Rozdział 16

152 14 47
                                    

Severus siedział w kuchni na rozklekotanym krzesełku i tępo wpatrywał się w kalendarz wiszący na ścianie.

Dwudziesty szósty grudnia.

Mężczyzna mocniej zacisnął palce na kubku z gorącą herbatą, niemal parząc sobie dłonie, a mimo to nie puścił naczynia. W końcu życie przyzwyczaiło go do bólu, a ten był niczym w porównaniu ze złamanym sercem.

Napił się trochę, czując przy tym szczypanie warg podrażnionych wysoką temperaturą herbaty i gorzki posmak, jaki zostawiła po sobie na języku.

Przeklęty dwudziesty szósty grudnia.

Kolejny łyk naparu i kolejna dawka znajomej goryczy.

Na stole, przy którym siedział Severus, leżał talerz z przypalonym śniadaniem.

Tykający cicho zegar ścienny odmierzał czas. Każde drgnięcie wskazówki oddalało Snape'a coraz bardziej od panny Evans, która za kilka godzin miała zostać panią Potter.

Wiedział, że ta chwila w końcu nadejdzie. Jednak zwykle odganiał od siebie te myśli, zagłuszał je pracą, książkami i obowiązkami dnia codziennego. Niekiedy sądził, że już się pogodził ze stratą Lily. Przyzwyczaił do braku jej obecności. A później dostrzegał gdzieś na ulicy kasztanowe włosy rozwiane na wietrze, wyczuwał w powietrzu jaśminową woń perfum, łudził się, że słyszał dźwięczny śmiech. I wszystko wracało. Od ich pocałunku było jeszcze gorzej, bo już poznał smak jej ust.

Kiedy herbata wystygła, a kubek przestał parzyć dłonie, Severus podniósł się z krzesła i zamknął w pracowni. Jednak nawet w swoim dotychczasowym azylu nie odnalazł spokoju.

Myśląc o Potterze, niezbyt równo pokroił korzonki stokrotki, co tylko wprawiło go w jeszcze większą irytację. Kolejny punkt krytyczny osiągnął przy dodawaniu do eliksiru soku z pijawek. Ich nadmiar uczynił miksturę koszmarnie pomarańczową.

Severus ze złością wpatrywał się w powstałą zupełnie niezamierzenie trującą miksturę i miał ochotę przy jej pomocy zakończyć życie.

Dwudziesty szósty grudnia – wiekopomny dzień, w którym Snape nie potrafił uwarzyć poprawnie eliksiru kurczącego, wchodzącego w skład programu nauczania trzecioklasistów.

Nagle chochla przecięła powietrze i z głośnym łomotem odbiła się od ściany, by zaraz upaść na podłogę.

Severus jednym ruchem różdżki sprawił, że katastrofalny eliksir zniknął z kociołka i po chwili trzaskając drzwiami, opuścił dom.

Idąc wzdłuż rzeki, wkładał płaszcz i przeklinał pod nosem swój parszywy los. W pośpiechu zapomniał szalika, więc zimny wiatr bezlitośnie wdzierał się pod wierzchnie okrycie, a mróz szczypał w policzki.

Jednak z każdym kolejnym krokiem i zaczerpnięciem zimowego powietrza, Snape czuł się odrobinę lepiej. Spacery zawsze działały na niego uspokajająco. 

W końcu zatrzymał się tuż przy płaczącej wierzbie, która kołysała leniwie swoimi bezlistnymi gałęziami. Kora drzewa wciąż nosiła ślady wyrytych liter: L i S.

Snape przypomniał sobie spotkanie z Lily na dzień przed ich pierwszą podróżą do Hogwartu, kiedy to oznaczyli wierzbę swoimi inicjałami.

Był to ostatni dzień wakacji. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, zabarwiając niebo czerwienią i pomarańczą.

Severus wstał z trawy, otrzepując przy tym spodnie, a Lily podążyła jego śladem.

Oboje byli bardzo podekscytowani. Rudowłosa wciąż powtarzała, że z emocji nie zmruży oka, a chłopak z przejęciem potakiwał głową.

Maska || Severus SnapeWhere stories live. Discover now