chłopak wziął łyk miodu.
- Wolałabym chyba zamarznąć w lodowatej wodzie, niż urodzić się w Narodzie Ognia - Dakota związała warkoczyk i puściła go wolno, by opadł na gołej piersi Rohana - Niesamowite, masz długie, grube i gęste włosy a śladów brody żadnych - zaśmiała się.
- Buzia dziecka - Wyszczerzył się - lepiej brak, niż mieć brodę jak kozopies
- Ta, chciałbyś mieć taką - zaśmiał się Amruq i pogładził swoją świeżo zapuszczoną gęstą brudkę. Rohan skrzywił się do przyjaciela i chlapnął wodą.
- Jeszcze i tak trochę zanim będę mogła ją zapleść - Ilia zagrzebała palce w brodzie swojego chłopaka, który uśmiechnął się i przyłożył nos do włosów Ilii.
- Tak czy tak, biedaczysko z tej małej iskierki - Dakota skończyła właśnie następnego warkoczyka po drugiej stronie.
- Właśnie, dlaczego twój brat aż tak go nie lubi?
- Nie wiem. Może to dlatego że widział jak mag ognia zabija naszego dziadka? Tyle że ja też przy tym byłam. Naprawdę nie wiem - Dziewczyna zanurzyła się w wodzie aż po czubek nosa.
- Dobra, dość tym smętów. Wypijmy - Zaproponował Amruq - Szkoda marnować tak dobrego miodu, plus musimy się pozbyć dowodów. Wojownicy nas przetrzepią jak się dowiedzą że taki dobry półtorak zgarnęliśmy dla siebie.
- Ta, no to zdrowie - Ilia wzniosła kubek. Przyjaciele natychmiast zrobili to samo. Swoją drogą, Dakota wyglądała przezabawnie gdy uniosła wysoko swój kubek, cały czas będąc zanurzoną w wodzie, tak że tylko oczy wystawały sponad tafli.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Kilkanaście dni po przesileniu, ciemnym rankiem Hakoda wstał by sprawdzić co u Zuko. Z przerażeniem odkrył że nie ma go na posłaniu. Po cichu zaczął się rozglądać po pokoju. Panika przybrała na sile gdy nie znalazł go w żadnym zakamarku domu. Wybiegł więc na zewnątrz po czym odetchnął. Zuko stał boso tuż obok z głową skierowaną na wschód. Mężczyzna natychmiast podniósł chłopca by nie stał na śniegu, skoro jeszcze wczoraj telepał się z zimna.
- Następnym razem załóż buty i mi powiedz gdy wychodzisz - zaśmiał się wódz, nie wiedząc tak naprawdę co powiedzieć. Książę złapał za tunikę taty.
- Czujesz? - Zapytał.
- Co takiego?
- Słońce... Niedługo tu będzie - Hakoda przytulił chłopca.
- Masz rację. Niedługo znów wzejdzie. Jak się czujesz?
- Głodny jestem - Wódz zaśmiał się serdecznie, odganiając łzy radości, po czym wszedł z Zuko do igloo, gdzie Kanna rozpalała ognisko.
- Oh, no proszę. Wstało dziecko nareszcie! - Babcia uśmiechnęła się serdecznie i zmierzwiła włosy chłopca, który ziewnął przeciągle i zaczął trzeć oko.
- Nie wracaj jeszcze spać. Musisz coś zjeść - Zuko pokiwał głową i tępo zaczął wpatrywać się w ogień. Kanna i Hakoda wymienili spojrzenia ulgi. Nagle do salonu wbiegli Sokka i Katara. Dzieci wyglądały na przestraszone.
- TATA! TATA ZUK... - Płakała Katara, po czym stanęła wmurowana.
- Zuko tu jest - Wskazał Sokka po czym rozpromienił się i podbiegł do Hakody, który trzymał chłopca cały czas na rękach - Następnym razem obudź mnie jak wstaniesz! - Zuko chwilę trawił słowa swojego brata, po czym pokiwał głową. Sokka przekrzywił głowę - Nie mów mi że idziesz znowu spać.
- Jeszcze nie. Głodny jestem - Odparł przeciągle. Młodszy chłopiec wyszczerzył się i usiadł przy ognisku wskazując tacie by posadził Zuko obok. Gdy to zrobił Katara natychmiast podbiegła do wodza i wpadła mu w ramiona.
- Myślałam - wychlipiała - M-myślałam...
- Wiem - Hakoda pogłaskał dziewczynkę po głowie.
- Pobawisz się dzisiaj z nami? - Zapytał podekscytowany Sokka. Zuko z opóźnieniem spojrzał na młodszego chłopaka.
- Nie wiem, dalej chce mi się spać.
- No proszę, chociaż chwilę - Kanna postawiła miski z owsianką przed dziećmi. Chłopcy zaczęli jeść. Zuko z początku powoli, mimo że był bardzo głodny, to zastane mięśnie nie chciały go tak od razu słuchać. Na sam koniec posiłku, książę wręcz zasypiał nad miską i Hakoda musiał go przenieść z powrotem do łóżka, ku niezadowoleniu Sokki i Katary. Smutek dzieci nie trwał długo. Jeszcze tego samego dnia Zuko obudził się ponownie. Następnego dnia tak samo, i kolejnego. Za każdym razem pobudki były dłuższe, a chłopiec był coraz bardziej świadomy i żywy tego co się dzieje. Kanna, Hakoda i zaglądający co jakiś czas Atka byli już pewni że Zuko nic nie będzie. Tydzień później przerwy w spaniu trwały już na tyle długo że rodzeństwo mogło się zacząć bawić. Kilka tygodni później słońce na nowo nieśmiało zawitało na biegunie w akompaniamencie śmiechu Sokki i Zuko niesionych na barana przez osiemnastolatków. Pierwsze promienie słońce pokolorowały oczy małego księcia nadając im dawnego złotego poblasku.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now