Rozdział 19

134 12 36
                                    

Kilka minut przed drugą po południu Severus zajął miejsce w auli numer trzy, która wyglądem przypominała dwie poprzednie, jakie miał przyjemność odwiedzić tego dnia. Tam również znajdowały się trzy rzędy ław oraz mównica i mahoniowe biurko dla wykładowcy. Jedyną różnicą było to, że w pomieszczeniu brakowało okien wychodzących na którąś z czterech stron świata. Za to światła dostarczał duży, owalny świetlik z kolorowym witrażem, przedstawiającym słońce.

Odkąd tylko Snape dowiedział się, że będzie uczęszczał do Akademii, niezmiernie ciekawiła go możliwość nauki alchemii. Dla wielu czarodziei wciąż była to owiana tajemnicą dziedzina magii, o której zapomniano na przestrzeni wieków i której nie zgłębiono wystarczająco mimo wielu lat prób. Jednak Severus potrafił docenić tę niezwykłą dyscyplinę i z fascynacją zaczytywał się w kolejnych dziełach alchemików. Jeszcze przed przybyciem do Francji zdołał zapoznać się z twórczością Greka Zosimosa z Panopolis, traktatami Gebera, a także rzecz jasna z pracami Flamela.

Z tego, co słyszał, nie tylko on nie mógł doczekać się tych zajęć. W pobliżu siedziało dwóch czarodziei rozmawiających między sobą w jednym ze słowiańskich języków.

Severus przelotnie dotknął pierścienia Ogmiosa, a później poprawił lekko poobijany zegarek, który dostał od matki na siedemnaste urodziny, sprawdzając przy okazji godzinę.

Dokładnie o drugiej do sali wkroczyła niska, szczupła kobieta ze skórzaną teczką pod pachą. Pewnym krokiem podeszła do biurka, rzuciła na blat zdjęty z głowy śliwkowy beret, a przez oparcie krzesła przewiesiła płaszcz w tym samym odcieniu fioletu. Z aktówki wyjęła jakąś kartkę i z nosem w zapiskach zbliżyła się do mównicy.

Snape podejrzliwe przypatrywał się dość młodej, bo na oko mającej około dwudziestu pięciu lat czarownicy i doszukiwał się w niej chociażby cienia Mistrza Alchemii, jakim musiała być. Jednak w prostej, czarnej sukience przed kolano z białym, koronkowym kołnierzykiem sprawiała raczej wrażenie pilnej uczennicy niż profesora starożytnej nauki. To odczucie potęgowały prostokątne okulary w ciemniej oprawce, które powoli zsuwały się z niewielkiego, zgrabnego nosa.

— To ona? — burknął po rosyjsku jeden z magów do swojego towarzysza.

Snape doskonale rozumiał jego zawód. On również spodziewał się, że będzie miał do czynienia z kimś starszym i bardziej doświadczonym.

— Och, zamilcz — skarcił go blondyn. — Doprawdy czasami zastanawiam się, dlaczego w ogóle się z tobą zadaję. Twoja ignorancja w niektórych sprawach jest zaskakująca, Dymitrze.

— Po prostu tyle mi o niej opowiadałeś, że myślałem...

— No dobrze, zaczynajmy. — Po sali rozbrzmiał kobiecy głos i szepty powoli cichły.

Severus zauważył, że czarownica stojąca przy mównicy wyprostowała się i zmierzyła adeptów uważnym spojrzeniem.

— Jeśli są tu osoby, które spodziewały się wykładu Nicolasa Flamela, to mogą już wyjść — powiedziała głośno i wyraźnie, jakby rzucała wyzwanie.

Niektórzy czarodzieje popatrzyli po siebie z zakłopotaniem, ale nikt nie ruszył się z miejsca.

— Świetnie — skwitowała Mistrzyni Alchemii, lekko się uśmiechając. — Jeśli spodziewacie się, że zdradzę wam tajemnicę powstania kamienia filozoficznego albo eliksiru życia, to też możecie już wyjść.

Snape zerknął na siedzącego dwa miejsca dalej Damoklesa, który z przejęciem wpatrywał się w mówiącą czarownicę i nawet nie zauważył, że pióro spadło mu na podłogę.

Maska || Severus SnapeWhere stories live. Discover now