Rozdział 8

204 24 48
                                    

Severus przeciskał się przez zatłoczone pomieszczenie pełne czarownic i czarodziei. Większość z nich zajmowała rozklekotane krzesełka, czekając na swoją kolej. Wokoło panował gwar. Jakiś mężczyzna z zaczerwienioną twarzą wydawał z siebie przeciągły gwizd, a na oko dziesięcioletni, piegowaty chłopiec z rudą szopą na głowie kumkał i pokazywał wszystkim błony między palcami. Chudy staruszek próbował zatkać sobie uszy, z których wydobywała się para, co według Snape'a było skutkiem nadmiernej ilości eliksiru pieprzowego.

W końcu Severus stanął w kolejce do Informacji tuż za parą w średnim wieku. Ogromna kobieta, niesamowicie marudziła swojemu niskiemu i wiotkiemu jak trzcina mężowi.

— To wszystko twoja wina, zresztą jak zawsze. Moja mama mnie ostrzegała. Mogłam jej posłuchać.

— Kochanie, to miały być perfumy. Przysięgam, że nie wiedziałem...

— Ty nigdy nic nie wiesz! I spójrz, do czego to doprowadziło! Jak ja teraz wyglądam?! — załkała, potrząsając swoimi jasnymi włosami.

— Uzdrowiciele na pewno ci pomogą — zapewniał, ostrożnie gładząc żonę po plecach.

— A jak nigdy już nie będę wyglądała tak jak wcześniej? — zapytała drżącym głosem. — Co to w ogóle było? Kto ci to sprzedał?

— Kruszynko...

— Jestem gruba — zapłakała. — Nie możesz nazywać mnie Kruszynką. To stra-aaa-szne.

Snape zacisnął zęby, poirytowany kobiecym szlochaniem. W duchu błagał, by kolejka jak najszybciej przesunęła się do przodu, bo w innym przypadku z pewnością eksploduje. 

— Jeśli mi nie pomogą, to nigdy ci tego nie wybaczę, Rick!

— Ależ Kruszynko... Przecież...

Załamana blondynka odsunęła się stanowczo od męża, nadeptując przy tym Severusowi na stopę. 

— Na litość boską, kobieto! — warknął Severus, popychając nieznajomą, jednocześnie poruszając palcami prawej nogi, upewniając się, że są całe. — Może dorób sobie dodatkową parę oczu. 

Wielka, opuchnięta twarz odwróciła się w stronę Snape'a. Teraz miał okazję lepiej przyjrzeć się nienaturalnie rozciągniętej skórze i dwóm małym, wąskim szparkom tuż pod łukami brwiowymi.  

— Nie widzi pan, w jakim jestem stanie?! — zawołała wysokim głosem. 

— To tylko eliksir rozdymający! Wystarczy wywar dekompresyjny i znów zmieścisz się w drzwiach — stwierdził z niezbyt sympatyczną miną. — Przestań ryczeć. Ludzie tu mają większe problemy.

Policzki kobiety przybrały barwę dojrzałego pomidora. 

— Jest pan niewychowanym, nieczułym gburem — oskarżyła go. — I do tego bez serca.

— Przynajmniej nie jestem idiotą, który cały spryskał się eliksirem rozdymającym, bo myślał, że to perfumy — wysyczał Snape.

— Rick! — wrzasnęła kobieta, szturchając swojego męża za ramię.

Mężczyzna zamrugał szybko i zadarł wysoko głowę, by spojrzeć na młodzieńca. Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, jakby zabrakło mu słów.

Severus uniósł brew i popatrzył na nieznajomego z góry.

— Następny!

— Chyba państwa kolej — mruknął Snape i ruchem dłoni wskazał na pulchną blondynkę, siedzącą za biurkiem.

Maska || Severus SnapeWhere stories live. Discover now